Warszawa

Recenzja książki:

Projekt: Matka

Projekt: Matka

Małgorzata Łukowiak

Zaintrygował mnie styl

Kilka lat temu wyszłam – myślami i czynem – gdzieś w okolice pragnień ziszczenia Projektu "Matka". Niby z lękiem, wahaniem, niepewnością… ale już nie wróciłam. Zatrzasnęłam ostatnie drzwi. Bezpowrotnie. Wsiąkłam na amen.


Z tym większą satysfakcją sięgnęłam po książkę Projekt Matka: Niepowieść Małgorzaty Łukowiak. Z ciekawością czy dowiem się czegoś nowego, czego jeszcze nie wiem, nie doświadczyłam, nie odczułam na własnych sutkach, brzuchu, ramionach, w sercu i umyśle. I okazuje się, że owszem. Choć nas, matki, łączy tak wiele, to ciągle zaskakuje mnie mnogość odcieni, blasków i cieni tworu zwanego macierzyństwem.


Nieomal natychmiast poczułam tę solidarność jajników, dobrze mi znany osobliwy smak luteiny i deskę nadziei pod postacią Clostilbegytu. Przedmacierzyńską niechęć do różowych bobo i nierozpływanie się na widok wózków – i dzisiejsze ogromne zdumienie i niedowierzanie, że kiedyś tam, w zamierzchłej chyba przeszłości (bo wspomnienia jakieś mgliste i zakurzone) istniał stan "przedmacierzyński". Dziwne. Musiałam tkwić w ogromnej pustce. Teraz to jam matka pełną gębą. I pustą też. I półgębkiem.


Wiele mnie jednak różni od Autorki. Nie przeszkadza mi to jednak w utożsamianiu się z tym, co napisała, w spijaniu tego łapczywie ze stron. Zaintrygował mnie styl, dawno nie wsiąkłam tak mocno w żadną lekturę. Wspaniały język (aż robi się żal, że "ja tak nigdy nie będę potrafiła"). Zupełnie nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się z Barbarą Rosiek (może dlatego, że w młodzieńczych latach niezwykle mnie pasjonowało to JAK pisze – i teraz odczułam podobną fascynację?) – choć tematyka zgoła odmienna. Poczułam też klimaty bliskie Manueli Gretkowskiej, ale jakby w nieco "ugrzecznionej formie" – a może to jeno moja nadinterpretacja?


Bądź co bądź – bardzo raduje mnie fakt, że zdobyłam się na tę odrobinę egoizmu i egocentryzmu i – niczym sroka - wykradałam z rodzinnego gniazda kilka bezcennych godzin tylko dla siebie (i książki). Prawdziwa błyskotka.


Dawno już nie zapuszczałam się w taką siną dal, dryfując samotnie głębiej w morze. Póki co zadowalam się ciągle przybrzeżnymi nurtami literatury dziecięcej: poezja, fantastyka, klasyka, encyklopedie. Piękny to był stan, tego mi trzeba było. Dziękuję Ci, Autorko!

 

mama Anna

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć