Z okazji urodzin serii o przygodach Misi - małej weterynarz, która rozumie mowę zwierząt - postanowiliśmy zapytać autorkę tych niezwykłych książek między innymi o to, skąd wziął się pomysł na serię i czy nie brak jej pomysłów na kolejne przygody.
Zapraszamy zatem na rozmowę o inspiracjach, spacerach po łące, czytaniu książek przyrodniczych i podróżach po Polsce.
Aniela Cholewińska-Szkolik dzieli się z nami szczegółami, których nie znajdziecie w opowieściach do Misi, ale mamy nadzieję, że zachęcą Was one do czytania o jej przygodach.
Pewnego dnia otrzymałam maila od redaktorki z wydawnictwa Zielona Sowa z zapytaniem, czy chciałabym napisać kilka opowiadań dla młodszych czytelników o dziewczynce pomagającej zwierzętom. Początkowo miałam mieszane uczucia. Książek o zwierzętach napisano już przecież mnóstwo i wcale nie byłam pewna, czy potrzebna będzie kolejna. Zaczęłam jednak zastanawiać się, jak ta dziewczynka mogłaby wyglądać, co by lubiła, jakich miałaby przyjaciół. I kiedy w głowie powstał dokładny obraz sympatycznej, wesołej Misi z nieodłącznym Popikiem, nabrałam ogromnej ochoty, aby opowiedzieć o jej przygodach. Zresztą moja wizja Misi pozwoliła na papierze zrealizować dwa własne marzenia z dzieciństwa: o domku ukrytym na drzewie i białym puszystym przyjacielu - terierze.
Zwykła codzienność to moje główne źródło inspiracji. To są czasami drobne szczegóły, zmiany w otoczeniu, które stają się początkiem ciągów skojarzeń: nowe kopce kreta w ogrodzie, zniszczone mrowisko w lesie albo widok wracającego z nocnych łowów podrapanego kota. Zadaję sobie wówczas pytanie dlaczego i już rodzi się nowa historia. Poza tym bardzo lubię obserwować przyrodę i zachodzące w niej zmiany. Mieszkam, tak jak Misia, w pobliżu rozległej łąki i lasu, więc okazji do spotkań z naturą mi nie brakuje. Uwielbiam spacerować po lesie, słuchać i patrzeć – o każdej porze dnia i roku można zauważyć coś interesującego, co potem często staje się tematem nowej opowieści.
Czasami rozpoczynam pracę od wymyślenia bohaterów - pacjentów Misi. Nie ukrywam, że stanowi to dla mnie coraz większe wyzwanie, bo Misia sporo najróżniejszych zwierząt już wyleczyła, a czytelnicy wciąż chcą poznawać nowych przyjaciół małej weterynarz. Staram się wybierać zwierzęta, które każdy z nas naprawdę miałby szansę zobaczyć, bo zależy mi na tym, aby spotkania Misi z nowymi pacjentami były jak najbardziej prawdopodobne. Kiedy poszukuję bohaterów kolejnych opowiadań, przeglądam atlasy zwierząt, dużo czytam o poszczególnych gatunkach, ich zwyczajach, dolegliwościach. Bywa tak, że w czasie zbierania informacji trafiam na jakąś historię o zwierzaku, którą mogę później wykorzystać w książce. Ktoś na przykład opowiada o znalezionym w parku ptaku ze złamanym skrzydłem czy o dokarmianej zimą sarnie. Zaczynam wyobrażać sobie, jak w takich sytuacjach zachowałaby się Misia, gdzie mogłaby spotkać swojego pacjenta i tak powstaje nowa opowieść o jej przygodach.
Oczywiście, inspiracją do pisania są też podróże po Polsce, które bardzo lubię. Misia często podąża moimi śladami albo wyjeżdża tam, gdzie sama chciałabym pojechać. Kaszuby i Bieszczady to jedne z moich ulubionych kierunków na wakacyjne wyjazdy. Zresztą, ciocia Wiesia i wujek Piotr – bohaterowie kaszubskiego Leśnego Przytuliska, to prawdziwe bliskie mi osoby, które, choć nie prowadzą schroniska dla zwierząt, mają dla nich ogromne serce. Natomiast w Wakacjach nad Narwią Misia zwiedzała okolice, które sama bardzo chciałabym zobaczyć.
Myślę, że wielu z nas dałoby dużo do myślenia (a przynajmniej mam taką nadzieję), gdybyśmy mogli usłyszeć, co mówią do nas zwierzęta. Zresztą nie tylko one, ale też rośliny. Może wówczas zmienilibyśmy nasze nastawienie do świata natury; zaczęlibyśmy go bardziej szanować, doceniać, dbać o niego. Niestety, obawiam się, że gdybyśmy mogli rozumieć dokładnie mowę zwierząt i roślin, usłyszelibyśmy sporo skarg pod naszym ludzkim adresem, narzekań i próśb o lepsze traktowanie. Seria o Misi pozwala mi poruszać różne problemy związane z przyrodą, na które można dzieci uwrażliwić i porozmawiać z nimi, na przykład o mądrym dokarmianiu zwierząt, odpowiedzialności za naszych pupili, odpowiednim zachowaniu w lesie.
Nigdy nie przypuszczałam, że mała weterynarz zyska tak dużą sympatię wśród czytelników. Pisząc pierwsze dwa tomy opowiadań, obawiałam się, że zaginą wśród tylu różnych pięknych książek o podobnej tematyce. A potem nagle okazało się, że Misia jest znana i lubiana, że dzieci chcą mieć takie same jak Misia domki na drzewach, a wśród ich psich przyjaciół jest coraz więcej Popików. Dla mnie to bardzo miłe i naprawdę trudno uwierzyć, że właśnie ukazuje się trzynasta część przygód Misi! Skąd taki sukces? Być może wynika z realizmu świata Misi i charakteru samej bohaterki. Zapewne nietrudno się z nią utożsamić. Misia jest przecież całkiem zwyczajną dziewczynką. Poza umiejętnością rozumienia mowy zwierząt nie ma żadnych nadprzyrodzonych mocy, nie posługuje się czarami. Ma zwyczajnych przyjaciół, normalną rodzinę, spotyka prawdziwe, żyjące w Polsce zwierzęta, czasami choruje, czasami nie chce jej się rano wstać. Sukces Misi to też na pewno ogromna zasługa przepięknych ilustracji Agnieszki Filipowskiej. Od bliskich osób wiem, że z przyjemnością oglądają je zarówno młodsze, jak i starsze dzieci. Sama zresztą bardzo lubię na nie patrzeć.
Mam nadzieję, że Misia wciąż będzie lubiana, a dorastający czytelnicy szybko się z nią nie rozstaną. „Złocista zagadka” powstała też trochę z myślą o nich. Tym razem to nie zbiór opowiadań, ale jedna długa historia, której można wysłuchać, ale równie dobrze można spróbować przeczytać ją samemu.
Chciałabym, aby uważnie obserwowali otaczający ich świat, potrafili dostrzegać tych, którzy są słabsi, mniejsi, którzy czasem potrzebują pomocy i nie bali się tej pomocy udzielać. Aby nigdy nie zatracili dziecięcej umiejętności cieszenia się chwilą, czerpania radości z towarzystwa bliskich osób, spaceru z psem i zabawy wśród szeleszczących liści. I aby zawsze byli ciekawi świata natury, który każdego dnia zaskakuje nas nowymi niespodziankami.