Marika Krajniewska- współczesna pisarka i scenarzystka, założycielka wydawnictwa i Fundacji „Papierowy Motyl”. Dziennikarka, tłumacz, kobieta spełniona. Autorka m.in. „Papierowego Motyla”, „Zapachu malin”, „Za zakrętem”, „Pięciu”, „Okna”, „Schroniska” oraz krótkometrażowego filmu „Głód”. Czytelnicy znanego i cenionego portalu granice.pl wyróżnili jej najnowszą książkę „Białe noce” w kategorii „Najlepsza książka na zimę 2016”. Marika Krajniewska to przede wszystkim matka, która spełniając się w macierzyństwie, dostrzega magię rodzicielstwa i przyjaźni między rodzicem a dzieckiem.
Jaką mamą jest Marika Krajniewska?
Staram się nie spieszyć i bardzo bym chciała nie pospieszać. Czasami się udaje, czasami nie. Jednak zanim powiem „szybciej, szybciej”, zastanowię się dwa razy. Bo życie nasze i naszych dzieci jest tu i teraz, a nie tam dokąd się spieszymy, ciągle się spieszymy. I przegapiamy w ten sposób to, co może zachwycić, to w czym kryje się najważniejsze. Staram się być mamą „wyluzowaną”, nie zawsze wychodzi to na dobre. Bardzo często się gubię.
Kiedy myślisz Moja Córka, to pierwsza myśl krąży wokół...
… magii. Najpierw patrzę na nią jak na cud, a potem już dostrzegam burzę rudych włosów i wielkie niebieskie oczy.
Dzieci często są naszą inspiracją. Czy pomyślałaś kiedyś o napisaniu książki dla dzieci lub książce napisanej z własną córką?
O tak, razem pisałyśmy wierszyki, kiedy córka była malutka, a potem wymyśliłyśmy serię książek dla dzieci o Strusiu i Mysi i ich szkolnej codzienności o zabarwieniu detektywistycznym. Struś to Staszek, a Mysia to Marysia, którzy chodzą do tej samej klasy i razem siedzą w ławce. Wspólne wymyślanie książek jest ogromną rozrywką. Był też taki czas, kiedy moja córka przejęła ode mnie pasję pisania i nie chciała wyjść z urodzin koleżanki, ponieważ pisały razem scenariusz. Swoją drogą historię wymyśliły pasjonującą.
Każdy ma swoje ulubione wspomnienia. Twoje najpiękniejsze wspomnienie z dzieciństwa kojarzy się z pisaniem?
Moje wspomnienia z dzieciństwa kojarzą się bardziej z czytaniem, niż z pisaniem. Z wyczekiwaniem na kolejny miesiąc na prenumeratę czasopism dla dzieci i na wypłatę rodziców, bo zawsze kupowane były wtedy nowe książki. Pamiętam radość, kiedy pod sklepem spożywczym w Leningradzie (obecnie Sankt Petersburg) wymieniłyśmy z mamą butelkę wódki na dwa tomy „Przeminęło z wiatrem”. Te tomy mam do dziś. Miałam wtedy dziesięć lat. To była moja ulubiona książka.
Podczas wspólnego czytania z dzieckiem tworzy się wyjątkowa więź. Lubisz czytać książki swojej córce?
Lubiłam, bo teraz czyta sobie sama, na szczęście oprócz zamiłowania do programowania uwielbia książki. Kiedy czytałyśmy razem zawsze przypominał mi się obrazek z mojego dzieciństwa, kiedy mój tata czytał mi Mary Poppins, a nasza papuga, która miała zwyczaj fruwać po mieszkaniu, siadała na brzeg książki i delikatnie skubała jej kartki. Uwielbiałam ten czas.
Czy przyjaźń między matką a córką jest możliwa?
Oczywiście, tylko pod warunkiem, że będzie coś więcej. Cudownie, kiedy dziecko widzi w matce przyjaciółkę, ale nie ma ważniejszej wartości, niż opiekuńczość połączona z autorytetem. Nie mówię tu o nadopiekuńczości, ale o zdrowej dawce matczynej opieki.
Życie, mimo iż jest piękne, nosi w sobie mnóstwo pułapek. Jak według Ciebie czytanie książek, które pobudzą naszą wyobraźnię, pomaga przetrwać życiowe zakręty?
Przede wszystkim literatura daje wzorce, pokazuje, że świat czasem przytłacza, ale nie tylko nas, też innych, i można sobie z tym poradzić. Jest na rynku wiele książek, poruszających poważne tematy, pomagających zrozumieć i przejść przez bardzo trudne życiowe sytuacje. Kiedyś moja znajoma, doskonały specjalista, Bianca Beata Kotoro, napisała rewelacyjną książkę dla dzieci „A Zosia ma raka na smyczy”. Coraz więcej mamy pomocy literackich, na szczęście.