"Naprzeciw Tatr, między doliną nowotarską, a wężowatą kotliną Raby, wspięło się gniazdo dzikich Gorców. Od romantycznych Pienin rozdzielał je wartki kamienicki potok, a od spiskiej krainy odgraniczył je bystry Dunajec. Samotnie stoją nad wzgórzami. A wyżej jeszcze nosi głowę ojciec ich rodu, zasępiony Turbacz."
Władysław Orkan "W roztokach"
Długi sierpniowy weekend zaplanowaliśmy spędzić we wsi Grywałd - miejscowości z pięknym XV wiecznym drewnianym kościółkiem, cichej i skromnej, położonej na stoku Lubania w Gorcach. Niewielu tam turystów, niewiele miejsc noclegowych, ale właśnie ten spokojny klimat, z dala od turystycznego zgiełku i tłumu, pomógł dokonać nam wyboru. Okazuje się, że spokojny, nie znaczy nudny. Już pierwsza z górskich wypraw okazała się zaskakującą przygodą, tym bardziej, że w teorii nie byliśmy przygotowani na to co zastaniemy na górze...:)
W Grywałdzie rozpoczyna się zielony szlak, jedna z tras prowadząca na najwyższy szczyt Pasma Lubania. Wysokość tego szczytu podawana jest różnie - 1211 m i 1225 m. - pewnie dlatego, że Lubań ma dwa wierzchołki, jeden zalesiony, drugi widokowy, które oddzielone są polaną Wierch Lubania.
Zielony szlak jest dość stromy i kamienisty. Czasami gubią się oznaczenia szlaku, a wraz z nimi gubiliśmy się i my. Dlatego planowany czas wędrówki (ok. 2 godzin) przedłużył się o pół godziny, ponieważ czasem trzeba było szukać dobrej ścieżki. Już na początku wędrówki minęliśmy schodzącą parę młodych ludzi, którzy pozdrawiając nas zażartowali, abyśmy na górze zamówili dla nich kawę i naleśniki. Ze śmiechem poszliśmy dalej myśląc, że naleśniki, to mamy z kanapek :). W czasie drogi, na polanie Wyrobki natrafiliśmy na zarośnięte ruiny bacówki, która spaliła się w 1978 roku - niestety, dopiero po powrocie do domu doczytaliśmy o pechowych schroniskach na Lubaniu, więc napotkane ruiny były dla nas zaskoczeniem. Nieco powyżej, na wspólnym już fragmencie niebieskiego i zielonego szlaku, minęliśmy źródło z pitną wodą. Od tego miejsca blisko już było do tablicy "Turysto, witaj na szczycie". Tablica trochę wprowadza w błąd, ponieważ do szczytu jeszcze 10 minut drogi, ale zanim do niego dotrzemy trzeba przejść przez polanę "Wierch Lubania". I właśnie dla tej polany warto było przejść ponad dwugodzinną trasę...
Na polanie prowadzona jest studencka baza namiotowa, która posiada kilkadziesiąt miejsc noclegowych, w małych namiotach położonych na drewnianych podestach. Stoją również dwa duże namioty, pełniące funkcję jadalni i świetlicy oraz drewniana wiata, w której zorganizowano zaplecze kuchenne. Zaniemówiliśmy na ten widok, a odchodzący turyści widzący nasze zdumienie, zachęcili do zjedzenia pysznych naleśników przygotowywanych przez sympatyczną studentkę. Oprócz naleśników zamówiliśmy oczywiście kawę i herbatę. Podane zostały w blaszanych kubkach, a okraszone naszymi wspomnieniami z młodości:), smakowały jak z porcelany. Po naleśnikach przyszła pora na żur. Trzeba było trochę na niego poczekać, bo był na końcowym etapie gotowania ("jeszcze tylko czosnek"). W tym czasie odpoczywaliśmy, podziwialiśmy widoki i oglądaliśmy zdjęcia ze "smacznych wydarzeń". Okazało się, że od kilku lat, w pierwszy weekend sierpnia, w bazie organizowany jest Dzień Naleśnika (w 2014 roku była V edycja). To konkurs na najlepszy naleśnik, przy czym oceniany jest nie tylko smak, kolor, czy nadzienie, ale również ilość obrotów naleśnika po podrzuceniu go na patelni:):):). Postanowiliśmy rodzinnie, że w przyszłym roku wybierzemy się w sierpniu na Lubań, aby wziąć udział w tej zabawie, (jako degustatorzy;).
Grywałd, nieznany nam wcześniej, okazał się przyjazną i cichą miejscowością. Wyprawa na Lubań natomiast jedną z naszych najprzyjemniejszych górskich wędrówek i wspaniałym początkiem odkrywania gorczańskich szlaków.
Warto wspomnieć, że baza namiotowa na Lubaniu czynna jest tylko w okresie wakacyjnym. Wszelkie informacje na jej temat można znaleźć na stronie Studenckiego Koła Przewodników Górskich www.skpg.krakow.pl.
Magdalena Janta z Rudy Śląskiej