Warszawa

Być po swojemu

Być po swojemu

Otuchą dla nastolatka może być myśl, że ten cały ból dorastania jest po coś. Im bardziej intensywnie będzie doświadczał wszystkich ekscytujących zmian, jakie w nim zachodzą, tym łatwiej dotrze do momentu, kiedy będzie taki, jakim chce być. – mówi psycholog i psychoterapeutka Katarzyna Kaniecka

 

Rozmawia: Iwona Zabielska-Stadnik


Artykuł pochodzi z magazynu

"Newsweek Psychologia Nastolatka", nr 1/2021;

opublikowano za zgodą redakcji

 

 

 

 



Ilustracja: Agata Dudek


 

Iwona Zabielska-Stadnik: Czy okres dorastania jest dla nastolatków bardziej fascynujący, czy przerażający?

 

Katarzyna Kaniecka: Dorastanie fascynuje, ciekawi, zachwyca, pobudza, zaskakuje ale też ma ciemniejszą stronę - przytłacza, przeraża, wycofuje, nieraz ogranicza. To mieszanina, zlepek, kłębowisko, dużo intensywnych, różnorodnych przeżyć. Trudno jest powiedzieć, czego nie ma w przeżyciach nastolatka, który doświadcza swojego dorastania i z czym się wtedy mierzy.

 

A od czego zależy, że okres adolescencji będzie fascynujący albo przerażający? 

 

W analizie transakcyjnej występuje pojęcie przyzwolenia. Użyłabym go odpowiadając, że to zależy od przyzwoleń, jakie dziecko wnosi w swój nastoletni świat. A te przyzwolenia kształtowały się w jego różnych relacjach, najbardziej w tych znaczących, czyli z rodzicami, opiekunami, z rodzeństwem. Najważniejsze z nich dotyczy tego, na ile nie musi bać się testowania, doświadczania, kwestionowania tego, co wcześniej było dla niego ważne, zrębów swojej tożsamości, które wcześniej w sobie ukształtował. Teraz wszystko odpycha w kąt, bo potrzebuje zbudować siebie na nowo. Im więcej ma przyzwoleń, że może sprawdzać, ciekawić się sobą i budować doświaczenia na bazie tego, co przeżyje robiąc dla siebie różne nowe rzeczy, tym łatwiej jest mu ukształtować swoją tożsaość w optymalny sposób.

 

Mówi się, że nastolatek ma pójść w kierunku tożsamości osiągniętej, nie – nadanej przez kogoś. Sam musi sobie ją wypracować, wywalczyć, wypocić się w tym, wymęczyć. To musi boleć, musi być trudne, przytłaczające, przerażające ale przez to, że nowe i po swojemu, również - fascynujące.

 

Czy żeby szukać, odkrywać, pytać, musi mieć przywolenie tylko tego swojego bliskiego środowiska, czy również swoje własne?

 

Musi mieć to przyzwolenie w sobie, ale on je uwewnętrznia. Najpierw musi je dostać z zewnątrz. To dar, jaki rodzice mogą dać dorastającemu dziecku: „Idź, próbuj, sprawdzaj, odkrywaj, popełniaj błędy. To nie raz zaboli, będzie trudno, ale ja tu jestem, jeśli będziesz potrzebował być wtedy blisko. Możesz przyjść, wesprę cię, pomogę i wysłucham, jeśli mi opowiesz, jak się czułeś, gdy doświadczałeś tego po swojemu”.

 

Jeśli nastolatek ma przyzwolenie rodziców, ich akceptację na te spotkania tożsamościowe, to już nie musi się buntować?

 

Może nie musi, ale często chce. Bunt jest bardzo potrzebny do rozwoju. Wśród młodych dorosłych czy dorosłych, którzy pojawiają się w moim gabinecie, częściej są osoby, które się nie buntowały, niż ci, którzy mieli przestrzeń na to, by ich dojrzewanie było burzliwe, przeżywane intensywnie. Ale może tak być, że mając przywolenia od rodziców na przeżywanie tego okresu po swojemu nie będzie miał przeciwko czemu się buntować. Bo nawet jeśli zrobi coś głupiego, czego będzie się potem wstydzić, rodzic nie przestanie go kochać. Nadal będzie bezpiecznym oparciem.

 

Skoro bunt jest potrzebny do rozwoju, to jak się zbuntować w sytuacji, kiedy ma się zgodę rodziców na swoje dorastanie?

 

Rzeczywiście, wydaje się, że świat pełen przywoleń daje taką przestrzeń na przeżywanie po swojemu, że już nie ma przeciwko czemu się buntować. Jednak ten bunt niesie nową energię i związany jest z odkrywaniem swojej sprawczości. Dlatego mówiłabym nie tyle o buncie, co o wolności w przeżywaniu. Rozwojowo lepsza będzie wolność DO czyli odkrywanie tego, co mogę, a nie wolnośc OD, czyli przeciwstawianie się temu, co mówi czy robi rodzic.

 

Nastolatki są tak negatywnie nastawione do dorosłego jako kogoś, kto był wcześniej autorytetem, że trudno jest im widzieć coś dobrego w tym, co mówi, robi czy radzi rodzic. Ich bunt często polega na tym, że jakby z zasady to odrzucają. To jest właśnie wolność OD, czyli wolność pozorna: „Chcę być wolny od tego, co ty mi radzisz”. A wolnością DO jest zmierzanie w kierunku swoich pragnień, pasji, własnej drogi w przyszłości.

 

Czy mogę postawić tezę, że nawet jeśli rodzice są skłonni zaakceptować fakt, że dziecko kwestionuje ich opinie, zdanie, dobre rady, czyli jego wolność OD, to wcale nie oznacza, że stwarzają warunki, aby dziecko rozwijało się w kierunku swojej wolności DO?

 

Tak. Warto spojrzeć na bunt jako na drogę do wolności, do tego, by mieć sowją przestrzeń. Kiedy rodzić pyta: „Z kim się dzisiaj spotykasz?” a dziecko odpowie: „ Nie mogę powiedzieć”, to nie mówi tego przeciwko rodzicowi (żebyś się martwił i nie wiedział, gdzie ja właściwie jestem). Myśli raczej : „Chę zobaczyć jak mi jest, gdy mam w sobie sprawczość decydowania, czy podzielę się tą informacją, czy nie, chcę zobaczyć jak będzie mi z tym, że nie powiem”. Podobnie jest z silnymi emocjami. Kiedy nastolatek trzaska drzwiami, krzyczy, rodzice myślą: „On jest na mnie wściekły”, „Z mojego powodu jest smutny”. A to zupełnie nie o to chodzi.

 

Najważniejsze z przyzwoleń, jakie dziecko wnosi w swój nastoletni świat, dotyczy tego, na ile nie musi bać się testowania, doświadczania, kwestionowania tego, co wcześniej było dla niego ważne, zrębów swojej tożsamości, które wcześniej w sobie ukształtowało

 

Co jako terapeuta myśli pani o nastolatkach, które się nie buntują?

 

Najpierw pomyślę, że nie buntują się takie nastolatki, które boją się braku akceptacji. Że nie zostaną przyjęte, jeśli będą robić po swojemu, a nie po czyjemuś. To lęk, że rodzic nie uniesie tej zmiany, nie wytrwa przy nich, więc nie utrzymają się te najważniejsze relacje.

 

Druga myśl o nastolatkach, które się nie buntują, wiąże się z obszarem nakazów i zakazów. Jeśli nastolatek dostaje w domu nakaz: „Bądź doskonały”, to przeszkadza mu on w byciu bardziej po swojemu, co często oznacza, że nie tak, jak zakłada, że widzą go rodzice.

 

Podobnie, wyrażanie buntu może być trudne, gdy młody człowiek wynosi z domu zakaz: „Nie czuj!”, który obejmuje i przeżywanie, i wyrażanie emocji.

 

Nie tylko dom rodzinny stawia przed nimi oczekiwania i wywołuje lęk przed buntem. We wszystkich przestrzeniach swojego rozwoju powinny mieć szansę być po swojemu. Czy to jest realne?

 

Kiedy rozmawiam z nastolatkami w gabinecie, mam wrażenie, że z każdym rokiem to jest coraz większe wyzwanie.

 

Dojrzewanie jest wielkim tożsamościowym przedsięwzięciem. Z jednej strony są rówieśnicy, czyli lutro w którym nastolatek siebie ogląda, z drugiej - obraz nastoletniego świata kreowany w mediach: aspetk fizyczności, powierzchowność kontaktu. W tym wszystkim jest zanurzone jego zewnętrzne Ja, czyli to, jak chce być odbierany przez innych. Ale też jego prywatne Ja, czyli cechy, o których wie, że je ma albo wydaje mu się, że je ma, ale nie chce, żeby inni je dostrzegli. Pojawia się dużo pytań, wątpliwości, bo jak pogodzić zewnetrzne Ja z prywatnym, jak znaleźć harmonię pomiędzy nimi?

 

Porównując siebie z wizerunkami innych na zdjęcich publikowanych w mediach, nastolatek widzi tak duży rozdźwięk, że może go to przytłaczać i demotywować. Zaczyna się odchudzać, intensywnie uprawiać sport, żeby sprawdzić, czy może być taki, jak ta osoba ze zdjęcia, ale ten ideał często trudno dogonić, bo jeśli jest on sztucznie wykreowany, to jak w ogóle zbliżyć się do kogoś, kto tak wygląda, mówi, że jest super, że ma mnóstwo wspaniałych relacji, wiele zainteresowań, a jego życie to bajka? Jeśli nastolatek nie ma w zewnętrznym świecie, w domu stałych punktów podparcia, to jego zetknięcie z tym, że ktoś inny z Instagrama ma zupełnie inaczej, powoduje, że wewnętrzne zamieszanie się pogłębia.  

 

Nawet jeśli chcielibyśmy uświadomić dziecku różnicę pomiędzy prawdziwym a fałszywym światem, jesteśmy w tym trudnym momencie zmiany, kiedy młodzi kwestionują to, co im mówimy. Czy możemy pomóc dzieciom przejrzeć na oczy, kiedy nie jesteśmy już autorytetami?

 

Coś, co może pomóc, choć niekoniecznie każdemu i niekoniecznie zawsze, to odczarowanie siebie jako rodzica, pokazanie z czym ja jako rodzic się mierzę, jakie ja mam wątpliwości, jaki ja miewam mętlik w emocjach, w myślach, przeżyciach. Opuszczenie piedestału wszystkowiedzącego autorytetu, który mówi: „Ja już to wszystko przeżyłem, po co masz się przewracać, skoro jak ja ci powiem, to się nie przewrócisz”.

 

Jeśli rodzic przestanie być ideałem, który zawsze trafnie decyduje, ze wszystkim daje radę i zejdzie do poziomu nastoletnich przeżyć, odsłoni się, to może powstać przestrzeń do zbudowania kontaktu. Ale zawsze powinno być decyzją nastolatka , czy on chce wejść w ten kontakt. Rodzic powinien być dostępny i uważny ale cały czas szukać złotego środka pomiędzy byciem blisko a byciem w dystansie. I w tej uważności nastolatowi dać decydujący głos, czy teraz rodzic ma być bliżej, czy dalej.

 

Wydaje się, że nasze postępowanie z dziećmi w dużej mierze oparte jest na intuicji, jakbyśmy naprawdę nie wiedzieli, co to znaczy być nastolatkiem. Jak to się dzieje, że jako dorośli nie pamiętamy siebie z naszej adolescencji i w związku z tym nie rozumiemy naszych dorastających dzieci?

 

Jeśli dorośli dobrze poszukają, to znajdą jakieś wspomnienia ze swojego nastoletniego doświadczenia. Jedne będą intensywne, inne wyblakłe. Kiedy po nie sięgamy, może pojawia się myśl: „Nie będę mówił mojemu dziecku, że też robiłem głupie rzeczy”. Nakładamy perspektywę osoby dorosłej, która ma pomagać, stawiać wymagania. Ta nowa rola, w której rodzic siebie obsadza, zmienia perspektywę i dostępność różnych przeżyć, doświadczeń.  Mając trzydzieści-czterdzieści parę lat i będąc w roli rodzica, z nią kojarzymy jacy powinniśmy być (z akceptem na powinniśmy). Odsłonięcie się, co paradoksalnie zbliżyłoby nas do dziecka, nie wchodzi w grę, bo mamy wyobrażenie, jacy powinniśmy być jako rodzice i w tym wyobrażeniu często sami nie dajemy sobie przyzwoleń. To byłaby odpowiedź na pierwszą część pytania.

 

Żeby odpowiedzieć na drugą, musiałybyśmy przyjrzeć się różnicom pomiędzy mózgiem nastolatka i rodzica. W młodym mózgu trwa duży remont, porządkowanie różnych obszarów i próba podjęcia pomiędzy nimi współpracy. U dorosłych połączenia pomiędzy neuronami w tej części mózgu, która odpowiada za kontrolę impulsów, zdolność oceny skutków własnych działań, odporność na feustracje są stabilne i wykształcone. U naszych dzieci muszą się one dopiero rozwinąć i utrwalić. Na razie w ich umyśle panuje wielki chaos. Dlatego zaprowadzenie w nim jakiegoś łądu i porządku jest karkołomne.

 

Bunt nastolatków często polega na tym, że z zasady odrzucają to, co mówi, robi, radzi rodzic -wcześniej autorytet. Ale to jest wolność OD, czyli wolność pozorna. A istotą buntu jest osiągnięcie wolności DO, czyli zmierzanie w kierunku swoich pragnień, pasji, własnej drogi w przyszłości. I na taką wolność dajmy swoje przyzwolenie

 

Czy zgodzi się pani na taką tezę, że bunt nastolatka to oś zmiany, przez którą przechodzą i nastolatek, i jego otoczenie?

 

Tak, zdecydowanie. Oś to jest bardzo dobre słowo i uważam, że nastoletni bunt trzeba odczarować. Kiedy słyszę od rodziców nastolatka: „Przyszliśmy, bo nasze dziecko mówi, że potrzebuje, że ma jakąś depresję. Ale my nie mamy z nim żadnych problemów, on się w ogóle nie buntuje, to jest cudowne dziecko”, powinnam powiedzieć; „Nie wiem, z czego się tak cieszycie. Bo to, że wasze dziecko się nie buntuje mnie martwi. To mogą być sygnały, które mówią o waszej relacji. Skoro się nie buntuje, to może nie ma to pozwolenia?” Dlatego, według mnie, lepiej jest, kiedy nastolatek całym sobą manifestuje, że chce po swojemu, trzaska drzwiami, jest ekspresyjny, impulsywny. Z punktu widzenia perspektywy rozwojowej z buntem jest dużo łatwiej niż bez niego.

 

I jest potrzebny obu stronom, bo w tej nastoletniej zmianie wszyscy muszą przejść przemianę. Rodzice muszą pożegnać się z dzieckiem, opłakać stratę i przywitać nowego człowieka, który niewiele ma wspólnego z tym wcześniejszym. Nastolatek też musi pożegnać się ze sobą wcześniejszym, prawda?

 

Tak, często musi podważyć to, co o sobie wiedział lub co o sobie myślał i zbudować siebie prawie od nowa. Odpowiedzieć sobie na pytania: kim jestem, kim mogę być, powinienem, jak mnie widzą inni w porówaniu z tym, jak ja siebie widzę. On nie wie do końca kim chce być, równocześnie często silnie pragnie być kimś innym niż jest, więc musi podważyć ten obraz siebie, jaki miał wcześniej albo przynajmniej mocno nim zachwiać. I w tym wszystkim potrzebny jest chociaż jedno małe stabilne oparcie. Ściana, o którą można się oprzeć. Ważne, by nastolatek miał swiadomość, że taka ściana jest. Ona jest też potrzebna do tego, by - kiedy wrócą siły - znowu się od niej mocno odepchnąć. Dla rodzica to jest trudny moment – jeszcze przed chwilą dziecko było takie miłe, ciepłe i puchate, nagle satało się kolczaste i zimne.

 

Co w tej przemianie zaczyna odkrywać nastolatek?

 

Jeszcze nie umie zrozumieć świata dorosłych, a doświadczenia wyniesione z dziecięcego świata nie są mu już przydatne. Jest w zawieszeniu, w momencie przejścia, przepoczwarzania się. Dziecięcy egocentryzm styka się z tym, że są wobec niego jakieś oczekiwania, wyobrażenia na jego temat, jakieś role, w które ma się wpasować. Trzeba pożegnać się z dziecięcym przeżywaniem, różnymi iluzjami. Kiedy u nastolatka rozwija się myślenie abstrakcyjne, zaczyna operować symbolami, więc zwiększa się jego refleksyjność, krytycyzm, odczarowuje swoje myślenie o świecie. Nagle zauważa, że nie wszystkie jego potrzeby mogą być zaspokojone. Doświadcza frustracji w ważnych obszarach, np. w relacjach. Więc to jest pożegnanie, opłakanie baśniowości wczesniejszych iluzji. Nage okazuje się, że jest tyle ograniczeń. Że trochę potrwa, zanim będzie tym, kim chce być, a więc nagroda jest bardzo oddalona w czasie.

 

Ale ta zmiana w końcu prowadzi do dobrego?

 

Powiedziałabym za Jasperem Juulem, że młodzi ludzie w okresie dorastania wręcz potrzebują się przeciwstawiać dorosłym, ponieważ dzięki temu budują swoją odrębność i poczucie własnej wartości, ale też kształtują swoją godność. Okres dorastania to ważna próba, potrzebna, by wejść w dorosłe życie. Żeby w przyszłości mieć po swojemu, mieć właśnie tę wolność DO tego, jakim chce się być.

 


Katarzyna Kaniecka

psycholog i pedagog, współpracuje z Kliniką Uniwersytetu SWPS Rodzina-Para-Jednostka w Poznaniu, gdzie prowadzi psychoterapię indywidualną nastolatków i osób dorosłych, konsultacje dla rodziców, grupę dla rodziców nastolatków oraz warsztaty rozwojowe. Pracuje w nurcie analizy transakcyjnej


 

Materiał promocyjny

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Artykuły

Warto zobaczyć