Witam,

mam problem z synem 10-letnim. Problem polega na tym, że jeśli się na coś nie zgadzam, wybucha złością, np. dzisiaj przed wyjściem do szkoły chciał jechać na desce do szkoły. Powiedziałam, że nie dam rady jej z powrotem zabrać, bo prowadzę wózek, pod wózek mi się nie zmieści. Zaczął płakać, że nie idzie bez niej do szkoły, że go nie kocham, że naskarży pani, że go biję. Co prawda nie jest tak, kiedyś owszem, karciłam go, ale zrozumiałam, że to nic nie daje. Całą drogę zadawał mi pytanie, czy wezmę mu deskę do szkoły i tak 45 minut straszył, że ucieknie. Nie wiem co robić. Czy dać mu karę? Nie ma z nim rozmowy, bo wybucha płaczem i złością, powiedział mi nawet, że gdybym go kochała, wzięłabym mu deskę. Proszę o poradę. Na co dzień raczej jest grzeczny, a w zasadzie od jakiegoś czasu próbuje się buntować, najgorsze jest to, że mnie nie słucha, ale jak tata powie słowo, tak od razu słucha, nie dyskutuje, najwyżej popłacze. Tata nigdy go nie skarcił, może podniósł ton z dwa razy. Co robić? Jestem bezsilna.

Anna