Czyżby znalezienie w kinie gwiazdki miało zwiastować nadciągający czas przedświątecznych przygotowań? I tak, i nie, bo co prawda rzecz o poszukiwaniu Gwiazdy Bożego Narodzenia, ze Świętym Mikołajem i jego zapracowanymi pomocnikami oraz choinką dekorująca wnętrze królewskiego zamku to jest to bardziej baśń, pełna czarów i intryg niż bożonarodzeniowa typowa opowieść.
Klasyczna baśń, gdzie postaci czarne przegrywają, oczywiście (i na całe szczęście), z białymi. Dobro zwycięża zło czyli pełna prostoty, naturalności, uczciwości i życzliwości dziewczynka – Sonia, kierując się potrzebą serca przezwycięża trudności i pokonuje uosobienia zła – Wiedźmę i jej córkę (fałszywa Złotowłosa) oraz Księcia. Choć niewiele ma lat – odważnie idzie za głosem serca, może liczyć po drodze na Skrzaty, Zwierzątka, Północny Wiatr, Świętego Mikołaja. Po wydostaniu się z rąk złodziei, którzy wykorzystywali ją i namawiali do kradzieży Sonia trafia pod królewski dach – w zamku Król chroni ją, wyciąga przyjazną dłoń a Sonia oferuje swoją pomoc przy szukaniu Gwiazdy, która od lat nie świeci w Wigilię nad królestwem. A chciwy Książę nie potrafi nawet zapamiętać zaklęcia napędzającego latająca miotłę. Razem ze swoimi przyjaciółkami przegrywa, to Sonia udaremnia mu kolejne kłamstwo i wszystko staje się jasne – to ona okazuje się być zagubioną córką Króla - Złotowłosą. Odtąd żyli długo i szczęśliwie...
Norweska baśń to również piękne surowe norweskie krajobrazy – lasy, wzgórza, skały. Dom Skrzatów – chciałoby się wejść do środka... Pewnie niektóre momenty trochę się ciągną, pewnie można było przewidzieć zakończenie już od samego początku, pewnie klasyka nie przewiduje nowatorskich rozwiązań, myślę jednak, że dzieci z przyjemnością obejrzą tę walkę dobra ze złem, jej finał, towarzysząc Soni w podróży po Gwiazdę Betlejemską. Tym bardziej, że to nie kreskówka, to film, w którym postacie, choć fantastyczne to jednak „żyją naprawdę”. Miła opowieść familijna – po norwesku.
Mama Anna