W telefonie zaufania dla dzieci i młodzieży pytania nie kończą się nigdy. Dotyczą wszystkich możliwych tematów, czasem są związane ze sprawami wagi światowej, czasem dotyczą codzienności. Niektóre są smutne lub straszne, inne bywają zabawne. Czy wszystkie te pytania potrzebują odpowiedzi? Oto jest pytanie!
Tekst: Aleksandra Milczarek
Artykuł pochodzi z magazynu
"Newsweek Psychologia Dziecka", nr 7/2022;
opublikowano za zgodą redakcji
Ilustracja: Joanna Bartosik
Pierwsze pytanie, które często pada na początku rozmowy jest niemal techniczne, na które odpowiedź jest z pozoru oczywista: Czy mogę porozmawiać? Czy tu można się tylko wygadać? Z pozoru to pytania o sposób działania telefonu, ale tak naprawdę oznaczają coś zupełnie innego. Dziecko pyta w istocie o to, czy jest dla kogoś ważne – czy jego sprawa jest na tyle istotna, że ktoś je wysłucha.
To wspaniale, kiedy dziecko zadaje takie pytanie w telefonie zaufania. Wspaniale dlatego, że jedynym celem istnienia tego numeru i siedzących przy słuchawkach konsultantów – jest słuchanie dzieci, które decydują się zadzwonić. Ta odpowiedź zawsze brzmi: „TAK! Oczywiście, bardzo chętnie, po to tu jesteśmy! Niezależnie od tego, o czym chcesz rozmawiać – opowiadaj, posłucham!” Ale dzieci nie zadają tego fundamentalnego pytania tylko w telefonie zaufania. Zadają je każdego dnia wszystkim ważnym dla siebie dorosłym. I niestety, to pytanie rzadko pada wprost. Dzieci pytają o bycie ważnym, pokazując swój rysunek, robiąc smutną minkę albo opowiadając o tym, jak śmiesznie dziś w szkole kolega się przewrócił. To wręcz niemożliwe, żeby wśród codziennych obowiązków każdy dorosły zawsze usłyszał to, co niewypowiedziane. Dobrze jednak, jeśli chociaż raz dziennie „błahe” pytanie dziecka spotka się z uwagą dorosłego.
Innymi pytaniami nie zadawanymi wprost są telefony z żartami, które też się pojawiają. Dzieci dzwonią w grupie, słychać śmiech i jakieś prowokujące pytanie o to, jak się uprawia seks albo czy można pobić kolegę, jeśli wkurza. Wprawdzie czasem dziecko słyszy wtedy, że „ten telefon nie służy do żartów”, ale nie oznacza to, że wszystkie rozmowy, które z założenia nie są na serio – są bez sensu. Grupki dzieciaków – zamiast dzwonić i czekać na połączenie – mogłyby przecież robić wiele innych zabawnych rzeczy, ale z jakiegoś powodu wybierają dzwonienie do telefonu zaufania. Taki telefon jest wtedy w pewnym sensie pytaniem o to, czy nawet ten żartujący, nawet ta prowokująca – zostaną przez dorosłą osobę zaakceptowani? Czy okaże im szacunek? W jaki sposób postawi granicę, kiedy już naprawdę przesadzą?
Dla osób rozmawiających z dziećmi na linii bardzo ważne jest to, żeby każde dziecko zostało usłyszane i uszanowane. Nawet jeśli ktoś zachowuje się w sposób, który uniemożliwia rozmowę – nikt na nie nakrzyczy, nie obrazi. Dziecko usłyszy najwyżej spokojny, ale stanowczy komunikat o tym, że w taki sposób nie będziemy mogli porozmawiać i żeby zadzwoniło, kiedy będzie gotowe na rozmowę na serio.
Wiele rozmów w 116 111 dotyczy seksualności. Dzieci na każdym etapie rozwoju mają pytania dotyczące swojego ciała, płci, a także aktywności seksualnej. W dzisiejszym świecie dostęp do różnych informacji na temat seksualności jest bardzo łatwy. Dzieci są też otwarte na rozmowę na temat seksualności, natomiast z otwartością dorosłych bywa bardzo różnie. Niektórzy rodzice rozmawiają z dziećmi bardzo otwarcie, ale wciąż jest wielu dorosłych, dla których seks jest tematem tabu. Czasem więc dzieci, nawet jeśli dokładnie wiedzą z internetu, o co z tym współżyciem chodzi, mają potrzebę, żeby porozmawiać o tym z kimś dorosłym. Zdarza się, że nawet jeśli wiedzą, że rodzice są otwarci na taką rozmowę – wybierają kontakt z telefonem zaufania, bo łatwiej im porozmawiać z kimś obcym, a jak zrobi się niezręcznie – po prostu się rozłączyć.
To wręcz niemożliwe, żeby wśród codziennych obowiązków każdy dorosły zawsze usłyszał to, co niewypowiedziane. Dobrze jednak, jeśli chociaż raz dziennie „błahe” pytanie dziecka spotka się z uwagą dorosłego
W takich rozmowach pada wiele konkretnych pytań. O masturbację, o tożsamość płciową, o to, jak się zachodzi (a właściwie, jak się nie zachodzi) w ciążę. W takich rozmowach dzieci często potrzebują jasnych odpowiedzi. Ich wiedza na temat seksualności jest bardzo różna i niekiedy konsultanci tłumaczą dziewczynkom, że pierwsza miesiączka wcale nie oznacza, że automatycznie będą w ciąży. Dla dzieci ważne jest też to, że w telefonie zaufania nikt się nie czerwieni i nie wstydzi. Nikt nie jest speszony pytaniem o to, jak działa test ciążowy ani jaki rozmiar penisa jest „odpowiedni”. Konsultanci dobrze wiedzą, że w tych sprawach jest tylko jeden rodzaj złych pytań: te niezadane, które nie dość, że krążą w głowie bez odpowiedzi i okropnie męczą, to jeszcze bywają później źródłem bardzo praktycznych kłopotów, kiedy dziecko stanie się nastolatkiem i będzie chciało zacząć współżycie. Albo kiedy nie będzie chciało, ale zrobi to wbrew sobie.
W wielu rozmowach bardzo blisko początku rozmowy, zazwyczaj na końcu pierwszej dłuższej odpowiedzi dziecka, pada pytanie: „Co mam zrobić?”. Usłyszenie go, szczególnie od dziecka, którego nie znamy i nie widzimy, stawia nas w trudnej sytuacji. Pół biedy, jeśli dziecko powiedziało na tyle mało, że jako dorośli zwyczajnie nie mamy pojęcia, co zrobić. Gorzej, jeśli sytuacja wydaje się jasna i nasuwa się nam oczywiste rozwiązanie: „No, przecież zerwij z nim!”. „Porozmawiaj z koleżanką i się pogódźcie”. „Zadzwoń na policję i zgłoś przemoc”. Jednak konsultanci 116 111 wiedzą, że na pytanie: „Co mam zrobić?” nie odpowiada się prawie nigdy. Same dzieci uczą tego, żeby nie dawać im dobrych rad. Zazwyczaj, kiedy jakiś konsultant się zapomni i powie dziecku, co ma zrobić – pada: „No, ale…”. Jeśli już konsultant miałby dać gotowy przepis na rozwiązanie problemu – musiałby najpierw bardzo dokładnie poznać sytuację danego dziecka. Zrozumieć, co się w jego życiu dzieje, czego potrzebuje i co przeszkadza mu w ruszeniu z miejsca. Kiedy dobrze pozna odpowiedzi na te wszystkie pytania – może zacząć myśleć nad jakimś rozwiązaniem. Tyle tylko, że zazwyczaj wtedy dziecko już tych rozwiązań nie potrzebuje. Dostało coś cenniejszego: czas, uwagę i zrozumienie. Dzięki temu samo zrozumiało siebie i nagle radośnie oznajmia: „To ja chyba porozmawiam z mamą!”; „Wie pani co? Dziękuję, ja już wiem, co mam zrobić”. I jeśli w taki sposób doszło do tego wniosku, to nie tylko znalazło odpowiedź na pytanie zadane z automatu na początku rozmowy, ale też zyskało motywację do tego, żeby w ogóle cokolwiek w swojej sprawie zrobić.
Dzieci pytają też o sprawy związane ze światopoglądem lub moralnością: „Zakochałam się w koleżance, czy to grzech?”; „Co pani myśli o aborcji?”; „Czy każdy musi zakładać rodzinę?”. Niekiedy te pytania są retoryczne i jedyne, czego dziecko potrzebuje – to bezpiecznej i neutralnej przestrzeni na wypowiedzenie ich na głos. Niektóre dzieci funkcjonują w bardzo skrajnych i zerojedynkowych środowiskach i potrzebują poczuć, że takie pytania w ogóle mogą paść i że odpowiedź nie jest przez dorosłych traktowana jako coś oczywistego i niepodważalnego. Dziecko czuje ulgę, kiedy pojawia się możliwość, żeby się z jakimś światopoglądem nie zgodzić albo choćby jeszcze nie mieć pewności co do własnego zdania. Czasem jednak bywa zupełnie odwrotnie. W niektórych rozmowach wciąż na nowo powraca pytanie: „Co pani myśli? Co pani by zrobiła?” – tak jakby dziecko błagało: „Powiedz mi, co mam o tym myśleć, nie chcę trwać w tej niepewności”. Często takie odczucia pojawiają się u dzieci, które już niedługo przestaną być dziećmi i zaczynają wchodzić w okres dojrzewania. Gdzieś pod skórą czują, że nadchodzi czas pożegnania się z prostymi odpowiedziami i wytycznymi dorosłych. Bardzo chciałyby nadal trwać w prostym, dziecięcym świecie i wydaje im się, że jeśli odpowiedź na pytanie o aborcję czy wiarę będzie prosta – to nadal będzie im wygodnie i bezpiecznie. Tymczasem często najlepsza odpowiedź na takie pytania brzmi: „Nie wiem”. Nie wiem, ale rozumiem, że w tym momencie to, że ty nie wiesz – jest dla ciebie trudne. Że potrzebujesz znaleźć swoją odpowiedź. I to, co mogę ci dać – to swoją obecność i towarzyszenie ci w poszukiwaniu tej odpowiedzi.
Powiedzenie dziecku, że czegoś nie wiemy, albo przynajmniej, że nie mamy całkowitej pewności lub potrzebujemy czasu – jest jedną z najlepszych odpowiedzi na bardzo wiele dziecięcych pytań
Powiedzenie dziecku, że czegoś nie wiemy, albo przynajmniej nie mamy całkowitej pewności lub potrzebujemy czasu, jest zresztą jedną z najlepszych odpowiedzi na bardzo wiele dziecięcych pytań. Często jako dorośli boimy się swojej niewiedzy. Wydaje nam się, że jeśli czegoś nie wiemy, przestaniemy być autorytetami albo zniechęcimy dziecko do zadawania pytań. Tymczasem dzieci zazwyczaj bardzo dobrze wiedzą, że odpowiadamy, choć wcale nie jesteśmy pewni tego, co mówimy. Czują nasz niepokój lub wstyd, kiedy próbujemy na poczekaniu wymyślić jakąś odpowiedź. Niestety, mogą też wtedy, na poziomie emocji, zrozumieć, że to ich pytanie było niewłaściwe, mogą zacząć myśleć, że lepiej nie ufać dorosłym albo - co gorsza – że coś z nimi jest nie tak, skoro dorośli reagują niezręcznością na coś, co dla nich jest ważne.
Kiedy jednak dziecko słyszy szczerą, jasną i odważną odpowiedź, to nawet jeśli nie daje mu ona konkretnej wiedzy – daje poczucie, że dorośli są uczciwi, i że nawet jeśli nie zawsze wszystko wiedzą, to nie kręcą. Taki niewiedzący dorosły, który jednocześnie sam jest ciekaw odpowiedzi i nie boi się pytań – staje się też o wiele bliższy i dostępny. Staje się prawdziwym autorytetem, z którym dobrze i bezpiecznie jest iść przez świat, a ten przecież pełen jest pytań bez odpowiedzi.
Aleksandra Milczarek
Psycholożka, psychoterapeutka i trenerka. W Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę pracuje jako konsultantka oraz koordynatorka zespołu w 116 111 - telefonie zaufania dla dzieci i młodzieży. Prowadzi warsztaty na tematy takie jak komunikacja, asertywność, radzenie sobie ze stresem. Wspiera dorosłych i nastolatków w odnajdywaniu drogi do swojej wewnętrznej siły i doświadczeniu realnej zmiany.