Warszawa

Misja Młodość

Misja Młodość

O serii "Szkoła szpiegów" pisaliśmy już niejednokrotnie. Redaktorzy podkreślali wiele cech, które wpłynęły na ogromną popularność serii. Niektórzy tak się zaczytali, że zaczęliśmy wątpić, czy aby seria przeznaczona jest wyłącznie dla nastolatków. 

 

Faktycznie autor buduje fabułę, której nie powstydziłby się doskonały film akcji. Są pościgi, wybuchy i nagle pojawiająca się broń, najczęściej w niepowołanych rękach. Do tego złoczyńcy, a nawet cała siatka przestępcza i imponująca społeczność szpiegów. 

 

 

Oryginalny pomysł, by z nastolatków uczynić wyszkolonych szpiegów, autor sam autocenzuruje w najnowszej części, bo trudno w ten zamysł uwierzyć nawet bohaterom fabuły. Jednak to działa!

 

Dzieciaki są zafascynowane swoją rolą i możliwością przeżywania kolejnych misji, które wciąż – przynajmniej części z nich – jawią się jak przygody. I tu dochodzimy do sedna, bo trzeba mieć 13 lat, by niebezpieczeństwo traktować tak lekko, a kolejne wyzwania jak porządek dnia codziennego. Kilkukrotnie łapałam się za głowę podczas lektury, ale zaraz potem przypominałam sobie, że „oni mają po kilkanaście lat”, a wtedy to, co się czuje, często jest ważniejsze od tego, co się wie. 

 

To, co według mnie czyni tę serię wyjątkową, to właśnie udane połączenie historii szpiegowskiej i realiów nastoletniego życia, nawet jeśli oznacza to czasem kiepskie, pochopne decyzje i wiele innych błędów związanych zwyczajnie z brakiem doświadczenia. To właśnie jego niedostatki stanowią dla bohaterów prawdziwe wyzwanie – pomimo młodego wieku nie są oszczędzani przez autora. W trakcie lektury przed oczami stają nam potyczki w niebezpiecznie otwartym samolocie sterowanym przez autopilota, podstępne próby zabójstw i wiele, wiele innych. 

 

 

Co rusz wracamy jednak do tego, co najważniejsze, gdy ma się około trzynastu lat, choć musimy się z tym pogodzić, że czasami bohaterowie sami jeszcze dokładnie tego nie wiedzą…  i dobrze. To właśnie jest autentyczne, bo przecież wiek nastoletni to taki moment w życiu, gdy poszukujemy tożsamości, tego, co nas określa i tego, od czego chcemy się trzymać z daleka. W najnowszej części urzeka jednak najmocniej temat damsko-męski. Oto nie tylko główny bohater dostrzega dowody na to, że idealnej koleżance nie jest obojętny, ale także rozważa dobre i złe strony bycia w związku, zwłaszcza gdy się jest szpiegiem.

 

Dorosłemu czytelnikowi na pewno od razu staną przed oczami kobiety Bonda, które faktycznie nie kończyły najszczęśliwiej, ale też nie wszystkie były szpieżkami, a pełniły raczej role dekoracyjne. Tu kompetencje są bardzo wyrównane, a wręcz raz po raz przechylają się na stronę dziewczyn. Trudno się dziwić głównemu bohaterowi. Nie dość, że obdarzona jego uczuciem Erica jest piękna, mądra i szalenie ambitna, to jeszcze pachnie obłędnie, nawet w połowie potyczki z wrogiem.  

 

Kto przeczyta tę scenę, nie będzie miał wątpliwości, że nasz bohater wpadł po uszy i nawet jeśli będzie sobie bez końca tłumaczył, że to niepraktyczne... to i tak nigdy nie zapomni momentu, gdy podczas akcji wezmą się za ręce. 

 

Zbytniemu rozczuleniu czytelnika autor zawczasu zaradza, wprowadzając dodatkowe wątpliwości... bo przecież Erika nie jest jedyną dziewczyną w otoczeniu, a ta druga wyraźnie wykazuje zainteresowanie... Nie martwcie się – Stuart Gibbs pamięta, że jego czytelnikami są głównie chłopcy, choć nie zdziwiłabym się, gdyby to była tylko plotka. W każdym razie, wątki romantyczne raz po raz odsuwa na bok, ustępują one kolejnym popisowym walkom, sprytnym podstępom, wymagającym marszom, a przede wszystkim unikaniu śmierci. 

 

Kłaniam się jednak nisko Gibbsowi, bo dzięki tym drobnym, romantycznym przemytom, po pierwsze ja jako czytelniczka znalazłam coś dla siebie. Po drugie, znam całe rzesze chłopców, którzy chcieliby również poczytać o pierwszych fascynacjach i relacjach z dziewczynami, bo przecież to dotyczy ich codziennego życia. 

 

 

Kłaniam się też za Meksyk, przybliżenie jego specyficznego ukształtowania i szczypty historii. Sama wdrapywałam się na piramidy Majów, by mieć lepszy widok z góry i też nie mogłam wyjść z podziwu, że na całym półwyspie nie ma rzek. Uśmiecham się za każdym razem, gdy w książkach odnajduję jaskinie cenote, które są na tyle niezwykłe, że można planować podróż na drugą połowę globu tylko dla nich. 

 

Seria Gibbsa inspiruje do odkrywania różnorodności świata i do poszerzania wiedzy, która nie tylko może uratować życie, ale po prostu tłumaczy to, co nas otacza. 

 

 

Wiecie zatem pokrótce co my – dorośli, widzimy w serii dla młodzieży. A gdyby tak zapytać samych zainteresowanych? 

 

Krzysiek, lat 10, też docenia podobnie jak my wątek podróżniczy, ale dodaje:

Lubię tę serię za poczucie humoru, rozwijanie szybkiej akcji oraz za rozmowę o uczuciach”.

No i proszę, zupełnie się zgadzamy. Emocje nie tylko nie przeszkadzają, ale okazują się ważne niezależnie od płci, co potwierdza wypowiedź Hani: 

 

Ogólnie jest trudno, bo skoro są szpiegami to, gdy jadą na misję każdy z nich może umrzeć, a oni się przyjaźnią" (Hania, lat 12)

Tak (chciałabym zostać szpieżką), bo można uczestniczyć w takich różnych misjach i pokonywać jakieś złe organizacje. Z jednej strony bym chciała, a z drugiej strony to byłoby bardzo takie niebezpieczne i w ogóle" (Hania, lat 12)

Ciekawe są spostrzeżenia nieco starszego Przemka - równolatka bohaterów, który kreśli szersza perspektywę - mówi nie tylko o uczuciach, ale też o relacjach. 

 

Mi się wydaje, że (najtrudniejsze) jest to dogadanie się między sobą. Ciągle tam są jakieś perypetie. Ten lubi tego, a jednak nie. Się dzieje. 

Co ciekawe i charakterystyczne dla młodych odbiorców, „Szkołę szpiegów" można czytać w kółko. 

 

Też za to (lubię tę serię), że nigdy mi się nie nudzi, bo ja już piętnaście razy  ją trochę przeczytałem, trochę przesłuchałem. Właściwie to gdy jest dzień, to czytam, a gdy jest noc lub późny wieczór to sobie słucham audiobooka." (Krzysiu, lat 10)

Tu możecie się uśmiechać, ale jestem pewna, że każdy ma taką książkę, którą chętnie czytałby w kółko, gdyby tylko czas na to pozwolił. 

 

I kolejny aspekt, który obrazuje niezwykle emocjonalny odbiór. Otóż, okazuje się, że lektura kusi, by pasji poświęcić życie :) 

 

Tak (chciałabym zostać szpieżką), bo mogłabym uczestniczyć w różnych misjach i pokonywać jakieś złe organizacje. Z jednej strony bym chciała, a z drugiej strony to byłoby bardzo takie niebezpieczne i w ogóle" (Hania, lat 12)

 

Na koniec chcę Wam przytoczyć jeszcze jedną wypowiedź trzynastoletniego Przemka:

 

„Książkę wyróżnia na pewno to, że główny bohater nie jest supersprawny fizycznie, a w większości książek, które czytałem główny bohater strzela z łuku, robi potrójne salto w przód i w tył jednocześnie. A ten potknąłby się o powietrze, trochę jak ja. […] Na początku główny bohater jest trochę takim przegrywem, potem robi się takim trochę mniej przegrywem, ale w swoim otoczeniu jakby nadal nim jest, dopiero później robi się coraz fajniejszy względem swoich kolegów”.

To bardzo ciekawa obserwacja. Pisana w pierwszej osobie seria faktycznie pozwala się utożsamić z głównym bohaterem, który przez to, że jest zwykłym chłopcem wraz ze wszystkimi przemyśleniami, wątpliwościami, marzeniami, staje się nam bardzo bliski. Z kolei to, że mimo braku wyjątkowych warunków fizycznych, dokonuje rzeczy niezwykłych, sprawia, że mocniej wierzymy też w powodzenie naszych misji specjalnych, jakie podejmujemy każdego dnia.

  

Najnowsza część „Szkoły szpiegów” nie ustępuje poprzednim, a dedykowanie jej zmarłej żonie i przyznanie jak wielki był jej udział w powstaniu tej książki, powoduje, że łączymy się w bólu z autorem. Nie mamy wątpliwości, że najpiękniejszym i najwłaściwszym hołdem jej złożonym, będzie właśnie ta budząca emocje i inspirująca książka w rękach młodych ludzi.

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Artykuły książkowe

Warto zobaczyć