Rozmowa z Panią Katarzyną Waligórą z Domu Kultury „Orle Gniazdo”.
„Sobotnie Bajdurki” goszczą w Domu Kultury „Orle Gniazdo” już od kilku lat. Skąd wziął się pomysł na stworzenie takiego cyklu?
K.W: „SOBOTNIE BAJDURKI” goszczą w naszym Domu Kultury już od 6 lat. Po raz pierwszy odbyły się one w marcu 2013 r. Zagościł u nas wówczas Teatr Baj Pomorski, ze spektaklem „Przypadki Doktora Bonifacego Trąbki”. Dokładnie pamiętamy ten dzień i pamiętamy emocje jakie nam wówczas towarzyszyły. Z zapartym tchem obserwowaliśmy poczynania aktorów na scenie i reakcje naszych małych widzów. W głowie mieliśmy mnóstwo pytań i wątpliwości, które pojawiły się tak naprawdę już na etapie przygotowań - Jak nawiązać kontakt z teatrami? Jak pozyskać środki na ściągnięcie do nas profesjonalnych teatrów? Jak przyciągnąć publiczność? Czy spektakle spotkają się z pozytywnym odbiorem widzów, a jeśli tak, to czy na tyle, aby wrócili do nas ponownie? Można by tak wymieniać w nieskończoność … Ale chyba każdy nowy pomysł rodzi wątpliwości.
No właśnie, a skąd pomysł? Z miłości do teatru oczywiście! Chcieliśmy otworzyć przed naszymi małymi widzami bramy do tego niezwykłego miejsca jakim jest teatr, z całym jego pięknem, malowniczością, ale i z panującymi w nim regułami. Zależało nam przy tym, aby to co zaoferujemy naszej publiczności, wyzbyte było tandety i pseudoaktorskiego popisywania się. Dlatego zawsze przy wyborze teatrów zwracaliśmy uwagę na to, czy tworzą go zawodowi aktorzy.
Ale miłość do teatru to nie jedyny powód skłaniający nas do zapoczątkowania „BAJDUREK”. Zauważyliśmy potrzebę stworzenia imprezy familijnej, integrującej dzieci i opiekunów, a przy tym stanowiącej ciekawy sposób na spędzenie sobotniego przedpołudnia. Miało być edukacyjnie, ale przy tym kreatywnie i rodzinnie.
Czy nam się udało? Cóż… Chyba nieskromnie możemy powiedzieć, że tak. Szczerze mówiąc nawet nie przypuszczaliśmy, że te - jak nam się wówczas wydawało – mrzonki, zaowocują narodzinami tak wyjątkowej imprezy. Z założenia jednoroczne przedsięwzięcie, spotkało się z tak pozytywnym odbiorem ze strony publiczności, że po prostu nie mogła zapaść inna decyzja, jak tylko kontynuacja „bajdurkowego” szaleństwa. I tak „SOBOTNIE BAJDURKI” na stałe wpisały się do kalendarza imprez organizowanych przez nasz Dom Kultury. I nie żałujemy! Jest to bez wątpienia jedno z naszych ulubionych wydarzeń!
Czy formuła „Sobotnich Bajdurek” na przestrzeni lat się zmieniła?
K.W: Sama formuła raczej się nie zmieniła, ponieważ nie zauważyliśmy takiej potrzeby. Uznaliśmy, że jeśli coś przez tyle lat się sprawdza, to zwyczajnie nie ma sensu tego zmieniać. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy zamknięci na zmiany. Wręcz przeciwnie. Nie chcemy poprzestawać na tym, co znane i sprawdzone, dlatego też nieustannie poszukujemy rozwiązań, które zaskoczyłyby naszych gości. Taką odskocznią było chociażby wprowadzenie do naszej oferty teatru cieni lub teatru magnesu. Potem poszliśmy o krok dalej i naszą małą scenę domu kultury zamieniliśmy na scenę plenerową. „BAJDURKI” zaczęły być częścią organizowanych przez nas pikników osiedlowych. Spektakle w plenerze nabierały nowego wymiaru, dając nam większe możliwości chociażby w zakresie doboru spektakli. Mała i niska przestrzeń sali widowiskowej często stanowiła spore ograniczenie w zakresie możliwości scenograficznych. W plenerze mogliśmy poszaleć. Tutaj praktycznie nic nas nie ograniczało. Dzięki temu udało nam się zaprosić chociażby Teatr Małe Mi ze spektaklem „Tuwim Julek”.
Jakie teatry dotychczas miały przyjemność gościć na deskach sceny Domu Kultury?
K.W: Podczas „SOBOTNICH BAJDUREK” gościliśmy teatry z całej Polski. Trochę ich było, więc mam nadzieję, że żadnego nie pominę???? Do tej pory w ramach imprezy gościliśmy: Teatr BAJ POMORSKI, Teatr ATOFRI, Teatr BLUM, Teatr NARWAL, Teatr Lalek ZACZAROWANY ŚWIAT, Teatr Lalek IGRASZKA, Teatr LA FAYETTE, Teatr FRAJDA, Teatr FUZJA, Teatr MAŁE MI, Teatr STACJA SZAMOCIN, Teatr MER, Teatr POD ORZEŁKIEM, Teatr BARNABY, Teatr Cieni LATARENKA, Teatr AFISZ, Teatr WŁADCA LALEK, Teatr PSIKUS, Teatr FALKOSHOW, Teatr MALUTKI, Teatr TEATRYLE, Teatr SCENA ELFFÓW oraz Klauna RUFI RAFI.
Jakie spektakle cieszą się największą popularnością?
K.W: Przede wszystkim te, w których dużo się dzieje. Nikt nie lubi nudy i monotonii, a dzieci tym bardziej. Ważne jest, aby spektakl od początku wciągnął maluchy. Aktorzy często stosują tutaj odpowiednie sztuczki, których jednak nie będziemy zdradzać :) A potem już tylko kwestia, aby tę uwagę małego widza utrzymać. Nie jest to jednak takie proste. Zauważyliśmy, że im więcej w spektaklu różnorodnych technik, koloru, bogactwa rekwizytów, pięknych melodii i piosenek, tym maluchy bardziej wchodzą w teatralną rzeczywistość i utrzymują skupienie. Dlatego takim zainteresowaniem cieszą się spektakle z zastosowaniem kukiełek, marionetek, czy lalek. Wprawianie ich w ruch przez aktorów, nieustannie budzi zachwyt wśród małych widzów. A jeśli do tego aktor okaże się tak miły i po spektaklu pozwoli dotknąć lalek, to już maluch jest całkowicie kupiony.
Ważny jest również element zaskoczenia. Pamiętamy jeden taki spektakl… Wspominamy go zresztą do dziś. Był to „Szewc Dratewka” Teatru Teatryle. Bajka niby wszystkim dobrze znana, a jednak… Opowiedziana została zupełnie na nowo, niekonwencjonalnie, bo za pomocą kartonowych pudeł, które ubrane w kolorowe papiery i wstążki, stały się w rękach aktorów postaciami z bajki. Zdziwienie malujące się na twarzach naszych małych widzów i ich opiekunów… bezcenny widok!
Interesującą formą przedstawienia jest Teatr Cieni. Jak dzieci reagują na tego typu spektakle?
K.W: Teatr cieni jest dość specyficzną i budzącą mieszane uczucia formą, zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Jedni go uwielbiają i zachwycają się jego oryginalnością. Z kolei do innych forma ta zupełnie nie przemawia i zdecydowanie optują za tradycyjnymi spektaklami. Wszystko jest oczywiście kwestią gustu. A przyznać trzeba, że forma ta ma zarówno zalety, jak i wady.
Spektakle teatru cieni są bardziej kameralne, nastrojowe. Pojawia się jednak zarzut, że brakuje w nich całego tego kolorytu i różnorodności, charakterystycznych dla tradycyjnych spektakli. Ale czy można powiedzieć, że są przez to gorsze? Być może właśnie w tym całe ich piękno. Nie potrzebują nie wiadomo jakiej oprawy, bo urzekają już samą formą.
Specyfika teatru cieni polega też na tym, że spektakle odbywają się w całkowitej ciemności, a jeśli mamy do czynienia z maluchami, to musimy pamiętać, że może pojawić się u nich odczucie lęku. Nie każde dziecko radzi sobie w takiej sytuacji. Niektóre maluchy potrafiły cały spektakl przesiedzieć na kolanach rodziców, bo dawało im to poczucie bezpieczeństwa. Ale oczywiście dzieci takie stanowią zdecydowaną mniejszość.
Z reguły jednak spektakle teatru cieni budzą wśród dzieci ogromną ciekawość. Do tego stopnia, że trudno im wysiedzieć na miejscu. Wszystko chcą dotknąć, zobaczyć, zbadać - Jak to się dzieje, że na ekranie pojawiają się cienie? Skąd one się biorą? Czy można je uchwycić? Uwielbiamy tę dziecięcą dociekliwość.
Mała widownia czasem może sprawić psikusa. Wiele razy zdarzało mi się widzieć sytuacje kiedy aktorzy musieli improwizować, gdy dziecko nagle wtargnęło na scenę czy zabrało rekwizyt. Czy przez te wszystkie lata przedstawień w ramach „Sobotnich Bajdurek” u Państwa też zdarzały się takie zabawne, nieprzewidziane sytuacje?
K.W: Oj tak! Scena baaaardzo przyciąga… Niejednokrotnie zdarzało się, że dzieci ukradkiem podkradały się do niej, czasem nawet niepostrzeżenie na nią wtargały, z rozbrajającym uśmiechem prezentując się widowni. Rekwizyty jednak zawsze zostawały na miejscu, więc aktorzy nie musieli zbytnio improwizować. Zresztą tego typu sytuacje są dla nich na porządku dziennym. Taki już urok grania dla dziecięcej publiczności.
Nie ulega wątpliwości, że to właśnie dziecięca publiczność jest zarazem publicznością najbardziej wymagającą i trzeba się zdrowo namęczyć, by znaleźć najlepszy sposób dotarcia do niej i zarazem sprostania jej potrzebom. Wiele zależy tutaj od samego spektaklu i od tego, czy zawiera w sobie wystarczająco dużo elementów skupiających uwagę małego widza. Kiedy dziecko nie ma czasu na nudę, nie ma również czasu na rozrabianie.
Nasza publiczność jest w miarę zdyscyplinowana i raczej nie sprawia większych problemów :) Owszem zdarzają się rozmowy, kręcenie się i wstawanie z miejsc. No cóż... Jak to u dzieci. Nie możemy od nich oczekiwać, że przez godzinę będą siedzieć w całkowitym bezruchu i milczeniu, niczym posągi. Staramy się jednak uczulać rodziców, by w takich sytuacjach reagowali od razu. Ich pomoc w utrzymaniu porządku jest wręcz nieoceniona.
Często dochodziło też do sytuacji, w których aktorzy zmagali się z żywiołowymi reakcjami dziecięcej publiczności. Ileż to razy musieli improwizować i zmieniać dialogi, bo naszym widzom zachciało się komentować przebieg spektaklu i wchodzić w dyskusję z aktorami. Ileż to razy widzowie podpowiadali bohaterom spektaklu różnorodne rozwiązania: nie idź tam, schowaj się, biegnij, nie dawaj mu tego, uciekaj, to nie tam, w prawo, w lewo, za kotarą, uważaj itp. Ileż razy słychać było głośny śmiech lub krzyki - bądź to z radości, bądź ze strachu. Takie żywiołowe reakcje, dają nam poczucie zadowolenia, bo wiemy wówczas, że dany spektakl trafił do dzieci, że są nim żywo zainteresowane. A przecież o to w tym wszystkim chodzi.
Czy w przyszłości pojawiają się także spektakle skierowane do najmłodszej widowni, czyli maluszków w wieku 0-2 lata?
K.W: Próbowaliśmy już spektakli dla takiej grupy wiekowej, jednak nie spotkały się one ze zbyt dużym zainteresowaniem. Do tego oferta w zakresie przedstawień dla dzieci w tym wieku do tej pory była bardzo ograniczona. Ostatnio zauważyliśmy jednak pewną zmianę w tym zakresie. Coraz więcej teatrów wprowadza do swojej oferty przedstawienia skierowane do najmłodszych widzów, więc kto wie… Może kiedyś ponownie podejmiemy próbę ściągnięcia do nas maluchów.
Z Panią Katarzyną Waligórą rozmawiała Agnieszka Damieszko-Charnock
Zdjęcia: Dom Kultury "Orle Gniazdo"