Najlepsza forma nauki to nauka przez odkrywanie. Zwłaszcza kiedy orientujemy się, że właśnie odkryliśmy coś co przyda nam się na całe życie. Takie nauki płyną ze spektaklu Teatru Wariete, na który udałam się wraz z córką, a nosił on tytuł "Baśń o grającym imbryku".
Przedstawienie było cudownie dynamiczne i myślę, że żaden mały widz nie siedział na sali znudzony. Aż dziw bierze, że za całość była odpowiedzialna tylko dwójka aktorów. Obracająca się scenografia pokazywała idealnie kolejne etapy historyjki, zmieniając się w coraz to bardziej ekskluzywne wnętrza, które zamieszkiwał kowal. To jemu za sprawą magicznego imbryka udawało się zamieniać na dobytki z najbardziej zamożnymi ludźmi z miasteczka.
Mnogość postaci nie pozwalała na nudę, a humor całości też był idealnie dopasowany do młodej publiczności. Zwłaszcza mucha, zakochana po uszy w koniu szczególnie przypadła wszystkim do gustu. Przekaz był prosty: czasami nie zawsze opłaca nam się gonić za tym co wydaje się, że da nam szczęście. Czasami szczęście to to, co mamy tu i teraz. Myślę, że po spektaklu niejeden rodzic również miał o czym pomyśleć. Gorąco polecam!
mama Karinki