Pettson i Findus są w filmie dokładnie tacy, jak na kartach książki stworzonej przez Svena Nordqvista. I to już jest pierwszy atut filmowej historii o pomysłowym staruszku i jego wiernym druhu – wcale nie miauczącym a gadającym i to całkiem niemało – kocie Findusie. I o ich najlepszej Gwiazdce, oczywiście. Żółty nieodłączny charakterystyczny kapelusz, broda i okulary, gospodarcze ubranie – jak wspomniałam, filmowy Pettson wygląda niemalże identycznie jak książkowy. A do tego jego liczne przyzwyczajenia, które niektórym mogą wydać się nieco dziwaczne i staromodne, ale przecież tylko dodają uroku... Taki właśnie jest Pettson. Wcale nie zależy mu na spędzaniu Świąt tłumnie i wcale nie czuje się samotny – ma przecież Findusa. Kota, któremu obiecał, że będzie to ich najlepsza Gwiazdka.
Tymczasem... Rożne przeciwności losu, w tym skręcenie kostki przez Pettsona, powodują, że obaj przyjaciele są o krok od spędzenia Świąt o głodzie a przynajmniej bez możliwości świątecznego dogadzania sobie smakołykami. Skoro nie ma ani mleka, ani jajek (kury zastrajkowały) a jedyny piernik, który był w domu zjadła sąsiadka... A na dodatek Findusowi śni się świąteczny pudding, na wyobrażenie którego ślinka cieknie... Czyżby to jednak był sen proroczy?
Proszenie o pomoc to nie jest najmocniejsza strona Pettsona. Przyznawanie się, że czegoś mu brakuje – nie leży w jego naturze. Za to pomysłowość – a jakże! Wyraża się ona chociażby w sposobie przemieszczania się z chorą nogą, tworzeniu prezentu – niespodzianki dla Findusa, skonstruowaniu choinki. Kot – zdecydowanie bardziej towarzyski niż staruszek, pokazuje swojemu gospodarzowi, co to znaczy mieć przyjaciół. Pomimo początkowych złych prognoz – wigilijny wieczór przyjmuje nieoczekiwany obrót i faktycznie to najlepsza Gwiazdka, jaką można sobie wyobrazić!
Gdy czyta się (a raczej ogląda) książkę, przykuwają uwagę drobiazgi, elementy zdarzeń podkreślane wcale nie przez pierwszoplanowe postaci. Jak gdyby równolegle toczyło się życie innych stworzeń, które warto podejrzeć. Podobnie jest w filmie.
Ta ciepła opowieść, dla wielbicieli uroczej pary bohaterów, to po prostu perełka. Dawno nie byłam na seansie, na którym widzowie tak żywo, zanosząc się od śmiechu, reagowali. I niemal wszystkie miejsca (zaznaczę, że to nie była premiera) były zajęte... Choć pewnie najmłodsza część widzów najbardziej entuzjastycznie da upust swoim emocjom to i dorośli z błogością przyjmą tę skandynawską opowieść o przyjaźni, bliskości i zaskoczeniach, które naprawdę mogą zmienić Święta! Zwłaszcza, gdy z sentymentem wspominają czytanie opowieści o tytułowych bohaterach...
Anna Kossowska - Lubowicka