Co się stanie, gdy do oleju dolejemy wodę, dosypiemy kawę i potem jeszcze posolimy i wymieszamy taki amalgamat? Ja już wiem, że na pewno nic nie wybuchnie, nie będzie końca świata, a dziecko będzie miało olbrzymią frajdę. Zadajmy sobie pytanie: czy w domu mamy czas na takie eksperymentowanie?
W sobotę (nomen omen 8 marca) dzieciaki wraz z rodzicami miały wyjątkową okazję poeksperymentować z fizyką na warsztatach w gdańskim EduParku. Dlaczego takie warsztaty i spotkania są godne polecenia? Jak myślicie?
Dzieci kochają eksperymentować, a my - rodzice - zamiast im to umożliwiać, często blokujemy ich naturalną ciekawość, której przejawy mogą doprowadzić domową kuchnię do ruiny (co najmniej). Bo przecież nie soli się kawy, nie dotyka oleju, a od ognia to już w ogóle jak najdalej. A gdy, na domiar, nasz "dorosły" maluszek ma ochotę przelać zawartość jednej butelki do drugiej, z trwogą krzyczymy głośne NIEEEE i biegniemy w celu ratowania naszych dywanów/kanap/parkietów. Potem wycierając/dopierając plamy z nadąsaną miną tłumaczymy, że tak przecież nie wolno.
Zatem, gdzie dziecko ma się nauczyć, czym jest objętość?
Czy siadamy z nim i tłumaczymy co to napięcie powierzchniowe i objętość pojemnika z cieczą w pojemniku A?
I czy wykład wygłoszony przez rodzica na temat konieczności dopływu tlenu do źródła ognia będzie tak fascynujący jak własnoręczne jego odcięcie? Odpowiedzcie sobie sami.
Warsztaty były bardzo interesujące. Zapytacie zapewne dlaczego, już odpowiadam - bo rodzice nie krzyczeli, można było rozlać wodę, a ogień nie był taki straszny. A wszystko to było jeszcze fajniejsze, bo te doświadczenia i eksperymenty wykonywane były wspólnie przez dzieci i rodziców. I właśnie to jest wielkim atutem takich spotkań. Bo to nie broi dziecko, ale cała rodzinka, a do tego jest dużo śmiechu, gdy balon wypełniony wodą jednak pęka.
Takie spotkania z fizyką i ten sposób poznania właściwości przemian materii i energii oraz oddziaływań między nimi jest zdecydowanie bardziej interesującym doświadczeniem niż jakikolwiek wykład czy tłumaczenie, więc 60 minut szybko mija, a dopiero po nich pora wracać do świata zakazów, nakazów i wszelkich powinności.
A ja cieszę się, że są miejsca gdzie można pokazać swoim pociechom kolorowy świat nauki, bo on jest niebywale frapujący i czekający na odkrycie, sami zresztą musicie zobaczyć.
mama, korespondentka i zawodowy fotograf w jednej osobie
Małgorzata Jonczyk
Komentarze
Pani Aniu, dziękuję, co do znaczenia słowa amalgamat - wg słownika PWN ma ono dwa znaczenia: 1. «stop metalu z rtęcią» 2. «mieszanina różnych elementów» i o te drugie użycie słowa mi chodziło, jako mieszankę :)
dodany: 2014-03-27 13:55:09, przez: MałgorzataJonczyk
Co do amalgamatu, dopuszczalne jest jednakże stosowanie tego rzeczownika w jego znaczeniu potocznym tj. jako mieszaniny różnych elementów (vide http://sjp.pwn.pl/slownik/2549684/amalgamat). Przy okazji potocznych znaczeń niektórych powszechnie stosowanych wyrazów proszę zwrócić uwagę na przykład na przymiotnik „spolegliwy”, który w swym potocznym znaczeniu utożsamiany jest z określeniem osoby, łatwo ulegającej wpływom i sugestiom innych, co jest o tyleż błędne, że spolegliwy to taki, który wzbudza zaufanie i można na nim polegać.
dodany: 2014-03-26 11:31:58, przez: Harkov
Pani Małgorzato, bardzo ciekawy artykuł i piękne zdjęcia, jednak słowa "amalgamat" wydaje mi się nie powinno się używać w takim kontekście :) Aby można było mówić o mieszaninie jako amalgamacie musimy mieć rtęć.
dodany: 2014-03-12 19:25:25, przez: Anna