Rozmowa z Panią Julią Szmyt-Krych, pomysłodawczynią, koordynatorką i jedną z osób prowadzących warsztaty Zakamarki Małego Domu Kultury.
Zakamarki Małego Domu Kultury to wydarzenie, które już na stałe wpisało się w kalendarz weekendowych atrakcji dla dzieci w Poznaniu Jak wspomina Pani pierwsze warsztaty?
J.S: Na początku nasze działania były bardzo kameralne. Spotykaliśmy się w małym gronie, bo wieść o warsztatach roznosiła się powoli. Do dziś są z nami niektórzy uczestnicy, który brali udział w pierwszych warsztatach. Wspaniałe jest spotykanie się z nimi i patrzenie jak rosną i się rozwijają. Początki były badaniem, czego dzieci najbardziej potrzebują, co je inspiruje, co lubią, z czym mają problem. Nasze pomysły ścierały się z realnymi potrzebami a my starałyśmy się to brać pod uwagę przy tworzeniu programu następnych warsztatów. W miarę możliwości podchodzimy indywidualnie do każdego uczestnika i szanujemy każde odmienne zdanie. Bardzo się cieszę, kiedy spoglądam wstecz i widzę, jak nasze warsztaty się rozwijają.
Hasłem przewodnim tego wspólnego projektu Fundacji Mały Dom Kultury i Wydawnictwa Zakamarki jest to, by książka inspirowała do odkrywania, tworzenia i eksperymentowania. Jak w praktyce spełniacie tą misję?
J.S: Warsztaty składają się z dwóch części, właściwie z trzech, bo trzecia to poczęstunek, na który dzieci bardzo czekają – ryż z jabłkami. Ale działanie warsztatowe ma dwie części. W pierwszej czytamy książkę, bądź jej fragment i rozmawiamy o tym, co dla dzieci było ważne w danej historii, co je poruszyło, co im się spodobało, albo znudziło, bo i tak bywa. Rozmowa staje się wstępem do działania, które proponujemy (np. działanie plastyczne, ruchowe, teatralne) i to już jest druga część naszej pracy. Staramy się proponować dzieciom jak najbardziej otwarte zadania po to, żeby mogły same szukać, wymyślać i eksperymentować. Podczas rozmowy dbamy, aby dzieci wybrały kierunek działania, żeby wiedziały od czego zacząć. Dzieci pracują same, albo przy pomocy rodziców. Osoby prowadzące są cały czas dostępne i pomagają, kiedy ktoś potrzebuje pomocy. Dzieci odkrywają, tworzą i eksperymentują, ponieważ tworzymy dla nich bezpieczną przestrzeń i dajemy im wolność, ale także poczucie, że w każdej chwili mogą otrzymać pomoc. Nikt nie jest do niczego zmuszany. Zdarzało się tak, że przychodziły do nas dzieci, które przez dwa, trzy spotkania nie chciały nic robić tylko siedziały. Potrzebowały czasu na aklimatyzację. A potem nagle na czwartym stawały się najaktywniejszymi uczestnikami. Były też dzieci, które miały problem w nawiązywaniu relacji z grupą i okazywało się, że u nas na warsztatach zaczynały się czuć tak dobrze i bezpiecznie, że zaczynały się świetnie bawić i współpracować z rówieśnikami, a rodzice byli zadziwieni.
Czy uważa Pani, że można pokusić się o stwierdzenie, że miłośników książki sukcesywnie przybywa?
J.S: Trudno stawiać takie wielkie diagnozy bazując tylko na obserwacjach warsztatowych. Ale na pewno mogę powiedzieć, że dzieci, które do nas przychodzą lubią książki. Niektóre już same potrafią czytać. A większość, jeśli nie wszystkie, uwielbiają o książkach dyskutować.
Pani ulubiona książka dla dzieci...?
J.S: Z mojego dzieciństwa zdecydowanie „Pchła Szachrajka” Brzechwy. A z dorosłego kontaktu z książką dziecięcą „Dziwne zwierzęta” Lotty Olsson, na podstawie której stworzyliśmy przedstawienie o tym samym tytule. „Dziwne zwierzęta” to bardzo mądra, piękna i zabawna opowieść o problemie dziwności – inności, który nie tylko dla dzieci bywa trudny.
A czy rodzice uczestników lub same dzieci mogą proponować tytuły jakie chcieliby usłyszeć na kolejnych warsztatach?
Czasami tak się zdarzało. Ale zazwyczaj sama dobieram tytuły, oczywiście we współpracy z Wydawnictwem Zakamarki. Zależy mi na tym, żeby książki warsztatowe zaskakiwały uczestników i były niespodzianką, dlatego najczęściej są to książki, które niedawno miały w Polsce premierę.
Siłą takich spotkań jest niewątpliwie to, iż angażują one do wspólnej przygody z książką nie tylko dzieci, ale i rodziców. Takiego efektu nie da się osiągnąć podczas klasycznej edukacji....
J.S: Tak. To jest bardzo ważny element naszych warsztatów. Dzieci mają okazję uczyć się od rodziców nowych rzeczy, współpracować, a my stwarzamy do tego warunki. Poza tym rodzice świetnie się bawią. Czasami kiedy dajemy znak, że za kilka minut kończymy działanie to rodzice krzyczą: „jeszcze chwilę!”. Poza tym wydaje mi się bardzo ważne, żeby rodzice widzieli, co się z ich dzieckiem dzieje podczas warsztatów, jak współpracuje z grupą. W przedszkolu, czy szkole nie mają takiej okazji. Ale tak samo, jak w przypadku dzieci, rodziców też do niczego nie zmuszamy. Jeśli chcą, pod warunkiem, że dzieci czują się u nas bezpiecznie, mogą zostawić dzieci na warsztatach.
A czy ma Pani jakieś sprawdzone sposoby na to, jak skupić dziecięcą uwagę? Nie każde z nich jest przecież spokojne, zdarzają się także bardziej temperamentne szkraby. Odpowiednia intonacja i modulacja głosem w czasie czytania bajek na pewno działa, ale czy są jeszcze jakieś triki, które zdają egzamin podczas takich spotkań?
J.S: Myślę, że trikiem jest właśnie brak używania trików. Traktujemy dzieci bardzo poważnie i z szacunkiem i prosimy je o to samo. Jeśli pojawiają się konflikty staramy się je rozwiązywać. Jeśli dzieci zaczynają się wiercić podczas czytania po prostu je pytamy, czy chcą posłuchać jeszcze, czy przerywamy czytanie. Czasami demokratycznie głosujemy, jeśli nie ma jednoznacznej decyzji. Bywa i tak, że ktoś po prostu chce zostać wysłuchany, bo ma coś bardzo ważnego do powiedzenia i dlatego się wierci, albo przerywa. Jeśli dostanie chwilę czasu, żeby się wypowiedzieć możemy dalej spokojnie czytać. W taki sposób uczymy dzieci wzajemnego szacunku i współpracy.
Przyznam szczerze, że jestem wielką fanką warsztatów, w których oprócz dzieci mogą brać udział także rodzice. Zwłaszcza małe dzieci lubią czuć się bezpiecznie i towarzystwo mamy czy taty w tym niewątpliwie pomaga. Tu nie chodzi przecież o kontrolę, ale raczej o to, aby dzieci mogły się czuć komfortowo i przeżywać przygodę z książką wraz z najbliższymi....
J.S: Zgadzam się w zupełności i jako osoba prowadząca warsztaty i jako mama. Udział rodziców w warsztatach dla osób o małym doświadczeniu w prowadzeniu warsztatów powoduje pewien rodzaj stresu, zdenerwowania związany z oceną, co jest zresztą naturalne. Nam w czasie tych już kilku lat tworzenia Zakamarków Małego Domu Kultury i innych warsztatów udało się oswoić ten stres i obecność rodziców przekuć w naszą siłę. Jest tak, że rodzinny charakter spotkań służy wszystkim zainteresowanym – dzieciom, rodzicom i prowadzącym.
Na terenie Poznania jest kilka instytucji, które także promują głośne czytanie książek dzieciom. Jak zachęciłaby Pani tych, którzy jeszcze nie mieli okazji przybyć na Zakamarki Małego Domu Kultury, aby odwiedzili właśnie Was?
J.S: Do nas trzeba po prostu przyjść i poczuć na własnej skórze to, co proponujemy. Będą tacy, którym się spodoba i pewnie będą też tacy, którym się nie spodoba. Ale warto się przekonać samemu. A propozycje książkowe Zakamarków są zawsze ciekawe.
Fakt, iż Fundacja mieści się w samym sercu miasta, praktycznie na poznańskim rynku z pewnością pomaga w zdobyciu uczestników... nawet tych, którzy nie mieszkają tu na stałe! Taki literacki przystanek na trasie zwiedzania miasta to świetny pomysł na chwilę odpoczynku także dla turystów z dziećmi! Czy zdarzyło się, że zawitali do Was goście z innych regionów Polski?
J.S: Tak, są tacy, którzy wracają do nas na warsztaty za każdym razem, kiedy pojawiają się w Poznaniu, mimo że są z drugiego końca Polski. Przychodzą też do nas dziadkowie jednej z uczestniczek, którzy są ze Szczecina, jeśli akurat w niedzielę warsztatową są w Poznaniu. Pani Babcia jest nauczycielką i mówi, że czerpie inspiracje z naszych zajęć do swojej pracy.
Druga część tych Zakamarkowych spotkań to działania artystyczne związane z przeczytaną wcześniej książką. Na czym dokładnie one polegają?
J.S: To może być działanie teatralne, plastyczne, ruchowe, muzyczne. To zależy od tematu książki, od tego do czego nas dana książka zainspiruje. Grono osób prowadzących warsztaty ma różne doświadczenia, umiejętności i wykształcenie, dzięki temu możemy proponować różne działania. Bywali u nas też warsztatowi goście. Na przykład Ola Rzepka świetna muzyczka, dr Witold Przewoźny etnograf, Kasia Skalska szefowa Zakamarków, tłumaczka.
Jak rodzą się pomysły na tą artystyczną część warsztatów?
J.S: Osoby prowadzące dany warsztat czytają książkę, a potem się spotykają i dyskutują. Trwa burza mózgów i selekcja pomysłów. Czasami po 20 minutach pomysł na warsztaty jest gotowy, innym razem zabiera to trzy dni. Każdy warsztat ma autorski program.
Mnie cieszy jedno - w dobie e-booków czy audiobooków fakt, iż frekwencja na tego rodzaju spotkania jest nadal na wysokim poziomie z pewnością jest powodem do dumy dla organizatorów takich literackich warsztatów... Tradycja jednak wygrywa! Tak trzymać! Gratuluję pomysłu i życzę samych sukcesów!
J.S: Dziękuję bardzo i dziękuję za rozmowę.