Warszawa

Najbardziej kocham moją rodzinę... - Wywiad z Alicją Ungeheuer-Gołąb

Najbardziej kocham moją rodzinę... - Wywiad z Alicją Ungeheuer-Gołąb

Pytania młodych Czytelników portalu Czasdzieci.pl

 

  • Gdzie jeździła Pani w dzieciństwie?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: W dzieciństwie trochę wyjeżdżałam, a trochę nie, ponieważ mieliśmy ogromny ogród, w którym można było wspaniale spędzać wakacje. To był dziki ogród, jeszcze mojego pradziadka. Uwielbiałam tam chodzić po drzewach, miałam swoje zakamarki, swoje grządki i ulubione rośliny. Miałam tam mnóstwo zaprzyjaźnionych kotów, które najpierw były dzikimi kotami, a ja je oswajałam, dając im jedzenie i mleko. Niektóre pozwalały się oswoić, a niektóre były cały czas dzikie i nawet powiedziałabym, że niebezpieczne. Był tam też pies, który miał na imię Tramp i jego też uwielbiałam, to był pies moich kuzynek. Czasami jeździłam nad Bałtyk z moją mamą i choć wakacje tam były wspaniałe, to same podróże były dosyć męczące, ponieważ dawniej pociągi były bardzo przepełnione i zwykle pół takiej podróży spędzało się stojąc. A trwała ona długo z Podkarpacia nad morze. Pamiętam, że kiedy, miałam tyle lat, co wy, to chyba połowę drogi trzymał mnie na rękach żołnierz, który zlitował się nade mną, bo ja już nie miałam siły. Było tak ciasno, że staliśmy w przejściach. Jeździłam też do Krynicy, to jest w górach.  Tam miałam ciocię-babcię, która mieszkała na Górze Parkowej. To jest taka bardzo piękna góra w Krynicy, na którą wyjeżdża się specjalną kolejką. Tam też bardzo lubiłam jeździć z moimi rodzicami i bratem.

 

  • Jaka była Pani ulubiona zabawa w dzieciństwie?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Ulubiona zabawa w dzieciństwie, czekajcie, czekajcie... Z takich zabaw z rówieśnikami to bardzo lubiłam podchody. Nie wiem czy znacie tę zabawę, bo ona troszeczkę już w tej chwili zanika. To jest taka zabawa, kiedy dzieci dzielą się na dwie grupy i jedni wędrują, a drudzy są poszukującymi. Podczas tej zabawy zostawia się znaki w postaci patyczków w kształcie strzałek. Można też strzałki rysować kredą albo cegłą. I druga grupa ma znaleźć tę pierwszą po tych strzałkach, ale można też robić psikusy i dawać mylne znaki, no i wtedy jest bardzo trudno znaleźć taką grupę. Lubiłam też chodzić po drzewach, skakać na skakance i odbijać piłkę, uwielbiałam bawić się w „chłopka”. „Chłopek” to jest taka gra skakana. Rysuje się chłopka na piasku albo kredą na asfalcie, rzuca się kamyk albo szkiełko i trzeba odpowiednio skakać po tym chłopku. To była świetna zabawa, jeśli miało się towarzystwo. Jeszcze lubiłam robić sekrety z kwiatków w ogrodzie.

 

  • Jak się robi sekrety z kwiatków?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Sekret się robi tak, że trzeba wygrzebać dołek w ziemi. Szuka się kwiatka, wkłada się go do dołka i przykrywa szkiełkiem, a potem zasypuje się i zaznacza to miejsce kamyczkiem. Chłopcy często szukali sekretów i psuli je. Miałam też taki świetny pomysł, że gdy już umiałam dobrze pisać, to napisałyśmy z koleżankami taki list przyjaźni i włożyłyśmy go do puszki po landrynkach, a potem zakopałyśmy go w ogrodzie pod starą jabłonią i prawdę mówiąc on tam chyba do tej pory jest, bo już potem nigdy nie mogłam znaleźć tego miejsca.

 

  • Dlaczego Pani pisze książki dla dzieci?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: To jest bardzo trudne pytanie, bo ja sama do końca nie wiem dlaczego napisałam te książki. Ja jestem z zawodu badaczką literatury dziecięcej i bardzo dużo czytam książek dla dzieci. W którymś momencie życia, kiedy pojawił się na świecie mój syn, stwierdziłam, że chciałabym spisać nasze „domowe opowieści”. I pierwszą rzecz  napisałam właśnie dla niego, to był wiersz Rozmowa, którym zadebiutowałam w „Misiu”. Mobilizował mnie też kolega, który wydawał w Rzeszowie pismo dla dzieci pt.„Kapitan Muzyczka” i tam mogłam umieszczać moje wiersze. Poza tym myślę, że piszę dla dziecka, którym kiedyś byłam. Dla siebie samej też piszę. Bo to było takie dziecko, jakimi wy jesteście teraz, więc piszę troszkę dla siebie, troszkę dla mojego syna, który już jest duży, a także dla Was, dla ciebie i dla Mileny, i dla Ali, i dla wszystkich innych dzieci.

 

  • Czego się Pani boi?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Właściwie nie jestem strachliwa i mało jest rzeczy, których się boję, ale boję się…, boję się, że kiedyś zostanę sama.

.

 

  • Gdzie Pani by chciała najbardziej pojechać?

 

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Muszę się zastanowić, bo prawdę mówiąc ja już bardzo dużo podróżowałam w moim życiu. I ostatnio to miałam ochotę być tylko w jednym miejscu. Jednak gdybym odpoczęła i miała taką możliwość, że mogłabym pojechać gdzie bym chciała, to chciałabym popłynąć barką z Polski do Holandii. Byłam już w Holandii, ale samochodem. A myślę, że inaczej zupełnie wyglądałaby ta podróż płynąc barką. W Holandii jest bardzo dużo dróg wodnych, kanałów i rzek. Byłaby to taka inna podróż niż wszystkie.  Jest tam też ogromnie dużo rowerów. Tam wszyscy jeżdżą na rowerach i przez to jest czystsze powietrze, a muszę wam też powiedzieć, że jest tam takie osiedle, które jest wybudowane na wodzie. Nazywa się Almere i tam domy są wybudowane na specjalnych platformach. Ich mieszkańcy zamiast ogrodów mają wodę, w której zamiast rowerów i samochodów stoją motorówki albo łódki,  którymi wypływają do pracy.

 

  • Czy lubi Pani Coca-Colę?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Wstyd się przyznać, ale lubię. Natomiast nie powinnam jej pić ponieważ zawiera kofeinę, a ja unikam kofeiny, bo mi szkodzi. Natomiast bezkofeinowa nie jest już taka fajna. Pamiętam pierwszą Coca-Colę, jaką wypiłam w życiu. To było w miejscowości, która nazywa się Złockie koło Muszyny. Byłam tam na wakacjach i tam piłam pierwszą Coca-Colę, i miałam wtedy chyba jakieś dziesięć albo jedenaście lat. Pamiętam jak bąbelki szczypały mnie w nos.

 

  • Czy chciałaby Pani polecieć na Księżyc?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Nie.  A ktoś z was chciałby polecieć na Księżyc? (Taaak!)

 

  • Czy potrafi Pani jeździć na rowerze?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Potrafię świetnie jeździć na rowerze i to jest bardzo dobre pytanie, jeśli chodzi o moją osobę, ponieważ mam rower, który ma ponad sto lat. To jest przedwojenna damka i jeżdżę na niej po ulicach  Rzeszowa i wszyscy wiedzą, że to jest mój rower. Ma na tylnych kołach takie siatki, jakie zakładało się dawniej, aby suknia nie wkręciła się w szprychy. Uwielbiam moją damkę. Jedna z książek, którą napisałam jest między innymi o rowerze i w Rzeszowie czasem przyprowadzam mój rower na spotkania autorskie z dziećmi. I wtedy rozmawiamy sobie, mój rower opowiada dzieciom o tym, jak to było dawniej i  jak się czuje, bo to jest też taki trochę zaczarowany rower. Napisałam też ładny wierszyk o rowerze:

„Czy masz rower?

Bo ja tak.

Na nim czuję się jak ptak.

Kiedy jadę na moim rowerze,

śpiewa wiatr jak artysta w operze.

Mijam wtedy ogrody i mosty

i tak czuję, jakby mi skrzydła urosły.

Trzymam sobie mój rower w domu

i nigdy go nie oddam nikomu.

 

  • Gdzie Pani lubi odpoczywać?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Najbardziej lubię odpoczywać w moim obecnym ogrodzie. W moim ogrodzie, który stworzyłam z moim mężem i synem. W Rzeszowie.

 

  • Jaki sport Pani uprawia?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: To jest bardzo dobre pytanie. Już powiedziałam, że jeżdżę na rowerze, ale jeżdżę również na nartach. Bardzo to lubię, ale tak naprawdę, to całe życie tańczyłam. I właściwie taniec, to jest mój ulubiony sport. Do dzisiaj jeszcze tańczę, właśnie dzisiaj jest próba, na której powinnam być, ale przyjechałam do was, bo pomyślałam, że tutaj spotkam mnóstwo bardzo miłych dzieci.

 

 

  • Co Pani tańczy?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Tańce ludowe. To jest mój drugi zawód. Posiadam pierwszą kategorię instruktora tanecznego.

 

  • Kogo kocha Pani najbardziej?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Najbardziej kocham moją rodzinę. Mojego syna i mojego męża. Kocham też mojego brata i  kocham moją mamę. Ona już fruwa z aniołami, ale mam ją cały czas w sercu. Kocham też mojego tatę, ale jego też już nie ma wśród żywych. Tak więc teraz mogę powiedzieć, że najbardziej kocham mojego syna i męża.

 

  • Czy była Pani grzecznym dzieckiem?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: To było różnie. Bardzo się starałam, tak, jak wszystkie dzieci, ale często mi się nie udawało i czasem rzeczywiście trochę broiłam. Właściwie nie byłam takim dzieckiem siedzącym dużo na miejscu, bo tak jak mówiłam wcześniej lubiłam tańczyć, biegać, skakać i wspinać się. Miałam koleżankę, która mieszkała całkiem niedaleko, a ja nie chodziłam do niej przez furtkę, tylko pokonywałam dwa ogrody, przechodząc przez płoty. Chodziłam też po dachach, to było naprawdę niebezpieczne i nikt o tym nie wiedział, nawet rodzice. No więc takim to dzieckiem byłam, ale myślę, że było to grzeczne dziecko.

 

  • Czy pamięta Pani swoje sny?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Niektóre pamiętam. Są i miłe, i niemiłe.

 

  • W jakim wieku Pani miała pierwszego chłopaka?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: To jest świetne pytanie. Słuchajcie, naprawdę nie wiem skąd bierzecie te pytania. „Mieć chłopaka” - różnie to można pojmować. Jest taki wiek w życiu, że chodzi się na randki. Ale w moim przypadku nastąpiło to dużo wcześniej, bo pierwszy raz, gdy się zakochałam miałam jakieś sześć lat. A ten chłopak miał dziewiętnaście i pracował u mojego wujka. Miał na imię Bolek. Jeśli będzie to czytał, to go pozdrawiam. Wiem, że ma troje dzieci i już pewnie koło sześćdziesięciu lat, ale pamiętam, że chodziłam do ogrodu, zbierałam poziomki, maliny, truskawki, co się da i wkładałam do kubka i zanosiłam Bolkowi, mówiąc „Bolek, kocham cię”. I trwał ten proceder dość długo. Bolek był bardzo miłym młodzieńcem, bo kiedy zachorowałam na grypę, przyniósł mi ogromny bukiet bławatków, takich polnych chabrów, czym zaskoczył całą moją rodzinę, moją mamę, mojego brata i tatę. Byłam dumna, że w ogóle zauważał, że ja tam przychodzę do niego i w ogóle istnieję na tym podwórku. W każdym razie to właśnie była moja pierwsza miłość.

 

  • Jaką Pani lubi najbardziej zupę?

 

Alicja Ungeheuer-Gołąb: Pomidorową.  Z lanym ciastem. Wykonaną przez siebie.

 

  • To my prosimy na koniec przepis na zupę pomidorową, tak.

 

AUG: Proszę bardzo. Należy obrać jedną marchewkę, jedną pietruszkę, odrobinę cebulki i troszeczkę pora. Pokroić to wszystko jak się komu podoba i wrzucić do dużego garnka na trochę oliwy, przysmażyć, tak troszeczkę zrumienić, następnie zalać wodą. Dodać jedno ziarenko angielskiego ziela,  cztery ziarenka czarnego pieprzu, liść lubczyku, trzy duże szczypty majeranku, odrobinę bazylii, jeden liść laurowy. To wszystko gotować aż marchewka będzie miękka. Następnie dodać słoik przecieru własnej roboty albo puszeczkę przecieru pomidorowego ze sklepu. Zagotować. Posolić do smaku. W kubku wymieszać jajko  z małą ilością mąki, aby zrobiło się gęste ciasto. Następnie wlać pomalutku zawartość kubka do gotującej się zupy. Gdy wszystko się zagotuje wyłączyć palnik i wlać do zupy 1/3 szklanki gęstej śmietany wcześniej wymieszanej z paroma łyżkami zupy. Smacznego!

 

Serdecznie dziękujemy Pani Alicji za poświęcony nam czas!           

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Wywiady

Warto zobaczyć