Do tej pory nie przepadałam za Wrocławiem, wyjazdy doń traktując jako zło konieczne. Za gwarno tu dla mnie, za tłoczno, zdecydowanie zbyt szybko, zbyt pośpiesznie. Gubię się w tym chaosie, czuję się nim przytłoczona, pochłonięta i trawiona przez molocha – nie lubię tego uczucia. Odkąd jednak ujrzałam Wrocław z innej perspektywy, czuję się... zauroczona. Z góry zdecydowanie lepiej wygląda niż z dołu.
A zaczęło się od dłuuuugiego spaceru po dolnośląskiej stolicy. Wyruszyliśmy z Nadodrza, zahaczając o Wyspę Słodową, Ostrów Tumski, kierując się w stronę Rynku. Tym razem na celownik wzięliśmy muzea, perełki architektoniczne oraz obiekty sakralne. Wrażeń zbyt dużo, by streścić w jednym słowie.
Co urzekło synów i mnie? Ruchoma szopka w Kościele NMP na Piasku, malarstwo i rzeźba w Muzeum Archidiecezjalnym, zapalanie świec w cerkwi Świętych Cyryla i Metodego. Ponadto zapierający dech w piersiach widok z wieży Archikatedry św. Jana Chrzciciela; wspinaczka po 243 schodach w Katedrze św. Marii Magdaleny, by dostać się na Mostek Pokutnic, celem rozkoszowania się panoramą Wrocławia oraz fakt, że byliśmy 304 schody bliżej nieba, tj. na wysokości 90 m – znajdując się na tarasie widokowym Bazyliki św. Elżbiety (zwanej inaczej Kościołem Garnizonowym).
W najbliższych planach mamy dostanie się na Wieżę Matematyczną Uniwersytetu Wrocławskiego (zwaną również Wieżą Astronomiczną) oraz na punkt widokowy Sky Tower.
Polecam obejrzenie Wrocławia z tejże perspektywy. Zmienia się punkt widzenia.
Anna Jełłaczyc wraz z synami
Komentarze
Gratulacje Pani Aniu.Pani recenzje są wyjątkowe,cudowne i niepowtarzalne.
dodany: 2014-03-29 06:31:10, przez: Elżbieta