Świąteczny projekt filmowy w reżyserii Timothy'ego Reckarta to wzruszająca opowieść o narodzinach Dzieciątka Jezus... i o osiołku Bo. Osiołek Bo zresztą, to najlepsza postać animowana, jaką ostatnim czasem miałam przyjemność poznać. I zachęcam do tej znajomości każdego dzieciaka, rodzica i nie rodzica.
Historia Bo rozpoczyna się od głębokiej tęsknoty za życiem z dala od codziennej pracy w wiejskim młynie. Marzy mu się orszak królów i szeroki świat u kopyt. Pewnego dnia zbiera się więc na odwagę i ucieka. Nie chce zmarnować oczywiście swej wolności, więc podąża za spełnianiem swych marzeń wbrew przeciwnościom i pomimo nowych znajomości gwarantujących byt i ciepły kąt.
Tą nową znajomością okazuje się Maryja i Józef - para, na którą nigdy nie popatrzyłabym w tak niepowtarzalny sposób, w jaki ukazał mi ich reżyser Reckart. I osobiście jestem mu za to bardzo wdzięczna.
Cudowny humor, głębokie wzruszenia, prosta ludzka relacja na rzeczy wielkie - to jest potęga tego obrazu.
I dziecko, które zjednuje serca najtwardszych tego świata. Wielki ukłon.
Córka, po wyjściu z kina szepcze do mnie: "będę już grzeczna", a do grzecznych nie należy. I choć poprawa trwa jedynie godzinę, to i tak uważam, że jest to najlepsza recenzja tego filmu.
Jedno słowo: porusza.
Polecam!
I trochę prywaty... W ten wyjątkowy Czas - życzę, aby nasze wewnętrzne mapy życia pokazały te krainy, które świecą najjaśniejszym blaskiem życzliwości i dobra.
Irka Krzymińska