Bardzo dawno temu w pewnej wsi uzbeckiej mieszkał biedny Zuchar. Jego pole było maleńkie, chata też mała. W takiej chatce wszystkiego było niewiele.
Właśnie przyszła wiosna. Biedak pracował od świtu do nocy na swoim poletku. Znużony, na chwile przystanął, żeby otrzeć pot z czoła. Wtedy ujrzał spadającego bociana.
Zuchar zostawił robotę, podbiegł do ptaka. Bocian miał złamane skrzydło. Zajął się Zuchar bocianem, zaniósł czym prędzej do domu, opatrzył starannie.
Potem długo leczył ptaka. Dzielił z nim ciasną izbę, karmił, poił. Niczego boćkowi nie żałował. I wreszcie bocian załopotał skrzydłami, podskoczył kilka razy i wzbił się w powietrze.
Poczciwemu Zucharowi zrobiło się trochę smutno, że już nie ma o kogo dbać… Wziął łopatę i grabię, poszedł wolnym krokiem na swoją małą działkę. Pracował i myślał, jak też czuje się jego bociek. Rzucał ostatnią garść ziarna, kiedy nad polem ukazał się wyleczony przez niego bocian. Okrążył Zuchara raz i drugi, a za trzecim razem zrzucił mu trzy pestki arbuza. Zuchar wetknął pestki w ziemię.
Po kilku dniach nasiona zakiełkowały. Poczciwy rolnik podlewał je, okopywał, patrzył, jak rosną.
Potem, gdy już się arbuzy rozrosły, wyrywał chwasty, spulchniał ziemię. Kiedy przyszła pora zbiorów, arbuzy błyszczały wspaniale. Ledwie, ledwie doniósł je do domu, takie były ciężkie.
Zaraz też zaprosił wszystkich znajomych, żeby popróbowali takich smacznych, dorodnych owoców. Siedli wszyscy wokół stołu, Zuchar chwycił nóż.
Ledwie zaczął kroić, a tu na stół sypie się cała góra złotych monet. Goście osłupieli ze zdumienia. A Zuchar mówi skromnie do znajomych:
- Wybaczcie, że mój arbuz jest złocisty, a nie mięsisty. Ale to wam chyba nie zaszkodzi? Bierzcie pieniądze!
Potem rozkroił wszystkie arbuzy. Też były wypełnione złotymi monetami.
Trzy arbuzy dały gospodarzowi i jego gościom tyle złota, że nikomu już potem niczego nie brakowało. W małych chatach wszystkiego przybyło, więc i chaty musiały być większe!
Tuż o miedzę z ubogim do niedawna Zucharem sąsiadował bogaty Muchar. Muchar przyszedł do Zuchara, choć go przedtem wcale nie dostrzegał.
- Nie odzywałem się do ciebie przez całe lata, bo byłeś biedny, ale teraz u ciebie się zmieniło – powiedział Muchar. – Ludzie powiadają, że masz strasznie dużo złota. Jak to się stało?
I Zuchar opowiedział wszystko o bocianie.
„Udało się Zucharowi, mnie się musi jeszcze bardziej udać” – pomyślał sobie bogacz.
Poszedł w pole. Patrzy, po trawie przechadza się bocian. Zaczął go chciwy Muchar podglądać. Zauważył, że po obiedzie bociek śpi sobie, nie przerywając stania na jednej nodze. Podkradł się Muchar do śpiącego boćka, zarzucił mu kapotę na głowę. Ogłuszonego ptaka przyniósł do domu i udawał, że dba o niego.
- Byłeś chory – wmawiał boćkowi. - Znalazłem cię na łące, przyniosłem do siebie. Już się czujesz lepiej? – mówił obłudnie.
Wreszcie wypuścił bociana.
- A odwdzięcz mi się! - przypominał.
Bocian odleciał.
Wrócił za kilka dni i zrzucił bogaczowi pestki arbuza. Bogacz prawie nie odstępował wschodzących kiełków, a później coraz potężniej rosnących arbuzów. Nie spał, mało jadł, tylko czekał na tę chwilę, kiedy będzie mógł rozkroić złote arbuzy.
Wreszcie ta chwila nadeszła. Wokół stołu zasiedli tylko najbliżsi krewni bogacza.
Muchar wbił w arbuz, specjalnie na ten dzień naostrzony, nóż. Arbuz natychmiast rozleciał się z trzaskiem, a z wnętrza wysypał się obłok pyłu. Od tego pyłu wszyscy zebrani zaczęli kichać.
Kichali coraz głośniej i coraz częściej, raz za razem, bez przerwy. Od tego kichania zaczął trzeszczeć i opadać sufit, a później dach. Muchar i jego krewni kichali dalej i coraz głośniej, więc cały popękany dom to wznosił się, to znów płasko opadał.
I byłoby tak do końca świata, gdyby nie Zuchar. Zuchar wyciągnął wszystkich po kolei ze zrujnowanego domu i chlusnął wodą z konewki, żeby spłukać pył. Ale i tak chciwy bogacz Muchar kichał co dzień dziesięć razy. I nikt mu nie powiedział: „Na zdrowie!” – bo nikt nie lubił niedobrego skąpca.