Warszawa

Jak przetrwać w Etiopii - relacja 9-latka

Jak przetrwać w Etiopii - relacja 9-latka

Cześć! Mam na imię Szymon, mam 9 lat i piszę dwujęzycznego bloga podróżniczego z moich dalekich wypraw. Bardzo mi miło, że CzasDzieci zaprosił mnie do napisania artykułu, o którejś z moich przygód. Ponieważ ostatnio byłem w Etiopii, to postanowiłem zabrać Was w jedno niezwykłe miejsce w tym fantastycznym kraju.


Czy słyszeliście kiedyś o Lake Asal? To słone jezioro położone w Depresji Danakilskiej. Pojechaliśmy tam prosto z wyprawy na czynny wulkan Erta Ale. Pierwsze miejsce, do którego dojechaliśmy to była Hamed Ela, bardzo mała wioska z bazą wojskową. To wcale nie wyglądało na prawdziwą bazę, bo były tam tylko małe domki zrobione z gałęzi, w których spali żołnierze. Byliśmy bardzo blisko granicy z Erytreą i dlatego właśnie była tam baza wojskowa. W bazie był mały budynek, jakby bar, gdzie można było kupić coś do picia. Poszliśmy tam i zobaczyliśmy żołnierzy, którzy grali w jakąś dziwną grę na stole bilardowym.


Mogę zagrać z wami? - zapytałem.

 


Ale oni nie mówili po angielsku, więc musiałem im pokazać, o co mi chodzi. Powiedzieli coś po etiopsku, ale tego z kolei ja oczywiście nie zrozumiałem. Więc pokazali mi jak się gra, ale kompletnie nie wiedziałem o co chodzi! To było strasznie śmieszne, bo dogadywaliśmy się, jak byśmy byli głusi. Przez chwilę patrzyłem jak grają i nagle zrozumiałem, jakie są zasady tej dziwnej gry! Oto instrukcja: są dwie grupy - biali i czerwoni. Rzuca się bile rękami i trzeba przewrócić trzy małe pionki do gier planszowych ustawione na stole, ale tak, żeby bila nie wpadła do dziury.


- Chcesz zagrać z nami? - pokazał na mnie jeden z nich.

- Tak! - kiwnąłem do niego.


I zaczęliśmy grać. Nie szło mi najlepiej, bo udało mi się trafić w pionki tylko raz. Jeden raz, ale za to zrzuciłem wszystkie trzy!!! To był dopiero fart! Aż dostałem brawa od wojskowych!


W bazie spaliśmy pod gołym niebem na bambusowych pryczach rozłożonych przy drodze. Było tam okropnie gorąco, a do tego byliśmy bardzo brudni po trekkingu na wulkan. Nasz kierowca Johannes był dla nas tak dobry, że zorganizował specjalnie dla nas trochę wody w baniaku, żebyśmy mogli się umyć. Byłem tam jedynym dzieckiem, więc baaardzo o mnie dbali.  Zdjąłem ubranie, moi rodzice z pustej butelki po wodzie, przeciętej na pół, zrobili jakby kubek i nabrali wody z baniaka. Nie mogłem się doczekać, kiedy mnie nią poleją!!! Wyobrażałem sobie jakie to będzie fantastyczne, przy temperaturze 48 stopni, umyć się w chłodnej wodzie. Tata chlusnął na mnie wodą, a ja… zacząłem krzyczeć! Jak myślicie dlaczego? No raczej nie z radości. Okazało się, że woda była po prostu gorąca!

 


- Czy wszystko tu musi być takie gorące?!!!! - zapytałem rodziców.
- Ciesz się, że w ogóle możesz się umyć, bo inni nie mają takiego luksusu - odpowiedzieli.


Po kolacji położyliśmy się spać na tych bambusowych pryczach przy drodze. Uwierzcie, że były one naprawdę wygodne. Niestety i tak nie mogłem usnąć, bo było tak gorąco! Temperatura jest oczywiście w nocy niższa. Ale czy można się cieszyć, że jest "tylko" 42 stopnie Celsjusza???!!! To prawda, że w dzień jest znacznie cieplej – 48 stopni, ale dla mnie to było jednak za dużo. Siedziałem na łóżku i obserwowałem strażników chodzących od czasu do czasu po obozie. Nagle coś usłyszałem. Byłem pewien, że gdzieś daleko słychać było strzały… W końcu udało mi się zasnąć. Kiedy wstaliśmy opowiedziałem o tym Mamie, ale mi nie uwierzyła. Przy śniadaniu rozmawialiśmy z innymi turystami i nagle ktoś z nich zapytał:


- A słyszeliście te strzały w nocy? - Dopiero wtedy rodzice mi uwierzyli!!!

 


Po śniadaniu pojechaliśmy zobaczyć jezioro Asale. Jechaliśmy tam samochodem, a ja mogłem siedzieć na dachu jeepa! Uwielbiam to!!! Nawet, gdy wiatr jest tak gorący, jak powietrze z suszarki. Jezioro Asale było kiedyś częścią Morza Martwego. Wiecie, dlaczego to morze nazywa się "Martwe"? Ponieważ jest tak zasolone, że nie ma w nim żadnego życia! Kiedy woda z jeziora Asale wyparowała, sól opadła na samo dno. I tak powstało wyschnięte słone jezioro. Przewodnik nam mówił, że warstwa soli ma aż kilka kilometrów! W jednym miejscu w soli wykopany był głęboki dół i powstał taki jakby mały basenik. Niektórzy się tam kąpali, ale ja nie. Zanurzyłem sobie tylko nogi w wodzie, ponieważ podczas innej podróży kąpałem się w takiej słonej wodzie, a potem całe ciało mnie szczypało. Brrrr! Nie chciałem tego znowu robić. Za to super było widać warstwy soli przy brzegu.

 

  
Na jeziorze spotkaliśmy karawany wielbłądów. Nie uwierzycie, ale tam nadal ludzie chodzą w karawanach z wielbłądami, tak samo jak setki lat temu! Ludzie przyprowadzają te karawany, potem przez długi czas wykopują sól, ociosują ją takimi jakby siekierkami w równe bloczki, przymocowują do wielbłądów i wiozą ją 150 km do najbliższego miasta. Do tego to wszystko robią na wyschniętym jeziorze, gdzie nie ma nawet żadnego namiotu, żeby odpocząć od słońca! Siedzą tam czasem kilka dni, żeby przygotować bloki solne. Czy wiecie, że tuż przy jeziorze taki kawałek soli kosztuje 2 birry, w najbliższej wiosce 20 birrów, a w mieście aż 200 birrów?!!! To jest chyba najcięższa praca na świecie!!! Wydawało mi się, że najcięższa praca jaką widziałem, to była praca mężczyzn wynoszących na plecach siarkę ze środka wulkanu Ijen w Indonezji. Albo praca w kopalniach diamentów na Borneo. Ale tutaj było jeszcze gorzej -  wykopują tę sól przy takim upale, a potem idą z nią przez pustynię 150 km do miasta!!! Nie mogą jechać na wielbłądach, bo wielbłądy wiozą przecież sól. Nie mają tam też żadnej wody, tylko tyle co ze sobą zabrali w bukłakach – dlatego zostawiliśmy im swoją wodę, którą wzięliśmy z samochodu.

 


Po tym spotkaniu wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy do innej części jeziora. Ta druga część była bardzo piękna, bo na bialutkiej soli była cienka warstwa wody - tak ledwo po kostki. Wyglądało to niesamowicie! Ścigaliśmy się z tatą, kto pierwszy dotrze do suchej części. Nie było to proste, bo pod tą cienką warstwą wody były małe, bardzo twarde kryształki soli, które wbijały się w stopy. Tam obejrzeliśmy też piękny zachód słońca.

 


Chętnie kiedyś opowiem Wam jeszcze o innych przygodach, jakie miałem w podróży. A na razie, jak chcecie poczytać co jeszcze przeżyłem w różnych miejscach na świecie, to zapraszam do mojego bloga. Jak tam dotrzecie, to zostawcie swój komentarz, a będzie mi bardzo miło.


Pozdrawiam
Szymon

http://www.planetkiwi.pl

 

1/18
1/18
2/18
2/18
3/18
3/18
4/18
4/18
5/18
5/18
6/18
6/18
7/18
7/18
8/18
8/18
9/18
9/18
10/18
10/18
11/18
11/18
12/18
12/18
13/18
13/18
14/18
14/18
15/18
15/18
16/18
16/18
17/18
17/18
18/18
18/18

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Okiem rodzica

Warto zobaczyć