Jest taki teatr, który nie wyobrażam sobie, aby nie był znany przez małych kuracjuszy leczących się w Rabce. Pewnie znają go też mieszkańcy Małopolski. Zapewniamy, że i my, cepry, nigdy nie szczędzimy kilometrów i benzyny, by będąc w podtatrzańskich i podgorczańskich okolicach zajrzeć do tego niewielkiego, ale mającego wieloletnią historię teatru (powstał w 1949 roku), w którym jeszcze żadna z oglądanych sztuk dla dzieci (dla dorosłych także – widzieliśmy w lalkowym wykonaniu sztukę „co Wom powim, to Wom powim") nas nie zawiodła, a widzieliśmy już kilka. Jest to oczywiście Rabcio.
Tym razem trafiliśmy na sztukę znanej dramaturg Marty Guśniowskiej o dziewczynce znanej wszystkim chyba dzieciom – malutkiej, delikatnej Calineczce. Sztuka „O Calineczce malutkiej dzieweczce” na podstawie baśni H.Ch. Andersena (w reżyserii Ewy Piotrowskiej) zauroczyła nas swoim klimatem – subtelnym, bardzo plastycznym. Czterech aktorów (dwie panie i dwóch panów) wcielających się w poszczególne postaci – w czarnych garniturach z barwnymi dodatkami w kapeluszach, miało tu sporo do roboty, bo postaci w Calineczce jest wiele.
Mieli do dyspozycji lalki (małe i duże – bardzo pomysłowe) i rękawiczki z paluszkami. Występowali również przebrani w kostiumy ludzie (imponująca Ropucha ze swoim synalkiem, na powrót której, nie wiem dlaczego, czekała w sztuce moja córka, wszak dobrze się stało, że nie została przecież teściową Calineczki...).
Swoją (olbrzymią) rolę miało też światło, to ono przyczyniało się do stworzenia swoistego klimatu. Duże brawa dla podróży Calineczki wąskimi korytarzami wydrążonymi przez Kreta – obserwowaliśmy przesuwające się cienie, znalezioną, wyglądająca na martwą Jaskółkę. Naprawdę przyciągająca oczy i emocjonująca wędrówka.
Premiera Calineczki w teatrze Rabcio odbyła się dopiero 29 sierpnia bieżacego roku, na pewno chętni zdążą ją jeszcze zobaczyć na deskach Rabcia. A my z chęcią wybierzemy się na kolejne sztuki – naprawdę warto!
Mama Anna