Dzień Dobry Pani Agato,
po przeczytaniu Pani pytania, które kończy prośbą o poradę „…bo bardzo chce pomóc temu dziecku” chciałbym zauważyć, że Pani temu dziecku pomaga. Pani to robi już samą swoją obecnością w przedszkolu.
Proszę zwrócić uwagę, że spośród wszystkich dorosłych w przedszkolu, ona wybrała sobie Panią. Można więc wnioskować o tym, że to, czego ona potrzebuje, będąc w przedszkolu, otrzymuje jedynie od Pani. Moim zdaniem Pani daje jej coś, co można nazwać poczuciem bezpieczeństwa. Dlatego też wszystko to, co należałoby dla niej zrobić, Pani robi. Chciałbym też zwrócić Pani na to, że zasadniczo to nie ma Pani wpływu na jej poczucie bezpieczeństwa. Cała rzecz w tym, że to dziecko samo musi takie bezpieczeństwo odczuwać. Pani rolą, jako nauczyciela przedszkolnego, jest być przy niej w okresie, kiedy ono takie poczucie bezpieczeństwa nabywa.
Jest jeszcze jedna kwestia, która niejako jest tu tym tzw. drugim dnem. A mianowicie myślę o tzw. gotowości przedszkolnej. O ile dostrzegana jest tzw. gotowość szkolna, o tyle nie zawsze dostrzega się to, że nie wszystkie dzieci mają gotowość przedszkolną. Co należy rozumieć w ten sposób, że najnormalniej w świecie ono nie jest gotowe do tego żeby samodzielnie przebywać w przedszkolu z innymi dziećmi. I bynajmniej nie świadczy to o deficytach rozwojowych tego dziecka. Po prostu pewne aspekty tzw. kompetencji emocjonalnej i kompetencji społecznej nie rozwinęły się u tego dziecka w takim stopniu, aby mogło ono uczestniczyć, nazwijmy to, w kursie socjalizacji, który realizowany jest w przedszkolu. Być może w przypadku dziecka, o którym Pani pisze, taka forma nabywania kompetencji społecznej nie jest optymalnym rozwiązaniem i być może byłoby dla niej lepiej, gdyby nie uczestniczyła w całodziennych zajęciach przedszkola.
Wspomina Pani również o tym, że, Pani zdaniem, to dziecko ma „nadopiekuńczego ojca”. Chciałbym zwrócić Pani uwagę na to, że każdą sytuację (historię) można opowiedzieć na kilka sposobów. W tym przypadku można mówić o Pani narracji i o narracji jej rodziców – ojca. W psychologii przyjął się pogląd, że, chcąc wyjaśnić postępowanie człowieka, trzeba wiedzieć w jaki sposób on myśli. Niewątpliwie trudno jest Pani zrozumieć postępowanie ojca dziewczynki, ale też trudno jest Pani przyjąć jego perspektywę. Pani ma perspektywę nauczycielem dziecka, natomiast ojciec ma perspektywę rodzica.
Każde z Was ma inne cele. Pani cele mają charakter dydaktyczny, co wymaga pewnego dystansu emocjonalnego do dziecka. Natomiast celem ojca jest wychowywanie dziecka, co wyraża on w takiej, a niej formie realizowania jego ojcowskiej miłości do dziecka. Być może jest tak, jak Pani zauważyła, że ojcowska miłość niejako przytłacza to dziecko ale… widocznie rodzina tej dziewczynki w taki właśnie sposób postanowiła realizować miłość do niej. Sugeruję, aby Pani nie podejmowała prób zmiany tego wzorca. Być może jest coś, czego Pani nie wie o tej rodzinie i… to coś właśnie sprawia, że rodzina w taki, a nie inny sposób okazuje miłość temu dziecku.
Wspomina Pani również o tym, że dziewczynkę bardzo łatwo zawstydzić. A właściwie to ona sama się zawstydza. Każdemu wstydowi towarzyszy poczucie klęski i odrzucenia, a przynajmniej takie przypuszczenie, że zarówno klęska jak i odrzucenie są nieuchronne w takiej sytuacji. To, co Pani robi dla tego dziecka, czyli podejmuje próby wzmocnienia jej samooceny poprzez wskazywanie na to, że posiada dające jej satysfakcje umiejętności, to jest właśnie to, co należałoby w tej sytuacji robić. Dlatego też pozwalam sobie powtórzyć to, co napisałem na początku; Pani temu dziecku już pomaga. Musi jedynie Pani przyjąć inną perspektywę w ocenie efektów tego pomagania. Przypuszczam, że Pani oczekiwania co do efektywności Pani pracy z tym dzieckiem są inne niż oczekiwania tego dziecka. W Pani ocenie efekty nie są takie jakich Pani by oczekiwała, ale proszę zastanowić się nad tym, jak to jest z punktu widzenia tego dziecka. Co ono może odczuwać? Czy ono może być zadowolone z obcowaniem z Panią?
Chcę zwrócić Pani uwagę na to, że Pani jest swego rodzaju dyrygentem, czyli jest Pani muzykiem, który nigdy nic sam nie zagra. A wręcz przeciwnie, musi Pani w taki sposób, w jaki gra Pani orkiestra. W tym porównaniu orkiestrą jest dziecko, które jest obiektem Pani troski. Musi Pani czekać na moment, w którym zacznie ono grać dla Pani oczekiwaną przez Panią melodię. Cieszę się, że mogłem konsultować osobę, dla której praca nauczyciela dziecka przedszkolnego jest misją, a nie tylko pracą.
Życzę Pani powodzenia.
Tomasz Galewski
Komentarze