Tym razem w ten świat baśniowy, lekko gorzkawy, przy końcu zaś różowy,
zaprosili nas muzycy, dyrygent oraz aktorzy..
„Bardzo dawno, może przed wiekiem,
przed dwoma wiekami czy trzema,
w pewnym królestwie dalekim,
którego dzisiaj już nie ma
i na mapie go znaleźć nie można,
mieszkała wdowa zamożna (...)”
Tak niegdyś Jan Brzechwa prawił,
aż kropkę nad „i” w "Kopciuszku" postawił.
Bajkę tę zresztą różni pisarze opisywali,
dziewoję-sierotę żałowali.
Tym razem w ten świat baśniowy,
lekko gorzkawy, przy końcu zaś różowy,
zaprosili nas muzycy, dyrygent oraz aktorzy,
wprawni, z polotem, pasją i skorzy,
by miłością do teatru i muzyki zarażać…
Proszę się przeto nie obrażać,
że tekst pisany jest częstochowskim rymem;
ja po prostu nadal szlakiem płynę
wierszowanej baśni, którą dziś obejrzałam:
z niekłamanym podziwem partii śpiewanych wysłuchałam,
Zachłysnęłam się grą Orkiestry Symfonicznej
Filharmonii Wrocławskiej;
wszyscy na scenie byli fantastyczni -
jaśnieli talentu blaskiem, skromni, acz charyzmatyczni.
Pośród wykonawców wymienić należy Pana Krzysztofa Grębskiego,
za narrację, scenariusz i reżyserię odpowiedzialnego,
ponadto znanego lektora radiowo-telewizyjnego,
postaciom ukochanym przez dzieci – głosu użyczającego.
Pod opieką Pana Krzysztofa szacowne grono studenckie było,
na czas musicalu w bohaterów baśni o Kopciuszku się zmieniło:
kocmołuch, macocha, Kasieńka i Haneczka – siostry-brzydule,
herold, a także książę z królem,
sąsiadka (a może to dobra wróżka?
pochyl się lekko, a prawdę szepnę Ci do uszka),
zjawił się nawet lodziarz, krzycząc: „lody, sprzedaję, lody!”,
nie było jednak chętnych, bo i nie było tego dnia pogody.
Jak to w bajkach zwykle bywa – nadeszło szczęśliwe zakończenie,
niedowierzanie, radość, euforia – gęsto od tego na scenie,
na widowni (pełnej po brzegi) zaś oklaski i łzy wzruszenia,
każdy bowiem kunszt wykonania szczerze docenia.
Skłonił się Pan Jan Walczyński, który muzykę do przedstawienia skomponował,
całość cudnie zaaranżował, a do tego wprawnie dyrygował
Orkiestrą, a rzecz to nie jest wcale prosta…
A jednak taka Piękna Sprawa z tego wyrosła!
Jeszcze długo po spektaklu melodyjna ballada w głowie „śpiewała”,
a że ciągle mną rytmicznie kołysze – zanucę, jak ona leciała:
„Był miesiąc maj, szumiał gaj,
był miesiąc maj, szumiał gaj (…)”
Dziękuję za tak niezwykłe doznania,
do usłyszenia, do napisania…
Anna Jełłaczyc
wraz z synami