Tak sobie myślę, że często słyszy się od świeżo upieczonych rodziców, że ich dzieci bajek oglądać nie będą, bo przecież są książki i słuchowiska, a do tego tyle świata do pokazania. Sens w tym jest. Tylko, że dzieci szybko te założenia weryfikują. A z drugiej strony, to bardzo dobrze, bo dobra bajka jest rodzinnym sprzymierzeńcem.
Nie spodziewałam się, że tak szybko to powiem: "pamiętam, że moje pokolenie" czekało z zachwytem na dobranockę o 19.00. Ależ to była uczta. "Pszczółka Maja" - nasza ulubiona. Wspominam ją do dziś.
Dlatego też wybrałam się z córcią na obecną wersję pszczółki do kina, by odgrzać stare emocje i dać sobie dawkę dziecięcej przyjemności.
Nie rozczarowałam się!
"Pszczółka Maja: miodowe igrzyska" to druga część szalonych i zabawnych perypetii pszczółki, która żadnych przygód się nie boi.
Skrótowo: Maja jest pełna energii i pomyślunku. Filip oczarowuje muzyką. Gucio wie co to dobry smak, Natomiast kolory łąki cudnie utulają nasze zmysły estetyczne. A do tego oczywiście - Tekla - jak zwykle rozśmiesza swym uporem i apetytem.
Najbardziej trafione są jednak pięknie zbudowane postacie owadów, które zmagają się z własnymi bolączkami, emocjami, wymaganiami innych, by w końcu dostrzec w sobie siłę i przede wszystkim samego siebie.
Treści miodowych igrzysk nie zdradzam, bo dobrze zakosztować tej opowieści bez wstępów, wtedy łatwiej wyciąga się coś tylko dla siebie. ;)
Polecam gorąco i bardzo łąkowo!
irka K.