Warszawa

Sam na sam z dziećmi, czyli najwspanialszy mąż pracującej żony

Sam na sam z dziećmi, czyli najwspanialszy mąż pracującej żony

Istnieje prawdopodobieństwo, że nazywasz się Krzysztof Hołowczyc i kiedy zostajesz sam na sam z własnym dzieckiem, spędzacie czas w sposób przyjemny dla was obojga, ścigając się na torze kartingowym; albo jesteś Grzegorzem Śpiewakiem i w wolnych chwilach z przyjemnością wypróbowujesz na własnym potomku swoje fenomenalne metody nauczania języków obcych.

 

Jeżeli jednak nie zachodzi żadna z tych ewentualności i nazywasz się na przykład Kacper Kowalski albo Michał Malinowski, jesteś adwokatem lub spawaczem LED, ten artykuł jest dla ciebie. 

 

Wracasz z pracy zmęczony, miałeś niefajny dzień, boli Cię głowa, chcesz w spokoju zjeść obiad albo pooglądać telewizję, a tu „wrzutka”: żona wita Cię, mówiąc, że teraz Twoja kolej, żeby opiekować się dzieckiem. Może być to moment, kiedy ona sama wychodzi z domu do pracy, ale może na przykład pracuje w domu – i zasiada do laptopa czy maszyny do szycia w drugim pokoju.
Chociaż Cię rozumiem (serio! Mam w sobie dużo empatii!), ten jeden raz będę kategoryczna. Jeśli Twoja żona czy partnerka pracuje w domu, a chcesz, żeby wasz związek miał się dobrze, MUSISZ (wiem, to trudne) zaakceptować fakt, że jej praca jest święta, a do jej „biura” pod żadnym pozorem nie ma wstępu.

 

Dygresja: mojemu mężowi, który wracał po południu zmęczony, zdarzało się w akcie desperacji wepchnąć dzieci do pokoju, w którym pracowałam, bo „dzieci chciały do mamusi”. Nie przekonywały go argumenty, że kiedy chcą do taty, ja mu ich nie przyprowadzam. Jak to? Przecież JA jestem na miejscu!
Okay, w takim razie zadzwoń proszę do swojego klienta i spróbuj racjonalnie rozmawiać z nim wtedy, kiedy przynajmniej jedno dziecko Ci marudzi. Albo w analogicznej sytuacji spróbuj coś zespawać. Da się? Nie? To zabieraj te, skądinąd ukochane, Małe Zjadacze Czasu i Energii – i proszę, zajmij się nimi!
Pamiętam – byłeś zmęczony, miałeś kiepski dzień i bolała Cię głowa. W ostateczności zawsze możesz obłożyć dziecko zabawkami, włączyć film na DVD albo posadzić potomka przed grą komputerową (czasem nie da się inaczej, szczególnie jeśli masz grypę i 40 stopni gorączki), ale jeżeli chcesz, żeby wszyscy (nawet TY!) byli zadowoleni, jest całkiem sporo innych sposobów, które to umożliwią. Wszystkie przetestowane na organizmach żywych!


Jesteś ojcem zupełnego maluszka, nie pracujesz rano i masz szczęście mieszkać w mieście, gdzie znajduje się Multikino? Idź na seans z cyklu multibabykino! Młoda mama będzie Ci wdzięczna, bo przy okazji znikniecie jej z oczu i będzie miała święty spokój. Zgoda, może repertuar trochę damski, ale zawsze to film premierowy, a Twoje dziecko będzie mogło albo się wyspać (w sali jest ściszony dźwięk), albo raczkować czy biegać, nie wadząc nikomu (co oszczędzi ci stresu). Dodatkowo, w wielu Multikinach będziesz miał do dyspozycji kilka maskotek i matę edukacyjną (bez szału, ale dzieci lubią nowe zabawki, nawet skromne). Jest tam przewijak, pampersy i nawilżone chustki, więc nie wpadniesz w panikę, jeśli coś się „przydarzy”. Za to nie zapomnij o piciu i jedzeniu dla malucha! Tego w ofercie nie ma.


Teraz banał, ale w wersji stuningowanej. Jeśli masz kilkoro dzieci w różnym wieku, idźcie na plac zabaw (nad najmłodszym będziesz musiał czuwać, ale starsze zajmą się sobą). W drodze z podwórka możecie zbierać kamyki, liście, kasztany czy żołędzie – świetne do zabawy w domu i wykonywania różnych prac plastycznych. Natomiast Twoja żona będzie wzruszona, jeśli obdarujecie ją bukiecikiem własnoręcznie zebranych polnych kwiatów albo traw. 

Czas na propozycje dla fanów sportu i ojców dzieci nieco starszych (dwie pieczenie przy jednym ogniu: frajda dla dzieci i poprawa Twojej kondycji). Jeśli jesteś ojcem syna (choć wiele dziewcząt też lubi futbol), idźcie na boisko pokopać piłkę i poćwiczyć „kiwanie”. To bardzo zbliża, a świeże powietrze jest świetne na ból głowy. Opcja druga: wyciągnijcie rowery, najmłodszą pociechę wepnij do specjalnego fotelika – i w drogę! Alternatywą jest tata na rowerze, dzieci na hulajnogach albo rolkach (pamiętaj tylko, proszę, że dzieci są zazwyczaj mniej wytrzymałe od ciebie). Jeśli wolisz coś bardziej stacjonarnego, polecam ping ponga. Uwaga: stanowczo odradzam ściankę wspinaczkową. Dla Ciebie żadna przyjemność, chyba że asekurując potomka chcesz rozwinąć mięsień trójgłowy ramienia.


Coś dla „wykształciuchów”. To prawda, że akcja „cała Polska czyta dzieciom” jest bardzo chwalebna i jeśli tylko masz czas i ochotę, czytaj swoim dzieciakom aż do zdarcia gardła (przy „Mikołajku” sam będziesz pękać ze śmiechu, gwarantuję!), jednak jest miła alternatywa: włącz dzieciom audiobooka i bądź przy nich, kiedy będą go słuchać (możesz wtedy nawet myśleć o pracy).
Puść im muzykę klasyczną w lekkim wydaniu lub muzykę filmową (polecam program 2 Polskiego Radia i YouTube). Do tego, jak charyzmatyczny nauczyciel nauczania początkowego, wręcz im po sporej kartce papieru i pudełku kredek (jeśli lubisz sprzątać, mogą być farby) i poproś, żeby zilustrowały to, co słyszą. Potem możecie długo rozmawiać o tym, co namalowały.
Inna opcja: zbudujcie miasto z klocków Lego albo z pustych pudełek po butach. „Umeblujcie” je lalkami, autami i wszystkim, co tylko wpadnie wam do głowy. To świetna zabawa dla dzieci w różnym wieku, obu płci, a także dla tatusiów, zwłaszcza jeśli szczęśliwym trafem macie jakąś kolejkę na baterie.


Jeśli twoje dzieci są starsze, daj im do zabawy wodne tornado (specjalna nakrętka na dwie plastikowe butelki, do dostania w sklepie papierniczym, cena ok. 16 zł), które o dziwo zajmuje je przez więcej niż 10 minut. Jeżeli czasem nie wracasz z pracy padnięty, kup też książkę z eksperymentami i doświadczeniami (n.p. wypróbowane przez nas, fantastyczne „365 eksperymentów na każdy dzień roku” czy dużo bardziej ekstremalna pozycja: „Skamieniałość z chomika. Zrób to sam!”) i róbcie razem wybuchające wulkany i inne cuda. Uwaga: od razu wyklucz eksperymenty na przykład z nadmanganianem potasu czy nitrogliceryną, bo nie są ci potrzebne ani długie poszukiwania w aptekach, ani zatrucia, a jeśli bardzo chcesz kupić nowy dom, chyba nie potrzebujesz aż tak drastycznej motywacji.


To tylko kilka propozycji i oczywiście nie wszystkie zawsze się sprawdzają, ale wykorzystaj chociaż jedną, której do tej pory nie wypróbowałeś, i przekonaj się – a nuż czas sam na sam z dzieckiem stanie się przyjemniejszy? 
 

mama Magda

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Okiem rodzica

Warto zobaczyć