Warszawa

Recenzja książki:

Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim został poetą

Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim został poetą

Agnieszka Frączek
Joanna Rusinek (Ilustr.)
od 7 lat
PATRONAT

Bziki dźwignią sławy

„Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma...” - przekonała nas o tym niewątpliwie śpiewana przez Fasolki piosenka, a historia wyczytana z kart książki Agnieszki Frączek również potwierdza tę prawdę. Tak, każdy ma, nawet późniejszy wielki poeta. Miał on nawet kilka bzików, całkiem odważnych, nie jakieś tam zwykłe zbieranie znaczków czy papierków po czekoladach...

 

Bzik chemiczny doprowadził rękę młodego Julka Tuwima do umieszczenia jej (wysmarowanej czymś nieprzyjemnym i zabandażowanej) na dni kilka na temblaku. Bzik, można rzec, gadzi spowodował, że korpulentna dama w kapelusiku obiecała nigdy więcej nie wpadać w gościnę do państwa Tuwimów. Mało tego – podskakiwała przy tym (spotkaniu z zaskrońcem) i piszczała tak donośnie, że gadzi sublokatorzy musieli zmienić natychmiast miejsce pobytu – wyprowadzić się z domu Tuwimów, gdzie tłumnie zamieszkiwali, do parku Poniatowskiego w Łodzi, znajdując schronienie pod krzewem jałowca.


Kolekcjonerskie zapędy Julka, wiodące przez stalówki, obrączki do cygar, gazety z całego świata, a nawet... rtęciowe kuleczki dotarły wreszcie do pasji najważniejszej (zdradzę, że był to „bzik nieuleczalny”) - książek. Zanim jeszcze młody Julek został poważnym poetą Julianem Tuwimem – czytelnik może, czytając książkę, poznać objawy bzika lingwistycznego, wraz z rozlicznymi dziwnymi, spisywanymi w kajecie słówkami. Zastanawiacie się co to znaczy puaka i w jakim języku? Czy czabałakiej ma coś wspólnego z ptakiem? Julek to wiedział. Wiedział, bo szperał i był szczerze zainteresowany.
  

Poznajemy też różnych narodowości kolegów z podwórka i szkoły, zaglądamy do wnętrza Julkowego domu, kłaniając się jego rodzicom i siostrze Irence, dowiadujemy się, ile wysiłku włożył autor elementarza - Marian Falski w to, by spod pióra poety wyszły „przeboje poezji dziecięcej”, jak to się stało, że abecadło spadło z pieca i lokomotywa ciągnęła wagony z grubasami, żyrafami i fortepianami. Udajemy się we wspomnieniach na inowłodzka łąkę, gdzie niewątpliwie leżał na trawie Dyzio Marzyciel. Uczestnicząc w dorastaniu do „bzika nieuleczalnego”   przekonujemy się, że każda pasja jest po coś, że bez bzików nie ma kołaczy...
  

Książka jest tyleż interesująca, co i dowcipna. Inteligentna zabawa słowem, wierszem, nawet przypisami to prawdziwa gratka. Zaszyfrowane nawiązania do wierszy Tuwima bawią, tytuły rozdziałów nawiązują do wspomnień poety zebranych w tomie Dzieła, ciekawostki z życia uczą i przybliżają informacje o poecie. Wiecie że pasjonowały go szczury i myszy i miał o nich dużą wiedzę, ale też sam borykał się z własną myszką – znamieniem na twarzy? Borykała się i mama – pani Adela, która „nigdy się nie pogodziła z tym”. To, co cenne to pokazanie, że i poecie mogą zdarzyć się różne „życiowe kłopoty”, które nie muszą oznaczać końca świata, że nawet z myszką można pisać wiersze czy uogólniając – robić coś pożytecznego i satysfakcjonującego.
  

Opowieść czyta się przysłowiowym jednym tchem. Dowcipna, napisana z polotem historia dorastania do bycia poetą, wzmocniona osobistym wkładem autorki – wierszykami powstałymi na kanwie znanych wszystkim dziecięcych dzieł Tuwima, to obowiązkowa lektura, nie tylko w roku Tuwima, który obchodzimy. Ilustracje są ciepłe, trafne, dostosowane do tekstu.
  

Warto czytać dzieciom wiersze, drodzy rodzice. Zdradzę tylko, że mały Julek „karmiony był (…) wierszami”. A że Ptasiego radia ani Murzynka Bambo jeszcze wtedy nie było – przed snem, do uszu małego chłopca, oprócz mazurków Chopina docierała całkiem „dorosła poezja”. Warto przeczytać dzieciom, jeśli nie „dorosłą poezję” to na pewno recenzowaną książkę.

 

Mama Anna

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć