Nie lekceważmy dziecięcych kryzysów i niepokojów tylko dlatego, że wydają nam się błahe w porównaniu z naszymi własnymi trudna sytuacja w dzieciństwie Jasia i sposób jej rozwiązania może mieć istotny wpływ na życie dorosłego Jana.
Tekst: Marlena Stradomska
Artykuł pochodzi z magazynu
"Newsweek Psychologia Dziecka", nr 1/2022;
opublikowano za zgodą redakcji
Kryzys jest punktem zwrotnym, przełomowym, wpływa na kierunek dalszego rozwoju człowieka. Sytuacja kryzysowa może jednak pozwolić na nabycie nowych umiejętności, które przydadzą się w przyszłości. Co więcej, człowiek może wykorzystać kryzys zarówno do rozwoju osobowości, jak i znalezienia sensu własnego istnienia. Adaptacja do nowych warunków wynikających z kryzysu, sytuacja przewlekłego stresu niewątpliwe u wielu (choć nie u wszystkich) wywołuje lęk, niepewność, stany depresyjne czy bezsenność. Dotyczy to również dzieci. Wciąż w obiegu społecznym pokutują fałszywe przekonania w rodzaju: „dzieci nie mogą mieć trudności psychicznych, gdyż powinny być zadowolone, bo nie mają obowiązków czy kredytu na głowie”. Skąd się bierze myślenie, że kryzys kryzysowi nierówny?
Czy trudna sytuacja w dzieciństwie Jasia może mieć wpływ na dorosłego Jana? Oczywiście. Wyróżnić można mnóstwo sytuacji, które są niepokojące z perspektywy psychologa, psychoterapeuty czy praktyka z zakresu zdrowia psychicznego. W opinii publicznej nadal jednak funkcjonują mity dotyczące tego, że dzieci nie mogą chorować na depresję czy nie mogą popełniać samobójstwa, gdyż nie mają do tego podstaw; że „przecież my, dorośli, wiemy lepiej, a chociaż w szkole było źle, to wyrośliśmy na wspaniałych ludzi”. Do rodziców ciągle nie dociera odpowiednia wiedza specjalistyczna w zakresie zdrowia psychicznego czy profilaktyki.
Rodzic powinien uświadomić sobie, że odwoływanie się do jego doświadczeń z dzieciństwa niewiele ma wspólnego z obecnymi realiami. Na warsztatach czy szkoleniach prowadzonych w szkołach dzieci z klas 4-8 odpowiadają, że sytuacją trudną jest dla nich m.in. ta, gdy dostaną „złą” ocenę w szkole. Tyle że obecnie, po niemalże dwóch latach nauczania zdalnego, złą oceną oprócz jedynki, dwójki, trójki… jest (czasem) także czwórka.
Bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że próba wyręczania dzieci, odrabiania za nie lekcji czy realizowania innych obowiązków domowych może stać się zalążkiem wielu trudności. Dorośli pacjenci opowiadają często na sesjach, że bardzo trudno było im rozpocząć samodzielne życie jako dorosły, odpowiedzialny za siebie i rodzinę człowiek m.in. z powodu wyręczania ich przez rodziców. Sytuacji problematycznych, stresujących i kryzysowych jest nieskończenie wiele, ponieważ każdy człowiek może reagować na daną sytuację inaczej. Na przykład: na egzaminie pod koniec szkoły podstawowej dzieci zostają w sali same – bez dostępu do materiałów pomocowych, internetu czy rodzica… Pomyślimy sobie – oczywistość, prawda? Niby tak. Pamiętajmy jednak, że dla dziecka taka zmiana (nowa sytuacja, presja) może wywołać lęk, co z kolei może powodować sytuację traumatyczną. Niektórym bardzo trudno się w takiej sytuacji odnaleźć, a towarzyszący im wewnętrzny niepokój nie pozwala na realizację nawet podstawowych zadań egzaminu.
Dzieci nie rozumieją, co się dzieje w ich organizmie, ale potrafią opisać to, nawiązując do emocji. Te z początkowych klas szkoły podstawowej mówią: „największe oparcie mam w zwierzętach, bo one są zawsze w domu, a z rodzicami mogę pogadać rzadziej, szybko, a jak o czymś zapomnę, to mama krzyczy”. Starsze dzieci denerwują powierzchowne kontakty z dorosłymi, a jeszcze bardziej niespełnianie złożonych obietnic.
Sytuacja związana z rozwodem rodziców, niepowodzenia szkolne czy negatywny komentarz rówieśnika mogą stać się dla dziecka czymś bardzo trudnym. Wtedy konieczne jest wsparcie osób najbliższych i akceptacja lub weryfikacja tego, co się dzieje. A dorosłym wydaje się, że „przecież tak naprawdę nic się nie stało”. Niewątpliwie jest to perspektywa osoby dorosłej, która ignoruje realia obecnego świata związane z tym, co może się wydarzyć w szkole czy życiu dziecka. Kiedyś kwestia „wyśmiania niewiedzy” w szkole zamykała się w danej klasie. Dzisiaj, w dobie social mediów, jeśli filmik trafi do sieci, to z dziecka nie śmieje się już tylko kilka osób, lecz nawet setki czy tysiące. Konsekwencji takiego zdarzenia może być bardzo wiele. Nowym zjawiskiem kryzysowym stał w ostatnim czasie tzw. koronakryzys. Dzieci i młodzież odczuwają bardzo dużo psychospołecznych skutków związanych z pandemią. U wielu pojawił się stan obciążenia psychicznego, cierpienia spowodowanego tym, że nie mieli możliwości obcowania m.in. ze znajomymi z klasy.
Czasem wydaje się nam, że dziecko nie dostrzega rozpadu więzi emocjonalnych, społecznych czy małżeńskich w danej rodzinie. To nieprawda, dziecko takie emocje chłonie jak gąbka. Rozstanie rodziców bywa lepsze dla dziecka i jego dalszego rozwoju niż to, by zmuszone było obserwować ich trudne relacje. Istotne jest także to, aby dorośli, rodzice robili to, co może być dla dziecka optymalne. Zachowajmy spokój, klarowność umysłu oraz świadomość konsekwencji. Zdajmy sobie sprawę z tego, że realia zamieniają się z godziny na godzinę, bo nic już nie jest takie samo jak jeszcze chwilę temu. Życie to nieustająca zmiana.
Co robić, jeśli zauważamy, że dziecko zachowuje się inaczej niż zwykle i nas to zaniepokoi? Obserwujmy, co się dzieje, nie panikujmy, ale też nie zostawiajmy tego bez reakcji, bo z niektórych rzeczy dziecko „nie wyrośnie”, a problem może się pogłębiać. Do podstawowych rzeczy, które możemy zrobić, aby pomóc należy:
AUTORKA
Marlena Stradomska
wiceprezes Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego oddziału Lublin, kierownik placówki socjoterapeutycznej Towarzystwa Nowa Kuźnia, wykładowca akademicki w Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie oraz Wyższej Szkole Europejskiej im. Józefa Tischnera w Krakowie. Pedagog, psycholog, trener, terapeuta w trakcie 4-letniego kursu w nurcie integracyjnym. Autorka bezpłatnych e-booków „Strategie radzenia sobie w trakcie trwania pandemii i nie tylko”