Warszawa

Rozmowy z dzieckiem o pieniądzach

Rozmowy z dzieckiem o pieniądzach

Prace nadesłane na konkurs "Basia i pieniądze" czyli, jak rozmawiać z dziećmi o pieniądzach? Jak nauczyć je oszczędności? Jak pokazać im, że pieniądze mają dużą wartość i trzeba na nie ciężko pracować?

 

Pani Ewelina Jędrzejewska (wiek dziecka - 18 miesięcy):

 

  • Nauka przez zabawę

Gdy Pola skończyła 12 miesięcy w prezencie urodzinowym dostała edukacyjną świnkę skarbonkę. Zabawka zapoznała ją nie tylko z monetami, ale i z liczeniem, kolorami i z rozróżnianiem wielkości. Cała zabawa ze świnką polega na tym, że gdy dziecko wrzuci monetę do szczeliny to w nagrodę usłyszy wesołe melodyjki, a świnka na głos będzie podliczać ilość wrzuconych monet. Gdy natomiast naciśnie nosek świnka zaśpiewa piosenkę o liczeniu i kolorach. Pola dzięki niej miała okazję na pierwszy, bezpieczny kontakt z pieniędzmi; mogła je poznać i zacząć przyzwyczajać się do ich obecności.
Teraz, w nauce oszczędności pomaga jej świnka, do której można wrzucać prawdziwe pieniążki! Pola ją uwielbia! Uwielbia także gdy jej świnka jest pełna małych, brzęczących monet! Dodatkowo, edukację dotyczącą wartości pieniądza wspomagają także kolorowe, edukacyjne książeczki, które opowiadają o nich wiele, mądrych, pouczających historii.

 

  • Tłumaczenie

Przed każdorazowym wyjściem z domu na zakupy tłumaczę Poli, dzięki czemu możemy sobie na nie pozwolić; cierpliwie opowiadam o pracującym tatusiu, sklepowych cenach, konieczności oszczędzania i szanowania pieniądza. Mimo swoich 18 miesięcy Pola doskonale zdaje sobie sprawę z wszystkiego, co do niej mówię. Wie bowiem, że pieniędzy nie można wyrzucać, niszczyć; zdaje sobie sprawę także z tego, że nie służą one do zabawy, bo należy na nie ciężko pracować.

 

  • Przykład

Jeśli nie damy dziecku odpowiedniego przykładu, nie będziemy ich szanować ani racjonalnie wydawać, to nie łudźmy się, że nasze dziecko będzie oszczędzać. Pamiętajmy też, aby uzmysłowić dziecku, że mimo swej wartości, pieniądze nie są i nie powinny być w życiu najważniejsze...

 

Pan Wiesław Misiak (wiek dziecka - 4 lata):

 

Próbuję pokazać Zosi, że pieniądze to nie jest worek bez dna. Kiedy bawi się w sklep proponuję, by była nie tylko sprzedającą, ale i kupującą - dostaje wtedy pewną pulę pieniędzy i doświadcza tego, że "wychodzą" one z portfela bardzo szybko. Staram się różnicować wtedy ceny "sprzedawanych" towarów, tak by doświadczyła tego, że zabawka kosztuje więcej niż gazeta, ale jesli zechce kupić kilkanaście czekoladek to też suma, która musi zapłacić może okazać się duża... Próbuję rozmawiać o tym, że pieniądze nie biorą się znikąd. Gdy protestuje, kiedy mama wyrusza do pracy próbuje pokazać, że dzieki temu może wyjechać na wakacje, kupić lody, itd. Próbuję też w rozmowie pokazać, że np. pamiątki kupione nad morzem, które za chwile rzuci w kąt można zamienić na książeczki edukacyjne, które przecież też bardzo lubi! Nie ulegam zachciankom, których nie aprobuję, ale proponuję coś w zamian - nie zawsze materialnego, ale na przykład wizytę na placu zabaw. Dziecko chce dostawać, to naturalne, ale przeciez nie tylko dobra materialne mogą cieszyć! Zdarzało nam sie też odwiedzać NBP w czasie Dni Otwartych - to była świetna okazja, by rozmawiac o funkcji pieniądza, również w formie zabawowo - konkursowej. Dostaliśmy wtedy plakat z walutami różnych krajów i papierowe pieniądze, wykorzystywane potem w zabawach w sklep...
Próbuję też pokazać, że czasem jedna ulubiona spinka do włosów cieszy bardziej niż stos spinek i że w tym stosie trudno odnaleźć tę ulubioną. Poruszam też temat taki, że są ludzie, którzy nie mają wystarczającej ilości pieniędzy, ale są bardzo wartościowi, lubiani, weseli itd.

 

Pan Arkadiusz Lubowicki (wiek dziecka - 4 lata):

 

Nasza czyli moja i córki przygoda z pieniędzmi zaczęła się kiedy miała 2 lata i podczas wakacji nazbieraliśmy na plaży płaskie kamyki (pieniążki) - początkowo służyły jako element motywacyjny (za różne pozytywne zachowania otrzymywała "pieniążki", które potem mogła wymienić na różne przywileje), myślę, że już wtedy był to początek nauki "zarabiania" i tego, że trzeba się napracować, to znaczy włożyć własny wysiłek, by osiągnąć coś przyjemnego. Potem kamyczki służyły nam jako środek płatniczy w czasie różnych zabaw (np. zrobiłem ze starego kartonu pocztę, kiosk, w których płaciło się owymi kamykami). Zachęcam córkę, by własnoręcznie robiła różne rzeczy (jeśli się da) zamiast kupować ciągle nowe. Tak jakoś jest, że dziewczynki uwielbiają bawić się w sklepy - jest to możliwość do rozmów o płaceniu, zarabianiu. Próbuję w rozmowach uwzględniać to, że nie można mieć wszystkiego, że często "je się oczami" to znaczy, że wszystko sie podoba i pokusa posiadania jest ogromna, ale to nie jest możliwe, a poza tym - wcale by nie cieszyło! Tłumaczę córce, że ten sam towar może być różnie opakowany i chce się kupić ten bardziej kolorowy, podczas gdy nie musi być wcale lepszy (przytaczam przykład własnoręcznie wykonanej poczty, która mogłaby też być kupiona za duże pieniądze, a wcale by bardziej nie cieszyła). I po prostu nie zgadzam sie na wymuszanie w czasie zakupów różnych rzeczy (może sobie wybrać, np. coś jednego) - muszę powiedzieć, że dzięki wczesnemu wprowadzeniu tej zasady naprawdę nie ma z tym problemu. Opowiadam córce, że jeśli nie wyda na coś to będzie miała na coś innego, co pewnie bardziej ją ucieszy... Pozwalam uczestniczyć we wspólnych zakupach - sama chętnie płaci, co powoduje, że czuje się ważna i potrzebna. Uczę też córkę szanowania rzeczy, tłumacząc, że to pomoże w zaoszczędzeniu pieniążków, np. na klocki (lub podając inny przykład "kuszącej" dla niej rzeczy). Tych rozmów o pieniądzach jest dużo, bo tak naprawdę ciągle się z nich korzysta!
 

Pani Jolanta Nowicka:

 

Razem z mężem opracowaliśmy sposób, jakim uczymy naszą małą córeczkę szacunku do pieniędzy. Kiedy tylko poczuliśmy, że Martusia wchodzi w wiek, kiedy zaczynają ją interesowac zabawy w sklep, pocztę, w "dom", czyli jedym słowem w te, przy których trzeba nauczyć się dysponować pieniędzmi, zaczeliśmy działać. Zaczęliśmy od wytłumaczenia jej, na czym cały nasz "pomysł" będzie polegał. Razem poszliśmy do sklepu i zakupiliśmy pieniążki do zabawy dla dzieci oraz łatwą do otwarcia skarbonkę. Nagradzaliśmy dziecko za każdym razem, kiedy wykonała jakieś nasze polecenie. Wyeliminowaliśmy już na wstępie nagradzanie za dobre sprawowanie czy też dobre uczynki, gdyż nie można uczyć dziecka otrzymywania pieniędzy za dobre serce, tylko za "pracę", jaką była np. pomoc w przygotowaniu śniadania, lekka pomoc w porządkach, jak uporządkowanie misi na półce, itp. Zabawkowe pieniążki córka gromadziła w skarbonce. Na ścianie powiesiliśmy tabliczkę z wcześniej ustalonym "cennikiem". Postaraliśmy się, aby na samym początku nagrodami nie były rzeczy materialne. Martusia mogła wybrać: długie łaskotanie z mamą - 5 żetonów, zabawa w chowanego z tatą - 7 żetonow itd. Po jakimś czasie doszła np. wizyta w Lunaparku za 12 żetonów, a na samym końcu drobne zabawki jak ubranko dla lalki 15 żetonów. Martusi bardzo spodobała się nasza "technika", po dwuletnim czasie jej trwania zauważyliśmy, że zrozumiała, jaką wartość mają pieniążki, a - co dla nas najważniejsze - przy tym sposobie ani razu nie było płaczu. Zasady były jasno ustalone od samego początlu, dziecko wiedziało, za co będzie otrzymywać żetony, dzięki czemu nigdy nie było niesprawiedliwości.

 

Zachęcamy wszystkich rodziców do tego typu praktyk z dziećmi, gdyż polecamy ten sposób znajomym z dziećmi i wszyscy, na czele z nami, zauważają rezultaty.

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Okiem rodzica

Warto zobaczyć