Jest takie muzeum w Toruniu, gdzie zarówno duży jak i mały może własnoręcznie zrobić toruński piernik, a później przechować go na pamiątkę wizyty w mieście Kopernika.
Mowa o Żywym Muzeum Piernika, które mieści się w Toruniu, niedaleko katedry św. Janów, przy ulicy Rabiańskiej 9. Nigdy wcześniej ,,żywego'' muzeum nie odwiedziłam, więc tym chętniej – po wcześniejszej rezerwacji telefonicznej - całą rodziną udałam się w to miejsce.
Muzeum to warte jest polecenia. Można tu bowiem poznać tajniki toruńskich pierników. Już samo miejsce, gdzie odbywa się pokaz pieczenia pierników ma swój klimat. Żywe Muzeum Piernika mieści się bowiem w starej kamienicy, gdzie po pokonaniu drewnianych schodów, wchodzi się do dużej sali, gdzie na ścianach narysowane są rośliny, z których pozyskiwane są przyprawy nadające smak toruńskim piernikom. Są także foremki z różnymi motywami, za pomocą których można wyciskać pierniki o przeróżnych kształtach i wzorach. Są także zgromadzone tu narzędzia potrzebne przy pracy, piec do wypiekania (nowoczesny co prawda, ale obudowany kamieniem). Wszystko ma tu swój smaczek, a udział w procesie wyrabiania ciasta na piernik i jego samodzielne wykonanie to prawdziwa przyjemność, a dla małych – przeżycie i doskonała zabawa.
Na początku pokazu wszyscy stają w kole i powtarzając za mistrzem piekarskim słowa przysięgi obiecują, że sekretów wypieków nikomu nie zdradzą ani gorącego piernika zaraz po wyjęciu z pieca nie zjedzą. Potem wszyscy zgromadzeni poznają recepturę i uczestniczą w przygotowaniu piernikowego ciasta sypiąc mąkę, przesiewając ją przez sito czy rozgniatając w moździerzu aromatyczne przyprawy, z których zapachem wszyscy zostali wcześniej zapoznani przez piernikową wiedźmę (tylko z nazwy wiedźmę przypominającą).
Do pomocy w kolejnych etapach przygotowywania toruńskiego specjału zostają zaproszeni zarówno duzi jak i mali. Mój siedmiolatek też miał w nim swój udział. Prowadzący pokaz chyba rozpoznał w nim miłośnika eksperymentowania w kuchni i poprosił go o utarcie przypraw w moździerzu. Żartował przy tym, że czeladnik zawsze robi to z uśmiechem na twarzy i od tego czasu nasza pociecha z przyklejonym do twarzy uśmiechem trzaskała cynamonową laskę, pieprz i inne przyprawy. Oboje prowadzący cały czas opowiadają o procesie wyrabiania pierników, pochodzeniu przypraw, a wszystko odbywa się w przyjaznej atmosferze, bo powodów do śmiechu nie brakuje.
Po egzaminie (niektórzy zostali odpytani z wiedzy o piernikach i ich pieczeniu) wszyscy zostali zaproszeni do stołów, gdzie czekały już wałki, pędzle do smarowania ciasta olejem, drewniane nożyki do przycinania ciasta. Piernikowa wiedźma krok po kroku informowała nas, co mamy robić, bacznie obserwując, czy wszyscy czeladnicy słuchali jej poleceń. Wszelkie niedociągnięcia komentowała żartobliwie, sprawiając, że wszyscy dobrze się bawili. I po kolei każdy rozwałkowywał kawałek ciasta, potem smarował ów placek olejem, wyciskał nań wzór, odkrajał resztki ciasta i na blachę.
W międzyczasie, gdy piekły się pierniki, wiedźma umoczywszy gęsie pióro w atramencie wypisywała dzieciom certyfikaty potwierdzające nabycie umiejętności czeladnika-cukiernika. Największą frajdą było otrzymanie gotowego wypieku. Tu jednak radość okazała się ciut przedwczesna, zwłaszcza w przypadku naszej czterolatki, która już nie mogła doczekać się własnoręcznie zrobionego smakołyku. Nasz kucharski mistrz orzekł, że nikt rąk nie umył przed robotą, więc piernika jeść nie można, no i że to pamiątka, a w Toruniu pamiątek się nie jada.
Na szczęście w samym Muzeum i w sklepach z piernikami pysznych serc, katarzynek i innych toruńskich specjałów nie brakuje i tam można najeść się nimi do syta, a ów własnoręcznie zrobiony piernik zabrać do domu jako pachnącą Toruniem pamiątkę z wakacji.
Gorąco polecam!
Karina Hanisz
Komentarze
Świetne miejsce. Bawiłam się tak samo dobrze, jak moje dzieci. Poznając składniki ciasta i tajniki jego wyrobu, czułam się jak uczeń w szkole! Rabiańska 9 to obowiązkowy punkt do odwiedzenia w Toruniu
dodany: 2015-07-01 12:15:38, przez: Krysia