Miał to być informator dla alergików. Serwis „Hipoalergiczni” szybko przerodził się w cykliczną gazetę mobilną dla rodziców i alergików. Po sukcesie pilotażowego wydania papierowego, jesienią 2014 r., Żaneta Geltz podjęła rękawicę i uruchomiła produkcję drukowanego kwartalnika HIPOALERGICZNI.
Weszła na rynek ponad 3 lata temu i od tamtej pory zyskuje sukcesywnie rzesze Czytelników. Organizatorzy tak dużych wydarzeń jak Dni Alergii czy Natura Food, powierzają jej organizację debat, forów, bo wiedzą, że mogą liczyć na jej najwyższej klasy gości specjalnych. W ostatnich miesiącach zapraszana jest również na wydarzenia zagraniczne, jako reprezentacja społeczności polskich alergików. Kim jest?
Na nasze warsztaty przychodzą m.in. matki, sportowcy, młode dziewczyny, dietetycy, seniorzy. – mówi Żaneta Geltz, autorka serwisu Hipoalergiczni.pl. Nie wiem skąd dojeżdżają, ale czasem z daleka, bo niektórzy spieszą się po warsztatach na pociąg. Są tacy, którzy chcą rozmawiać dłużej, albo umawiają się na konsultacje, osobiste, telefoniczne, na Skype. Chcą wiedzieć „Jak się nie dać zrobić w bambuko“ koncernom, bystrzakom od reklamy, sprzedawcom suplementów, producentom, którzy owijają nas wokół swojego „palca”, czyli nakłaniają nas do zakupu tysięcy niepotrzebnych produktów.
Czy warto to wiedzieć?
Czy warto dowiadywać się, które produkty są zbędne, a które wręcz szkodliwe?
Chyba nie, bo psujesz sobie taką wiadomością nastrój. Chyba, że zamierzasz coś z tym zrobić i nie obawiasz się zmiany zawartości lodówki, szafki z zapasami jedzenia, szafki z kosmetykami w łazience, czy detergentami do porządkowania mieszkania. Jest to dodatkowy wysiłek.
Podczas wystąpień nie próbuję nikogo przekonać do poprawy, naprawy, staram się tylko pokazać, gdzie są pułapki, w które najczęściej wpadamy. Potem już każdy się wkręca w swoją własną sytuację i chce wiedzieć wszystko!
Jako specjalista ds. komunikacji wiem, jak firmy „lokują“ tak zwany „content“ czyli sponsorowane treści, aby wyglądały na specjalistyczne artykuły, którymi „żywi się” Czytelników największych serwisów, zarabiających na każdym naszym kliknięciu. To dlatego jest tyle podstron sensacyjnych wieści, i dlatego najciekawsze fragmenty zostawia się na koniec, gdyż w międzyczasie mamy zobaczyć jeszcze wiele banerów reklamowych. I kupić „dwa-w-jednym“, skorzystać z promocji „Wyprzedaż -50%“, albo dać się naciągnąć na kolejny „Kulinarny instant“. Sprzedawana jest nam wygoda, uroda, a wszystko ... prawie za darmo.
Kilka lat temu postanowiłam o tym wszystkim pisać. A temat skupiłam wokół alergii, gdyż jest to coś, co spędziło mi przez wiele lat sen z powiek, więc gdy już znalazłam ścieżkę wyjścia z tego labiryntu, postanowiłam zdradzić innym, jaki jest „skrót“. Tyle, że ten „skrót“ nie jest krótszą drogą w sensie dosłownym, jest wręcz drogą na około, bo aby nie dać się alergii, trzeba wiele rzeczy zrozumieć, poznać. Podczas kilkugodzinnego warsztatu ujrzysz czubek góry lodowej.
O co chodzi z tym niezależnym czasopismem?
Kiedy środki masowego przekazu prezentują rozrywkę, artykuły czy nawet opracowania – wydawałoby się obiektywne – najczęściej służy to stworzeniu kontekstu dla reklamodawców. A to oznacza, że jest bardzo mało miejsca na wysokiej jakości wiedzę, która służy naszemu zdrowiu lub niezależne opracowania, które uderzają w interesy większości koncernów międzynarodowych czy sieci handlowych. Wydawcy nie mogliby liczyć na reklamodawców.
Przykład?
Jeśli nasz magazyn porusza temat toksyczności odpadów i polecamy pieluszki kompostowalne z kukurydzy, bez zawartości zapachów i nie poddawane bieleniu chlorem, pozbawione kalafonii i formaldehydu (HCHO), to która z marek zechce umieścić reklamę swojego produktu w piśmie, jeśli całość materiału nie pochwala ropopochodnych, chlorowanych, pachnących jednorazówek? Masowe media takie tematy pomijają, gdyż eko producenci nie posiadają budżetów reklamowych. Musieliby mieć astronomiczne ceny produktów, by oprócz świetnych składników, zainwestować jeszcze w media. Skutek jest taki, że o eko produktach wiemy bardzo mało, a znakomita większość konsumentów ulega reklamie koncernów...
Niektórzy pukali się w głowę, pytając jakim cudem tak niszowy magazyn znajdzie swoje miejsce w nasyconym po brzegi rynku prasy w Polsce.
Słowem, które jest najważniejsze w naszym słowniku to PRAWDA. Gdy wiemy, na czym stoimy, to wiemy co robić. W magazynie HIPOALERGICZNI mówimy „Jak jest naprawdę” – z zakresu żywienia (śmieciowego, zdrowego, itd.), pielęgnacji (jakie kosmetyki są ściemą, a jakie nie), sprzątania w domu czy biurze, zdrowego budownictwa, uprawiania biowitalnych warzyw i owoców. Przedstawiamy informacje z zakresu sportu, skutecznej diagnostyki, czy suplementować się czy nie, a jeśli tak, to czym, a także jak systematycznie budować swoją odporność. Magazyn jest nie tylko dla alergików, jak tytuł może sugeruje. Jest dla tych, którzy chcą prawdy. A nie chcą alergii i wielu innych, zbędnych i przewlekłych chorób, wynikających z naszej nieostrożności i ufności, żeby nie powiedzieć łatwowierności.
Pomysł
Pomysł na magazyn nie powstał tak od razu, w jeden dzień. Najpierw tułałam się w światach marketingu różnych firm, które produkowały urządzenia cyfrowe, rowery, książki. Potem wkroczyłam do firm skandynawskich, poznałam ich filozofię, nauczyłam się tysiąca rzeczy z zakresu bezpiecznych receptur, certyfikacji. Fascynujące rozmowy z toksykologami i technologami, zatroskanymi o dawki i stężenia substancji, które mogą mieć wpływ na pojedynczy listek w przyrodzie – ujęły mnie na wskroś. Współpracowałam z takimi producentami jak Danlind A/S czy DermaPharm A/S Ecopeople i kilkoma innymi, z którymi kontakt mam do dziś. To jednak na zawsze zmieniło moje cele zawodowe. Doszłam do wniosku, że Duńczycy mają coś, czego nam brakuje, a mianowicie społeczności konsumenckie, które mówią jak jest naprawdę. Nie patyczkują się z producentami rakotwórczych produktów czy koncernami kosmetycznymi, serwującymi niepotrzebne skórze środki zapachowe. Na antenie telewizji, produkty niespełniające przyzwoitych kryteriów, spadają na podłogę spod rąk toksykologów. Sklepy wycofują niezdrowe produkty z półek sklepowych, a konsumenci są uświadamiani, co służy zdrowiu i ich długowieczności. Dania, to od lat najszczęśliwsza nacja na świecie. Nie bez powodu.
Medycyna naturalna czy akademicka?
Niemal każdy artykuł, który jest w magazynie HIPOALERGICZNI jest autorstwa lekarza lub profesora, albo był przed publikacją konsultowany z personelem medycznym, specjalistą lub dietetykiem. Nasze pismo nie jest furtką dla samozwańców (czyli sprzedawców cudownych suplementów na wszystko). Jesteśmy cytowani przez inne media, zapraszani do prowadzenia debat plenarnych z udziałem naszych ekspertów, do oceniania produktów przyjaznych dla alergików w Polsce i zagranicą, nie możemy sobie pozwolić na to, że będąc czasopismem opiniotwórczym, będziemy opierać się tylko na jednym nurcie. Nie planuję wyrzekać się ani medycyny konwencjonalnej ani naturalnej. Alergik nie od razu wie, co go „gryzie”, więc będzie skazany w pierwszych miesiącach, czy tygodniach, na środki przeciwhistaminowe i leki „usypiające” układ odpornościowy i powstrzymujące szaleńcze reakcje organizmu na alergen.
Od samego początku powstawania serwisu są ze mną: dr Mirosław Mastej i dr Danuta Myłek. Dzięki naszym dyskusjom, mam racjonalne podejście zarówno do medycyny akademickiej, jak i naturalnej. Nie można osobie chorej na astmę powiedzieć, żeby odstawiła swoje preparaty, bo w nocy, gdy będzie się dusić – może stracić życie. Nasz magazyn jest jak warkocz, pleciony z obu gałęzi medycyny – naturalnej i akademickiej, a dodatkowo wplatamy w niego trzecią nitkę – medycynę informacyjną, która budzi jeszcze dość dużo kontrowersji, ale chcemy przedstawiać na bieżąco nowości ze świata nauki.
Kobieta w ciąży
Kobieta, która spodziewa się dziecka jest jak ogromny radar NASA, nastawiony na uniknięcie groźnej asteroidy. Ma szansę urodzić nowe życie, jeśli nie przytrafi się jej nic złego, więc tylko chroniąc siebie, osłoni dziecko. Obok niej stoi operator tego radaru, czyli przyszły ojciec, który nie tylko wszystko skrzętnie wyliczy, ale jeśli trzeba, to rzuci się do „obrony”. Taki obrazek widzę, gdy prowadzę warsztaty w szkołach rodzenia, gdzie przychodzi grupa kilkudziesięciu „brzuszków” i jest 100% skupienie na sali. Nawet, gdy skończę mówić o „Hipoalergicznej ściemie” czy „Dekalogu Alergika”, to nikt nie wychodzi. Bo wreszcie powiedziana jest prawda. Nie jest ona ani wygodna, ani zabawna. Ale staje się dla nas ważna.
Co daję kobietom w ciąży? Właśnie prawdziwą informację, gdzie i kiedy może uderzyć w nie asteroida, czym to grozi i co będzie potem. Ojcowie też słuchają. Wtedy jest ich już dwoje i nie chcą świadomie narażać swojego, wyczekanego dziecka na konsekwencje: śmieciowego jedzenia, skazującego dziecko na otyłość i alergie kosmetyków pochodzenia ropopochodnego, z rakotwórczymi składnikami farb ściennych zawierających Methylisothiazolinone (groźny konserwant) tkanin nafaszerowanych szkodliwym formaldehydem, który zapobiega gnieceniu środków piorących z alergizującymi wybielaczami i kolorowymi perełkami.
Moje warsztaty nie należą do frywolnych wieczorków przy kawie. Są raczej przyspieszonym kursem „niekupowania” alergenów i źródeł wielu niechcianych przez nas chorób. Nie urządzam podczas tych spotkań „wystawy” firm, które zawrócą głowę swoimi produktami, skupiam całą uwagę uczestników na najważniejszych rzeczach, jak nazwy składników, na certyfikatach, którymi warto się kierować, a którymi nie, na co możemy zachorować w przyszłości, itd. Wręczam „ściągi” na zakupy.
Szkoda, że jak ja byłam w ciąży, to nie trafiłam na taki „uświadamiający seans”. Może nie miałabym alergika od pierwszego dnia po porodzie, kiedy podano mojemu dziecku sztuczne mleko, zamiast przynieść mi synka do karmienia piersią.
Gdzie można nas zobaczyć?
Obojętnie, czy chcesz kupić czy poczytać za darmo, możliwości jest całe mnóstwo. Jesteśmy serwisem online, gdzie można dowiedzieć się wszystkiego, ale trzeba wiedzieć czego się szuka: www.hipoalergiczni.pl, można czytać nas w druku, ale warto zamówić prenumeratę, żeby nie przegapić żadnego wydania, bo nasz kwartalnik jest troszkę jak roczna książka w odcinkach. Nie ma powtórek tematów.
Jesteśmy też zapraszani na kilkadziesiąt wydarzeń w roku, więc docieramy łącznie do około 150 000 osób w kontakcie bezpośrednim, co jest ultra przyjemne, gdyż poznajemy osobiście naszych Czytelników, widzimy kim są ludzie, którzy w nas inwestują kilkadziesiąt złotych rocznie, stając się naszymi Klientami, pracodawcami, recenzentami. Dzięki rosnącej rzeszy świadomych osób, nasz tytuł nie będzie potrzebował pieniędzy z domów mediowych, gdyż druk finansują przychody z prenumerat. Jest to jedyne słuszne rozwiązanie, że płaci nam za pracę Czytelnik, beneficjent wiedzy, człowiek poszukujący prawdy.
Mówią o nas „Ucho igielne“.
Niemal w każdym tygodniu trafia na moje biurko produkt lub email, w którym firma przekonuje mnie do swojego „Hipoalergicznego Produktu”, którym niestety nie jest, bo ma kilka alergennych składników. Niektóre z nich naciskają na publikację w naszym czasopiśmie, podkreślając, że „mają certyfikat” jakiegoś polskiego instytutu.
Nasza redakcja nie opiera się na swoim „widzimisię”, tylko na skandynawskich standardach toksykologicznych, które już wiele lat temu nie przepuściły przez swoje „ucho” wielu marek, bo uznały je za wysoce alergenne. Niedawno, bo w lutym 2016 amerykańskie media doniosły o odszkodowaniu (72 mln $), jakie orzekł Sąd amerykański w Missouri na rzecz rodziny Jackie Fox – matki, która w październiku 2015 r. zmarła na raka jajników na skutek stosowania produktów marki Johnson&Johnson.
Bardziej wierzę w Skandynawię i ich dawno określone, precyzyjne kryteria, niż w rozmaite znaczki, pozwalające producentom na opieszałe deklarowanie, iż ich produkt jest „przebadany dermatologicznie” i dlatego zwą go „hipoalergicznym”… Mało u nas zobaczysz kosmetyków, gdyż polecamy raczej olej kokosowy, dużo witaminy A i spożywanie zielonych warzyw. A jeśli już, to duńskie marki, które ani nie pachną, ani nie reklamują się, ale w Skandynawii zdobyły stosowne certyfikaty, sympatię mediów i serca konsumentów.
Magazyn to za mało
„Rozpieszczani” tym, że niemal wszystko możemy mieć „za darmo”, np. filmy, muzykę, książki w pdf-ie, wiedzę w smartfonie, niezbyt chętnie inwestujemy w coś, za co trzeba zapłacić pieniędzmi, a potem jeszcze gdzieś przechowywać, jak na przykład papierowe książki. Jeszcze ciężej jest nam zdecydować się na płatny „rozwój osobisty”, bo przecież świetnie sobie radzimy i bez tego.
Uruchomiliśmy projekt crowdfundingowy, który powstał dzięki zbiórce pieniędzy poprzez platformę Wspólny Projekt: „Happy Evolution – 10 kroków do zdrowia, szczęścia i równowagi.” Jest to trochę jak bezpłatne „podglądanie” tego zdrowego stylu życia, o którym tyle słyszymy, a nie wiemy od czego zacząć. Na podstawie setek wywiadów z mędrcami, naukowcami, dietetykami, autorami ciekawych książek i ekspertami z Polski i z zagranicy – powstał Poradnik zawierający 10 etapów, które doprowadzą nas do solidnego zdrowia, poczucia równowagi w życiu i ucieczki od wszechogarniającej komercji.
O autorce
Kiedy wielkie media przechodzą z form drukowanych na serwisy online, Żaneta Geltz robi odwrotnie. Z serwisu online hipoalergiczni.pl wypączkował kwartalnik, który jest w tysiącach miejsc oferowany przez niemal wszystkie salony prasowe, sklepy ekologiczne (np. Organic Farma Zdrowia, Orkiszowe Pola, itd.), hotele, restauracje, kawiarnie, gabinety lekarskie i SPA, zielarnie, apteki i poczekalnie. Jak sama mówi, prenumerują go nawet gabinety stomatologiczne i blogerzy, którym bliski jest temat kulinariów i promocji zdrowia.
Do współtworzenia swoich projektów zaprosiła profesorów, lekarzy, ekspertów najwyższej klasy i światowe organizacje, działające od dziesięcioleci na rzecz dobra konsumentów. Jej motto to: „Doinformowany konsument ma przewagę.”
W 2011 r. przeprowadziła badania dotyczące potrzeb matek dzieci w wieku noworodkowym, dzięki klubowi rodziców MamaKlub, skupiającemu ponad 200 000 matek w jednym miejscu. Okazało się, że 99% z badanych osób zadeklarowało, że nie ma skąd czerpać rzetelnej wiedzy na temat sposobów unikania lub walki z alergią. W ciągu następnych 12 miesięcy powstał projekt społeczności zwanej HIPOALERGICZNI. Dziś to już dobrze prosperujący magazyn drukowany, który skupia poważanych autorów, świadomych Czytelników i podmioty, które przeszły przez „ucho igielne”.
Żaneta Geltz - z wykształcenia lingwista, ekspert ds. komunikacji, badaczka zjawiska alergii i jurorka w licznych plebiscytach wyróżniających godne uwagi produkty i rozwiązania. Jest też felietonistką w kilku serwisach internetowych, a także w wybranych czasopismach. Dołącz: www.facebook.com/hipoalergiczni