Warszawa

Albo superkobieta, albo supermama..

Albo superkobieta, albo supermama..

Na początku był chaos... Mój świat stanął na głowie, a ja, zatwardziała superkobieta, co to nawet do warzywniaka lata w pełnym makijażu, zdradziłam w jednej chwili babskie ideały.

 

Przeszłam błyskawiczną metamorfozę i stałam się supermamą, bohaterką jednej roli. Superkobieta poszła w odstawkę.. Czasem, kiedy ubrana w rozciągnięte dresy karmiłam piersią swoje superdziecko, ona wychodziła z kąta i dyskretnie wskazywała palcem moje superodrosty. Prychałam pogardliwie i pędziłam prasować stosy śpioszków. Innym razem dawała mi rozpaczliwie znaki, bym zamiast rozczłapanych mokasynów założyła zgrabne czółenka. Pukałam się w czoło – a niby jak a tych obcasach wciągnę wózek po schodach? Raz pokazywała ukradkiem mojego męża, co tęsknym wzrokiem zerkał na zmysłowe koszulki, które kiedyś, w poprzedniej epoce, zakładałam na noc. Z wściekłością zatrzaskiwałam szufladę komody z "lepszą" bielizną, a jej dawałam pstryczka w nos, i - wystrojona we flanelową koszulinę do karmienia - leciałam śpiewać synkowi kołysanki..

 

Widywałam ją coraz rzadziej, aż w końcu zniknęła, rozpłynęła się we mgle codzienności. Supermama triumfowała – bo teraz sprawowała nade mną władzę absolutną. Mniej więcej do pierwszych urodzin synka. W końcu przyszło opamiętanie. Zaczęłam chorować, stres zabijał powoli moją odporność. Musiałam poluzować zbyt ciasny krawat uszyty z obowiązków, które z upodobaniem ładowałam sobie na głowę.

 

Wreszcie zrozumiałam: od dawna nie byłam supermamą, bo zmęczona mama nie może być super. Nie byłam nawet kobietą, tylko robotem do zadań specjalnych. Nie umiałam pogodzić dwóch ról.. Uratowała mnie rodzina, której pomoc do tej pory odrzucałam (supermamie przecież nie wypada prosić kogokolwiek o wsparcie). Nagle zaczęłam mieć czas dla siebie, dla męża – a dla dziecka zdecydowanie więcej cierpliwości. Przeprosiłam się nawet z superkobietą. Wybaczyła i znów nam dobrze razem. Ale egzamin z przedmiotu "supermama to także superkobieta" popisowo.. oblałam!
 

mama Anna

 

Komentarze

Pewnie wiele kobiet uśmiechało się pod noskiem, kiedy czytało ten wpis. I mnie także nie omieszkał. Tiaaa bo niby jak pogodzić te dwie role, widziałam nie raz na ulicy mamuski w super szpilkach i wtedy się zastanawiałam jak ona sobie radzi z tym wózkiem w takim ubraniu i chyliłam czoła za odwagę. Byłam super mamuśką na szczęście cierpliwości mi nie brakowało, jednakże przy pierwszym dziecku, bo córcia była i jest usposobieniem spokoju. Kiedy synek się pojawił, mąż regularnie w drzwiach wracając z pracy pytał ,, udało się?" - nie niestety nie, to był nasz kod językowy, tłumacząc - czy dziecko pozwoliło na ugotowanie obiadu. Mały tyranek zawładną całą rodziną. Nad cierpliwoscią pracuję do dziś i powiem że jakoś sobie nawet radzę, ale przeczytałam chyba wszystkie możliwe poradniki.

dodany: 2010-06-16 10:33:37, przez: Laura

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Okiem rodzica

Warto zobaczyć