Anna Zygmunt: Ilustrowanie książek dla dzieci wymaga wyjątkowej, specyficznej wrażliwości. Skąd czerpie Pani inspiracje?
Zosia Dzierżawska: Najbardziej inspiruje mnie codzienność - miejsca, w których funkcjonujemy na co dzień, przedmioty, które nas otaczają. Staram się spojrzeć na nie tak, jak Kazimierz patrzy na świat wokół siebie. Wanna pełna piany, scyzoryk, kałuża na podwórku, para butów - to wszystko jest dla niego frapujące. W poszukiwaniu inspiracji lubię sięgać także po książki i ilustracje, które fascynowały mnie, gdy sama byłam dzieckiem. Często próbuję odtworzyć światy, w których chciałam znaleźć się jako sześciolatka.
AZ: Czy do stworzenia Misia Kazimierza wystarczył tekst?
ZD: Tekst Przygód Misia Kazimierza był oczywiście podstawą i punktem wyjścia. To w nim znajdował się klucz do atmosfery i stylu ilustracji. Jednak szczegółowy wygląd Miś i jego przyjaciele zawdzięczają długim rozmowom z Autorką, już w trakcie powstawania rysunków - widać, że Paulina kocha swoich bohaterów, więc robiłyśmy wszystko, żeby w ilustracjach możliwie jak najbardziej zbliżyć się do jej wizji. Wspólnie dopracowywałyśmy każdą postać. W niektórych sprawach rozumiałyśmy się bez słów - na przykład Kazimierz niemal natychmiast zyskał swoją zawadiacką, a zarazem dobroduszna minę; najwięcej czasu zajęło chyba stworzenie odpowiednio miękkich i puchatych stóp Misia, do których ja z kolei długo nie mogłam się przekonać. Taka troska o szczegół pokazuje, jak bardzo poważnie Autorka traktuje swoich bohaterów, od czubków kosmatych uszu aż po koniuszki łap; bardzo mi się to podoba.
AZ: To ciepła i piękna opowieść o przyjaźni, przygodzie i dorastaniu. Jakie jest Pani pierwsze wspomnienie z dzieciństwa i kiedy zorientowała się Pani, że dorasta... czy było to może porzucenie ulubionego misia?
ZD: Pamiętam, że już jako sześciolatka wspominałam z nostalgią swoje życie jako cztero- czy pięciolatki. Wydawało mi się wtedy nieprawdopodobnie odległe. Już wtedy odczuwałam dojmującą tęsknotę za czymś w rodzaju utraconej niewinności; a przecież wciąż byłam dzieckiem! Dosyć szybko zaczął mnie martwić nieubłagany upływ czasu i zmiany, jakie w nas w związku z tym zachodzą.
Ale mam też wrażenie, że wielu aspektów swojej dziecięcej osobowości nie porzuciłam. Kiedy spędzam czas z moim młodszym o dwa lata bratem, niemal natychmiast wracamy do wygłupów sprzed ponad 20 lat. Śmieszą nas te same rzeczy co wtedy, kiedy mieliśmy po pięć-sześć lat. Poza tym oboje mamy naturę "zbieracką", więc wciąż w zakamarkach rodzinnego domu znajduję nasze zabawki. Również misie. Także w dosłownym sensie nigdy nie zostały przez nas porzucone.
AZ: Jaka jest rola ilustracji w opowieści dla dzieci? Czym różni się rysowanie dla dzieci od rysowania dla dorosłych?
ZD: Nie różni się niczym w tym sensie, że zarówno dorosłego, jak i dziecięcego odbiorcę należy traktować zupełnie poważnie. Infantylizowane na siłę ilustracje czy przesadnie upraszczany przekaz rzadko się sprawdzają. Zdarza mi się usłyszeć, że moje ilustracje kojarzą się z "klasyczną" ilustracją dziecięcą, taką w dawnym stylu, wydają się niemal anachroniczne. Myślę, że chodzi o to, że są bardzo narracyjne - nawet z niewielkiego detalu można wyczytać jakąś historię.
Tak najczęściej rysuje się linię podziału między ilustracją dla dzieci a ilustracją dla dorosłych. Dziecięca jest narracyjna, ma w sobie opowieść. Ilustracja dla dorosłych zaś jest konceptualna, mniej dosłowna. Często jednak ten podział zaciera się - jest wiele świetnych, a niemal konceptualnych ilustracji dziecięcych, szczególnie z lat '50 i '60. Mimo że nie widać tego zawsze w moich ilustracjach, bardzo bliska jest mi także ta tradycja mniej dosłowna, graficzna. Myślę, że w ilustracji jest miejsce na obydwa sposoby myślenia - ja w dzieciństwie uwielbiałam zarówno Szancera, jak i Butenkę, choć trudno sobie wyobrazić dwa bardziej różne podejścia do ilustracji.
AZ: Jest Pani też autorką komiksów, a ostatnio ilustracji do Kolorowych prostokątów. Przewodnika dla dzieci po życiu i sztuce twórczości Marka Rothki Agnieszki Tarasiuk. Proszę opowiedzieć o tym projekcie.
ZD: Kiedy Muzeum Narodowe zwróciło się do mnie z tą propozycją, byłam zachwycona. Wymarzone zlecenie, dotyczące jednego z moich ulubionych malarzy! Agnieszka Tarasiuk, która na co dzień jest kuratorką Królikarni (oddział Muzeum Narodowego w Warszawie) napisała mądry, skierowany do dzieci tekst o życiu i twórczości Rothko. Ja zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby przybliżyć dzieciom dwa odległe światy - małego łotewskiego sztetla z początku wieku oraz wielkomiejskiej atmosfery Stanów Zjednoczonych z lat '30 i '40. Całości dopełniają bardzo ciekawe zabawy rozwijające wyobraźnię artystyczną dzieci.
AZ: Wracając do Misia Kazimierza... tym razem postanawia on przeżyć wakacyjną przygodę. Jak wyglądają Pani tegoroczne wakacje? Czy już wydarzyło się coś wyjątkowego? Poznała Pani nowych przyjaciół?
ZD: Tegoroczne wakacje spędzam głównie w towarzystwie kredek, ołówków i farb, bo pracuję właśnie nad kolejnym projektem - ale czuję się jak na wakacjach, bo niedawno przeprowadziłam się do nowego miasta. Wszystko wokół jest nowe i zaskakujące - nawet jazda tramwajem póki co jest przygodą! Zupełnie jak dla naszego Misia.
Ostatnio zaprzyjaźniłam się z Casimirem, podwórkowym kotem i okolicznym zawadiaką, który coraz częściej wpada na spodek mleka, a w deszczowe dni dotrzymuje mi towarzystwa podczas pracy. Przeważnie przesiaduje jednak na ogrodowej jabłonce, którą widzę z okna.
AZ: Czy zdradzi nam Pani coś na temat kolejnej części - Podróży Misia Kazimierza? Czy będzie już zupełnie dorosłym i poważnym misiem?
ZD: Na pewno jak zwykle wiele dowie się o sobie i o otaczającym go świecie, chociaż wątpię, by w związku z tym jakoś szczególnie spoważniał. Prostolinijność, wrażliwość i humor są w końcu częścią jego osobowości. Za to tym razem - to chyba mogę zdradzić - wybierze się naprawdę, ale to naprawdę daleko.
AZ: Dziękuję za rozmowę.