Warszawa

Kiedy oni byli mali

Żadnego z dziadków biologicznych nie znałam. Gdy się urodziłam obaj już nie żyli. Dlatego na sąsiada mieszkającego dwa domy dalej wołałam dziadek do ostatniej chwili. Dziadek miał zawsze ciepły wyraz twarzy. Nawet, gdy się troskał robił to z uśmiechem.

 

Nigdy nie zdradzał mi o czym marzył, lecz opowiadał jakim był dzieckiem. W ciężkich mu przyszło żyć latach- wojennych. Pamiętał strzały i huk bomb. Był to ze słuchu już - czas nieprzyjemny, cieszyłam się, że jest daleko stąd. Słuchałam jak dziadek wodę przynosił, jak razem z mamą na tarze prał. Jak w sklepie o cukier na kartki prosił, jak chleb posypany cukrem jadł.

 

I opowiadał dziadek z uśmiechem o graniu w klasy i w berka. I opowiedział z błyskiem w oku - jak dostał w sklepie cukierka. A był to irys, smak miał ciekawy. I zapamiętał go dziadek tak, że mając lat 80 z hakiem do kawy - najchętniej w sklepie Irysy brał.


Pamiętam uśmiech i dłonie dziadka, i to, że zawsze miał dla mnie czas. Choć wnuków własnych była gromadka - chętnie przychodził odwiedzić nas.

 

Danuta

                                                                                                                                                                                                     

Przeczytaj również

Warto zobaczyć