„Nieznośny, niewychowany, łobuz, wina rodziców...” Czy ktoś słyszał podobne opinie o swoim dziecku?
Jeżeli tak, to proszę: oto nasza historia, codzienna! Uroczy, grzeczny, delikatny, mądry… tylko, że "nadruchliwy" pięciolatek. Nieprawda, że każdy pięciolatek, jest aż tak energiczny. Ci rodzice, którzy mają nadpobudliwe dzieci czują na własnych nerwach różnicę.
Kwestię niewychowania przerabialiśmy już w przedszkolu. Na warsztatach dla rodziców, radzenie sobie ze stresem, konsekwentność, nagradzanie - zostały tylko nazwane, natomiast praktykowane przeze mnie były już od pierwszych sygnałów, że dziecko jest po prostu nadruchliwe.
Osobiście nie uprawiam sportu, a przy mojej niedoczynnej tarczycy, wiecznym zmęczeniu, problem otyłości dziecka wisiał w powietrzu. Przy wybieganiu się syna pomaga rodzina, nie zawsze dysponuję czasem, ale i ten jeden spacer dziennie to za mało. W zeszłym roku wysłałam mojego „nieznośnego, niewychowanego” 4,5 latka na karate. Ćwiczy do dziś, a ja znalazłam sposób na ujarzmienie żywotnego wulkanu. Syn dwa razy w tygodniu chodzi na godzinne treningi. Proszę się nie zrażać, trening dla początkujących, to szereg zabaw znanych z podwórka – berek, czy piłka nożna.
To co, przekonało mnie do treningów karate, to zdrowe zasady. Sport uczy m.in. poczucia własnej wartości, dyscypliny, wytrwałości i cierpliwości. Wpajanie zasad od najmłodszych lat przynosi efekty w szkole, w pracy. My, pierwsze wymierne odnotowaliśmy już w przedszkolu. Treningi spalają złą energię, poprawiają koncentrację u dziecka, poza tym widzę jak na moich oczach syn poważnieje, akceptuje nakazy, zakazy, stosuje się do życia grupy.
Wielkie znaczenie mają również Senpai i Sensei - mistrzowie uczący, którzy są prawdziwymi autorytetami w życiu chłopca. Senpai pije wodę - nie colę. Senpai wie, kiedy ktoś rzetelnie pracuje, odbiera punkty za złe zachowanie, premiuje wytrwałość, jest po prostu wzorem.
Nie jestem mamą - entuzjastką, po pierwszych zajęciach zasięgnęłam porady u neurologa. Neurolog orzekł, że stan nadruchliwości, jest coraz to bardziej szerzącą się normą. Karate zaś, jest odpowiednią formą sportu dla nadruchliwych dzieci, bo zawiera elementy SI (Integracji Sensorycznej), a o jej wpływach na dzieci przygotowujące się do szkoły, jak i na każdego z nas, rozpisują się naukowcy.
Doświadczając mrozu, deszczu i upału, regularnie chodziłam i będę chodzić z synem na treningi – dzięki nim poprawia się zachowanie mojego dziecka.
Teraz, mój 5,5 letni syn nawet nie wie, że ma wybór i mógłby zostać w domu. Idzie, bo ma trening.
Uczy się siły spokoju, a to, że powinien również umieć się obronić w naszych czasach, to nie tylko frazes, ale codzienność spotykająca dziecko już w przedszkolu. Trening uzbraja synka w narzędzia społeczne, jakim jest choćby szeroko pojęta asertywność.
Paradoksalnie, ten „niewychowany łobuz” trenujący karate, rzadziej oddaje w odpowiedzi na zaczepki i rzadziej zaczyna walkę. Moje dziecko wciąż jest bardzo ożywione, ale ma zasady, szybciej się uspakaja, potrafi odważnie powiedzieć, co go trapi, a dla mnie ogromnie ważny jest fakt, że syn wyszczuplał.
Nam rodzicom dzieci nadpobudliwych przypadła misja szczególna, wiecznej nauki cierpliwości i miłości ponad wszystko. Pomagajmy naszym dzieciom, choćby przez treningi karate. Oby jak najwcześniej, wtedy dzieci akceptują reguły i się im poddają w zamian za wspaniałą zabawę w grupie.