Warszawa

Kiedy piszę ten tekst, sypie śnieg...

Kiedy piszę ten tekst, sypie śnieg...

Nie lubię zimy, ale ten pierwszy śnieg nastraja mnie pozytywnie i wprowadza w świąteczny nastrój. Dla mnie święta to tradycja, wspólny czas, radosna atmosfera, chwile dzielenia się sobą z innymi, kiedy możemy bezkarnie usiąść i nie myśleć o tysiącu rzeczach do zrobienia. 

 

Jesteśmy pewnie jak wiele rodzin, rodziną biegnącą, chwytającą wspólne chwile w locie, w weekendy. Dlatego na święta czekam, bo rozgrzeszają mnie z nicnierobienia, co nie oznacza wcale z lenistwa. Mogę się zatrzymać, rozkoszować wspólnym biesiadowaniem bez oczekiwań, tak po prostu.


Przygotowania do świąt zaczynamy już w listopadzie. Wtedy staram się kupić spokojnie wszelkie prezenty. Żeby były przemyślane, a ich kupowanie nie było okupione frustracją i załamaniem budżetu. Później odliczamy dni do świąt. Robimy kalendarz, który odmierza nam czas. W tym roku są to paczuszki ze słodyczami. Każdego dnia otwieramy jedną, ale zanim zjemy słodką niespodziankę, musimy wypełnić zadanie na ten dzień. Hasło na dziś: nie wyrywamy sobie zabawek – to dla dzieci. A dla dorosłych? „Rodzice bawią się we wszystkie zabawy wymyślone przez dzieci”. Aż się boję, co wymyślą, gdy wrócą z przedszkola!


Od grudnia zaczynamy śpiewać. Jakoś tak naturalnie włącza nam się w głowie przycisk „śpiewamy wszelkie świąteczne piosenki, nie tylko kolędy”.  Powoli zaczynamy robić porządki, ale nie jest to główny temat w naszym domu przed świętami. Robimy ozdoby choinkowe. W tym roku stawiamy na wycinanki z papieru, które zawisną na choince i w oknach. Już tradycyjnie zorganizujemy dla naszych przyjaciół i ich dzieci wspólne pieczenie pierników. Połowa zostanie jak zwykle pożarta natychmiast, ale przecież nie o pierniki, a o spotkanie chodzi.

 

Gdy przyjdą święta… Ja z trudnością przestawiam się i odzwyczajam od zadaniowości i życia zgodnie z planem. Taki coroczny odwyk od bycia odpowiedzialną za losy świata. Staram się nie planować, cieszyć tym, co wokół i nie oczekiwać. Oczywiście sielanki nie ma… Są trudne spotkania przy stole, przy którym czasem nie ma, o czym rozmawiać. Dzieci nie dostają anielskich skrzydeł, tylko dlatego, że mama by chciała, żeby był radosny nastrój. Świat wcale nie zmienia się  na lepsze. Co roku staram się nie oczekiwać, a i tak przy wigilijnym stole dopada mnie nostalgia, że na filmach wygląda to wszystko inaczej. Odbywamy trudne spotkania rodzinne i czekamy z niecierpliwością na pierwszy dzień świąt.


Wtedy wszyscy nasi przyjaciele wiedzą, że popołudniu drzwi naszego domu otwierają się dla nich i ich rodzin. Bez przymusu, bez obowiązku. Walą tłumnie z resztkami ze stołu i instrumentami. I zaczyna się wspólne kolędowanie. Gramy na wszystkim, na  czym się da. Nawet na dziecięcych grzechotkach. Śpiewamy, rozmawiamy, dojadamy resztki. Dzieci plączą się pod nogami, śpiewają pod nosem. Te maleńkie dają koncerty jeszcze na rękach swoich rodziców. Jesteśmy razem i cudownie jest czuć to, że znów mogliśmy się spotkać. To już chyba 11 rok wspólnego kolędowania. Co roku jest nas coraz więcej, a dla wszystkich naszych znajomych ten zwyczaj jest już bardzo naturalny i wpisany w grafik każdej rodziny. Jako gospodarze zawsze dla wszystkich ukrywamy pod choinką małe podarunki. Zawsze robimy je sami. W tym roku będą to bakalie w miodzie i różne pieczone przez nas ciastka. Kłócimy się jeszcze o sposób opakowania. Ale myślę, że dojdziemy do porozumienia. Nasze dzieci bardzo lubią robienie prezentów i widzę, że sprawia im to ogromną radość. Teraz radość będzie podwójna, bo przecież podczas tych słodkich wyrobów, na pewno coś będzie można zjeść już teraz.


Przygotowania i tradycje swoją drogą, a ja już zaczynam powtarzać sobie jak mantrę: więcej luzu. Nie będzie jak z reklamy, rodzina może mieć zły nastrój, prezenty mogą okazać się nietrafione, a makowiec nie wyrośnie i będzie miał straszny zakalec, dzieci dostaną głupawki, aż wszystkie ciotki złapią się za głowę. Wtedy włączyć luz. Tacy jesteśmy, święta nie mają tu nic do rzeczy. Cieszmy się sobą. Takimi trochę nieidealnymi. Starajmy się, żeby było miło, ale pamiętajmy, że ani zwierzęta w Wigilię nie mówią ludzkim głosem, ani zwyczajni ludzie nie zamieniają się w anioły. Możemy jedynie spróbować jakąkolwiek anielskość w nich dostrzec. I ten rodzinny sens świąt chciałabym zachować i kolejny raz próbować bez napięcia budować więź, jednoczyć i miło spędzić czas.

 

Beata Ostrowska

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Okiem rodzica

Warto zobaczyć