Wymyślamy, planujemy, kupujemy, przynosimy, podajemy, jemy i sprzątamy. I tak na okrągło... O tym , że choćby jeden wspólny rodzinny posiłek w ciągu dnia to minimum, wie chyba każda mama. I o tym, że to nie jest takie proste, też chyba wie każda mama...
I nie mam na myśli tutaj różnych harmonogramów wszystkich domowników. Mam na myśli temperamenty ruchliwych i charakternych, trudnych do ujarzmienia dzieci, ale głównie myślę tu o warunkach i atmosferze przy spożywaniu posiłków. Najmłodsza latorośl zazwyczaj gdzieś z boku, na dostawkę w tym swoim wielkim, niepasującym do stołu krzesełku, a czasami na kolanach u mamy czy taty. Na szczęście – nam udało! Znaleźliśmy rozwiązanie, z którego WSZYSCY są zadowoleni!
Krzesełko Tripp Trapp poznaliśmy w idealnym momencie, tuż po przeprowadzce do mieszkania w kamienicy, gdzie nie zabraliśmy naszego poprzedniego, plastikowego, wysłużonego już po starszej siostrze, typowego krzesełka do karmienia, bo najzwyczajniej w życiu nie pasowało do naszego nowego wnętrza. Było dość sporych rozmiarów, toporne, przekładane z miejsca na miejsce, każdy się o niego potykał. A o estetyce nie wspomnę...
Oczywistym było, że krzesełko dla najmłodszego domownika jest niezbędnym „gadżetem”, ale mimo, że przegladnęłam sporo ofert, jakoś nie mogłam się zdecydować i wybrać takiego, które byłoby idealne, bez kompromisów i żadnych „ale”. Aż się pojawił ON.
Elegancki.
Uniwersalny.
Designerski.
Piękny w swojej prostocie.
Po prostu RE WE LA CYJ NY!
Tripp Trapp firmy Stokke - „Krzesełko, które rośnie razem z dzieckiem” – dosłownie :)
Pasuje do każdego stołu, ma mnóstwo kombinacji, co gwarantuje użytkowanie go przez wiele lat. Zmiana regulacji jest banalnie prosta, sześciolatka sobie z tym poradzi - mieliśmy okazję to przetestować, zanim został złożony wariant dla małej Hani. Dla Jej bezpieczeństwa zamontowaliśmy zestaw Baby Set – bo tak jak wspomniałam wyżej – Hania to ten temperamenty przypadek.
Krzesełko Tripp Trapp jest proste w utrzymaniu czystości, a to nie takie oczywiste w przypadku typowych polskich (albo najczęściej chińskich) krzesełek. Kolorów do wyboru jest co nie miara - my wybraliśmy miętowy, bo idealnie pasuje nam i do kuchni i do salonu. Najważniejszym jednak atutem jest to, że Hania JE i JEST z nami przy stole. Nie gdzieś z boku, na „dostawkę”, na kolanach, tylko po prostu - razem z nami bo - czas jedzenia to przecież czas WSPÓLNEGO siedzenia :)
Do nas krzesełko trafiło w momencie, gdy Hania jest już prawie dwulatką, ale może mieć ono zastosowanie już od pierwszych dni. Wszystkie szczegóły, jak również informacje o akcesoriach, dostępnych wariantach i danych technicznych dostępne są na stronie: www.stokke.com