Wakacje zbliżają się, obute w siedmiomilowe buty. Jeszcze dni kilka i przywitają nas radosnym i donośnym: hurrra!
Nas troje, znaczy się: mama, Igor i Borys, liznęliśmy już przedsmak wakacyjnych wojaży. Wróciliśmy właśnie z trzytygodniowego turnusu sanatoryjnego - może to nie to samo, co wakacyjna wagabunda, ale z chwil wolnych od zabiegów staraliśmy się wycisnąć, ile tylko się da.
Zwiedziliśmy wzdłuż i wszerz malowniczą miejscowość uzdrowiskową Dąbki, zrobiliśmy gokartowy wypad do pobliskiego Bobolina, a także nie oparliśmy się urokowi Darłowa i Darłówka. A teraz, jeśli Państwo pozwolicie, podzielimy się naszą fotogalerią wrażeń.
Na pierwszy ogień poszedł Zamek Książąt Pomorskich w Darłowie. Moi czteroipółletni synowie zwiedzanie zamków kojarzą przede wszystkim z poszukiwaniem duchów baraszkujących z lubością w starych zamczyskach. Na nic zdało się moje studzenie zapałów (że to chyba nie najlepsze zamczysko do takowych poszukiwań), dziatwa i tak - uparcie - zaglądała w każdy kąt, samemu chcąc się przekonać o słuszności moich wywodów. Kolejne zdjęcia ilustrują rozczarowane miny, mówiące: "eeee, racja, tu nie ma żadnych duchów"...
Pomnik Rybaka w Darłowie. Przy tej uroczej fontannie skonsumowaliśmy kanapki i - z werwą - wyruszyliśmy w dalszą podróż.
Innym razem wróciliśmy, by okiem rzucić na pozostałe nadmorskie cudeńka i natknęliśmy się na św. Gertrudę, patronkę żeglarzy. Ta rzeźba również "zelektryzowała" brzdące.
Po Darłowie, pora przyszła na Darłówko. Ileż tam było atrakcji, ba!
Najważniejszą z nich był chyba rejs statkiem po Bałtyku. I to nie byle jakim statkiem, albowiem był to sam Król Eryk I. A na domiar tego, już na pokładzie, przebrać można było się w szaty królewskie oraz strój wikingów - ejże, fotkom, śmiechom i radościom końca nie było.
Wchodziliśmy także na latarnię morską, co przeżyciem było już samo w sobie. A widoki z niej takie ujrzeliśmy, że zaparło dech w piersiach.
Nie mówiąc o tym, że dane nam było ujrzeć najprawdziwszego rekina morskiego.
Mieliśmy także to szczęście, że widzieliśmy jak rozsuwa się ruchomy most, łączący wschodnią i zachodnią część Darłówka. Była to nie lada atrakcja, zresztą nie mniejsza niż to, że sama wieża kontrolna przywodziła dzieciom na myśl UFO.
A na koniec chwila refleksji przy pomniku będącym niejako hołdem dla tych, co to z morza nie powrócili. Bo warto maluchy uświadomić, że morze to wprawdzie wielka frajda, ale i nieokiełznany żywioł. Należy cieszyć się jego pięknem, ale i uznawać jego wielkość.
A czy wiecie, że jest takie miejsce, gdzie...
Po drodze między Dąbkami a Darłowem położona jest malownicza miejscowość, Bobolin. Zahaczyliśmy i o nią, by obejrzeć pozostałości niemieckich obiektów z okresu II wojny światowej.
Okazało się, że nieopodal (także w Bobolinie) znajduje się gościnne ranczo Mustafa, gdzie zwiedzić mogliśmy stadninę, pojeździć na kucyku, zasmakować przejażdżki bryczką zaprzęgniętą w dwa koniki. Ponadto karmiliśmy króliczki, kozy, mieliśmy do dyspozycji plac zabaw - jednym słowem: rozrywka była przednia, aż żal było wracać.
Nie brakowało nam również atrakcji kulturalnych (i w tym momencie ukłony w stronę fantastycznej animatorki kultury, działającej w tymże uzdrowisku).
Przedstawienie kukiełkowe Jaś i Małgosia.
Przedstawienie Kot w butach.
Występ iluzjonisty.
Fantastyczny występ artystów z Filharmonii Koszalińskiej, podczas którego instrumenty perkusyjne wprowadzały nas w zaczarowany świat "Obrazów dźwiękiem malowanych". Jeśli ktoś będzie miał okazję - polecam, bo warto!
Na koniec naszej wspólnej wędrówki podzielę się jeszcze kilkoma zdjęciami:
Tutaj, nad jeziorem Bukowo, spędzaliśmy wiele czasu. Chłopcy urzeczeni byli kaczkami, łabędziami i morskim ptactwem, które tak przywykło do obecności człowieka, że z utęsknieniem wypatrywało choćby okruszka chleba.
Także nadmorska flora jest wyjątkowa i niepowtarzalna.
Nie wspominając o tej Wieeeelkiej Piaskownicy. Takiej to nie uświadczymy nigdzie indziej, jak tylko nad brzegiem Bałtyku.
A kiedy dzień chylił się ku końcowi, warto było wybrać się na nadmorską plażę, ku szemrzącemu zachodowi słońca. Taki widok potrafi naładować nasze bateryjki na dłuuuugi czas. Na rok cały - aż po kolejny sezon wakacyjny.
Anna Jełłaczyc