Warszawa

Składniki nieśmiałości

Składniki nieśmiałości

Ona taka „ani be, ani me”, „mysz pod miotłą”. On „ciepłe kluchy”, „boidudek”. Nie pchają się na afisz, nie rozpychają łokciami. Takich określeń na swój temat słuchają nieśmiali młodzi ludzie. Etykieta „nieśmiałość” przykleja się do nich na lata. A co tak naprawdę kryje się pod nią?

 

Tekst: Joanna Szulc


Artykuł pochodzi z magazynu

"Newsweek Psychologia Nastolatka", nr 8/2022;

opublikowano za zgodą redakcji

 

 

 

 

 



Ilustracja: Nika Jaworowska-Duchlińska


 

Duża poradnia psychologiczno-pedagogiczna na warszawskiej Pradze. Na korytarzu ogłoszenia, wśród nich kartka: „Zajęcia grupowe dla dzieci nieśmiałych z klas IV odbędą się...". „Dzieci nieśmiałych" wyraźnie podkreślone, widać z daleka. Ten termin przenosi mnie w czasy dzieciństwa. Dorośli są mną rozczarowani. Uważają, że trzeba mnie naprawić, wypchnąć przed szereg, zmusić do głośnego zachowania. Głos więźnie w gardle, spuszczam wzrok i próbuję przetrwać. W trybie przetrwania trudno się rozwijać, ale w sumie - po co rozwój komuś, kogo i tak skreślono już z listy dobrze rokujących?

 

Biorę wdech i przypominam sobie, że jestem już dorosła, mam na swoim koncie sukcesy, swobodnie wypowiadam się publicznie i naprawdę nie narzekam na brak dobrych relacji.

 

Od stygmatyzacji do akceptacji

 

„Nieśmiałość jest rodzajem upośledzenia psychicznego, które może okaleczyć człowieka w takim samym stopniu, jak kalectwo fizyczne, a jego skutki mogą być niszczycielskie”.

 

– pisał w książce „Nieśmiałość” amerykański psycholog, prof. Philip G. Zimbardo. Książkę do dziś można kupić w księgarniach, ale jej termin przydatności do użycia wydaje się mocno przekroczony. Zimbardo zajmował się zagadnieniem nieśmiałości przed kilkoma dekadami, w określonym kontekście kulturowym, w nastawionych na sukces i hołdujących przebojowości Stanach Zjednoczonych.

 

Dziś znamy wiele badań nad temperamentem, przetwarzaniem sensorycznym, lękiem, wrażliwością, wstydem. Żyjemy w świecie, który docenia różnorodność i ma mnóstwo opcji do zaoferowania. Określenie „nieśmiały” znika z podręczników psychologii, bo też potocznie rozumiana nieśmiałość to pojęcie obszerne jak garnek, który może pomieścić wiele różnych składników.

 

Na uboczu

 

Kiedy mamy do czynienia z osobą, która od głośnych imprez woli kameralne towarzystwo, która po dniu spędzonym w szkole potrzebuje odpoczynku w ciszy, spokoju i samotności, która zamiast rozmawiać przez telefon woli pisać wiadomości i nie wyrywa się do inicjowania nowych znajomości, to z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy ją nazwać introwertykiem. Wbrew powszechnej opinii, introwertycy nie są pustelnikami wrogo nastawionymi do ludzi. Lubią towarzystwo, ale nie w nadmiarze. Wolą mieć kontrolę nad tym, jak intensywny będzie kontakt z drugą osobą. Chcą móc się wycofać, schować, zregenerować wtedy, gdy poczują się przeciążeni bodźcami. Jeśli na towarzyskim spotkaniu zauważymy osobę, która przegląda książki na regale, scrolluje telefon albo nawiązuje bliższą znajomość z psem, to zapewne będzie to introwertyk.

 

Czym innym jest spokojny, introwertyczny temperament, a czym innym wycofanie. U podłoża tego drugiego leży lęk i zamrożenie swoich potrzeb

 

Introwersja, jako część wrodzonego temperamentu, jest w dużej mierze uwarunkowana genetycznie. Nadmiar kontaktów społecznych wyczerpuje introwertyka, bo w jego mózgu, zarówno w korze jak i ośrodkach podkorowych, panuje stan permanentnego pobudzenia. Większego niż u ekstrawertyka – dla odmiany jego mózg łaknie bodźców, kontaktów, hałasu, rozmów, bo bez nich czuje niepokój i trudną do zniesienia nudę.

 

Jeśli introwertyk czuje akceptację otoczenia, rośnie jako dziecko, a potem młody człowiek lubiący siebie. Ma niewielkie grono bliskich przyjaciół, unika imprez, woli jazdę na rowerze albo pływanie od gier zespołowych. Może zostanie badaczem, informatykiem, artystą, skrupulatnym rzemieślnikiem? Pewnie nie mówcą motywacyjnym ani animatorem zabaw. Ale czy każdy musi skupiać na sobie uwagę innych?

 

Spodziewana katastrofa

 

Introwersja sama w sobie to jeszcze nie nieśmiałość (choć często stawia się między nimi znak równości). Introwersja jest cechą stałą, a w rozmowach o nieśmiałości można spotkać takie określenia jak „wyrósł z tego”, „przeszło jej”. Co przeszło? Prawdopodobnie lęk – przed oceną, brakiem akceptacji, kompromitacją. Mógł się wziąć np. z krytycznych uwag, porównywania z innymi, z dużej presji, by „dobrze wypaść”. Albo ze złych doświadczeń.

 

Niektórym nieśmiałość rozumiana jako lęk nie przechodzi, u innych wręcz się nasila, aż do stanu określanego fobią społeczną. Każde publiczne wystąpienie wywołuje trudne do zniesienia napięcie, pocenie się, czerwienienie, suchość w ustach, dolegliwości ze stronu układu pokarmowego, zaburzenia rytmu serca i oddychania, aż do utraty świadomości. Przy zaburzeniach lękowych potrzebna jest pomoc psychoterapeuty. Dzieci i nastolatkowie z fobią społeczną wycofują się z kontaktów z rówieśnikami, nie chcą chodzić do szkoły, spędzają całe dnie w internecie, bo tam nikt nie widzi ich rumieńców i drżących dłoni. Tam mogą schować się za avatarem, nawiązywać i zrywać znajomości na swoich warunkach. Potrzebują fachowej pomocy, by wyjść z tego stanu, móc zacząć nawiązywać realne znajomości, oswajać się z bliskością, ćwiczyć kompetencje społeczne.

 

Wstyd do szpiku kości

Wśród składników nieśmiałości możemy także dostrzec wstyd, bardzo trudną emocję, dotykającą boleśnie poczucia własnej wartości. Brené Brown, badaczka wstydu i wrażliwości, uważa, że wstyd dotyczy negatywnej oceny całej własnej osoby, w odróżnieniu od poczucia winy, które odnosi się do konkretnego działania. Gdy źle napiszemy sprawdzian albo powiemy coś nieprzemyślanego, mamy poczucie winy. Wstyd zaś sprawia, że całych siebie uważamy za wadliwych, ułomnych i niegodnych miłości. Straszne uczucie.

 

Wyobraźmy sobie nastolatka przeżywającego katusze wstydu. Może być zażenowany tym, jak zmienia się i dojrzewa jego ciało. Pojawiają się w nim gwałtowne emocje i reakcje, zdradzające to, co miało zostać ukryte. Młody człowiek szuka swojej tożsamości i przynależności do jakiejś grupy. Potrzebuje aprobaty rówieśników, bo od niej uzależnia poczucie własnej atrakcyjności i wartości. Nastrój ma chwiejny, sporą skłonność do ryzyka i podejmowania decyzji typu: „wszystko albo nic”. Jeśli taka osoba nie dostaje wsparcia, nie czuje się rozumiana i kochana, może zapaść się w poczucie osamotnienia i bezsilności. Może sięgać po substancje psychoaktywne, szukać akceptacji u niewłaściwych osób, okazywać agresję (także tę wymierzoną przeciwko sobie). W takiej sytuacji słowa: „No i co się wstydzisz, wyjdź do ludzi, zrób coś ze sobą, bo nikt nie będzie cię lubić” – nie pomagają.

 

W poszukiwaniu zasobów

 

Jak wspierać dziecko, które ktoś kiedyś nazwał nieśmiałym lub wstydliwym? Warto zacząć od zastanowienia się, jak my sami je postrzegamy. Czy czegoś się obawiamy, myśląc o tym, jak sobie poradzi w przyszłości? Susan Cain w książce „Ciszej proszę. Siła introwersji w świecie, który nie może przestać gadać” pokazuje, jak cenni dla współczesnego świata są introwertycy i jak mogą wykorzystać swój potencjał. Przypomina także, że ekstrawertycy, choć hołubieni przez zachodnią kulturę rywalizacji, mają swoje ograniczenia. W wielu kwestiach (np. podejmowaniu przemyślanych decyzji, znajdowaniu kreatywnych rozwiązań, tworzeniu dzieł sztuki czy w pracach wymagających wytrwałości) introwertykom łatwiej jest odnieść sukces.

 

Drugi ważny krok – to gotowość, by na cechy dziecka patrzeć w kategorii zasobów, czyli pozytywnie. Np. zamiast martwić się, że trudno mu nawiązywać nowe znajomości, docenić to, że ostrożnie dobiera sobie przyjaciół. Nie: „Trzyma się z boku”, tylko: „Umie obserwować”. Nie: „Jest odludkiem” tylko: „Dobrze czuje się ze sobą”. Myślenie i mówienie o zasobach pozwala budować w rodzicu zaufanie do dziecka, a w nim samym poczucie własnej wartości.

 

Trzecia rzecz to rozumienie i szanowanie potrzeb dziecka, połączone z nazywaniem tego, co widzimy. „Widzę, że potrzebujesz więcej czasu, by poczuć się pewnie w nowej klasie. To jest ok, niektórzy tak mają”. To pomaga dziecku lepiej rozumieć siebie i akceptować swój temperament.

 

W tym wszystkim potrzebna jest uważność, empatia i ciekawość tego, jakim człowiekiem staje się dziecko. Co je interesuje, kogo lubi, do czego dąży? Jeśli spędza dużo czasu przed komputerem, to co tam robi i dlaczego to jest dla niego cenne? Bez oceniania, za to z chęcią lepszego zrozumienia. Wtedy łatwiej nam będzie dostrzec jego kompetencje, możliwości i trudności. I w razie konieczności zaproponować pomoc, która wynika z prawdziwej potrzeby dziecka, a nie z naszych lęków lub uprzedzeń.

 


Powolne oswajanie

 

W badaniach nad temperamentem dzieci przełomowa stała się praca duetu psychiatrów Alexandra Thomasa i Stelli Chess. Wyróżnili oni trzy kategorie temperamentu, różniące się stylem zachowania:

  1. Temperament łatwy, typowy dla dzieci, które bez trudu przystosowują się do zmian, z własnej woli zbliżają się do innych i mają przewagę pozytywnego nastroju.
  2. Temperament trudny - cechuje dzieci z raczej negatywnym nastawieniem, wycofujące się i silnie reagujące.
  3. Temperament wolno rozgrzewający się, charakterystyczny dla dzieci, które reagują negatywnie na nowe bodźce, przystosowują się powoli, prezentują nastrój raczej negatywny niż pozytywny, ale nie okazują tego w gwałtowny sposób. To takie dzieci, które potrzebują więcej czasu, by oswoić się z nowym miejscem, długo obserwują sytuację, nie wyrywają się do odpowiedzi. Pewnie wielu nazwałoby je… nieśmiałymi.

Najważniejsze wnioski z badań dotyczyły tego, jak ważne jest dostosowanie się rodziców i otoczenia dziecka do jego temperamentu (tzw. dobroć dopasowania). Akceptacja dla zachowania dziecka, zrozumienie jego potrzeb i weryfikacja oczekiwań pozwalały znacznie poprawić jego funkcjonowanie.

 


Joanna Szulc

Absolwentka socjologii i psychologii klinicznej, dziennikarka i redaktorka. Zajmuje się psychoedukacją i wspieraniem rodziców. Autorka książek i tekstów o rozwoju dzieci, problemach nastolatków i wyzwaniach rodzicielstwa


Materiał promocyjny

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Artykuły

Warto zobaczyć