Czy mamy tutaj jakichś fanów Kronik Archeo? W tym miesiącu świętujecie swój jubileusz! Nie dość, że ukazała się 12. część przygód waszych ulubionych bohaterów, to możecie przeżywać z nimi podróże już od 10 lat! Z tej okazji mamy dla Was coś specjalnego! Wywiad z autorką serii, która opowie, gdzie wszystko miało swoje początki i czego potrzebuje, aby mogła pracować nad stwarzaniem dla nas tej wspaniałej rozrywki!
Wszystko zaczęło się 10 lat temu. Zawsze fascynowała mnie historia starożytnego Egiptu. Gdy byłam kiedyś w Berlinie, zwiedzałam muzea poświęcone sztuce starożytnej. Koniecznie chciałam wtedy zobaczyć słynne popiersie Nefertiti. Rzeźba stała na postumencie w przyciemnionej sali jednego z muzeów i wywarła na mnie ogromne wrażenie. Miałam szczęście, bo akurat zwiedzających było niewielu i przez dłuższy czas mogłam w spokoju przyglądać się rzeźbie. To właśnie wtedy wymyśliłam pewną historię, z której później powstał pierwszy tom serii „Kroniki Archeo”, pt. „Tajemnica klejnotu Nefertiti”. To niesamowite, że od tamtej pory minęło już ponad 10 lat.
Wolę jeszcze nie zdradzać, co dokładnie wydarzy się w tym tomie, ale tytuł rzeczywiście dużo sugeruje i nawiązuje do mitologii, więc mogę podpowiedzieć, że tym razem akcja w pewien sposób nawiązuje do starożytnego Rzymu.
Jestem emocjonalnie związana z każdym tomem. Ale chyba jednym z ulubionych jest „Tajemnica Diamentowej Doliny”, ponieważ akcja dzieje się w Australii, a tam jeszcze nie byłam. Pisząc tę książkę, mogłam w pewien sposób zrealizować marzenie o podróży na antypody.
Jedną z moich ulubionych bohaterek jest Ofelia, obecnie żona Ryszarda Ostrowskiego. Jest postacią, która skrywa wiele tajemnic i ma wyjątkowy talent do wpadania w tarapaty. Zawsze przytrafia się jej coś ciekawego.
Gdy zaczynałam pracę nad tym cyklem, miałam rozpisane pomysły na siedem tomów. Nie spodziewałam się, że czytelnicy tak polubią bohaterów Kronik. Gdy zaczęła się zbliżać premiera ostatniego zaplanowanego przeze mnie tomu, zaczęłam dostawać mnóstwo listów i petycji z prośbą o kontynuację. A ponieważ sama również zżyłam się z bohaterami i byłam ciekawa, co u nich słychać, wymyśliłam dalsze przygody.
Chyba tak. Uwielbiam przygody. W dzieciństwie pochłaniałam książki awanturniczo-przygodowe i podróżnicze. Chyba rzeczywiście mam w duszy odrobię odkrywcy i poszukiwacza, ale ponieważ natura nie obdarzyła mnie tężyzną fizyczną, rekompensuję to sobie przeżywaniem przygód w wyobraźni wraz z bohaterami moich książek.
fot. Aleksandra Sitarek
Dużo czytam i trochę podróżuję. Poznaję w ten sposób wiele ciekawych miejsc, dowiaduję się o różnych zagadkach i tajemnicach. Chcę się tymi wrażeniami podzielić z czytelnikami, więc wymyślam kolejną książkę, w której mogę te wszystkie informacje umieścić. Wiele rzeczy mnie inspiruje. Trochę trudno wyjaśnić, jak to się dzieje, ale czasem zobaczę coś, co powoduje, że widzę jakąś historię, którą muszę rozwinąć i opisać. I ten moment jest najbardziej ekscytujący.
Jeżeli okoliczności mnie do tego zmuszają, potrafię pisać w każdych warunkach. Zawsze mam przy sobie notes i długopis, ponieważ pomysły lubię spisywać tradycyjnie, na papierze. Ale najbardziej lubię pracować w domu, przy moim biurku. Mam wtedy pod ręką wszystkie potrzebne materiały, notatki, zdjęcia i książki. Staram się mieć na biurku porządek, bo bałagan mnie dekoncentruje. Pracę zaczynam około ósmej, a wieczorem dużo czytam. Piszę systematycznie, prawie codziennie. Zawsze tworzę sobie wcześniej orientacyjny plan pracy, ale nie trzymam się go sztywno, jeśli przychodzą mi do głowy inne pomysły, od razu go modyfikuję.
W dzieciństwie czytałam dużo książek przygodowych, podróżniczych, historycznych. Do dziś mam na półce kilka ulubionych, na przykład: „Śladami Tecumseha” Longina Jana Okonia, „Czarne Wamputy głoszą wojnę” Jana Szczepańskiego, „Dan Drewer i Indianie” Adama Bahdaja. Książki te przetrwały kilka dużych przeprowadzek i mają już pożółkłe strony, ale wciąż darzę je dużym sentymentem. Lubiłam też Karola Maya, Aleksandra Dumasa, no i oczywiście cykl o Panu Samochodziku Zbigniewa Nienackiego. Wyjątkowo wspominam również „Karolcię” Marii Krüger, ponieważ zawsze chciałam znaleźć magiczny koralik tak jak tytułowa bohaterka.
To bardzo kreatywne zajęcie i uwielbiam wymyślać różne historie.
fot. Aleksandra Sitarek