Książka ma fajne obrazki, szkoda, że są tylko na początku rozdziału.
Rico ma mały rozumek, chociaż sam jest duży. Nie zawsze umie trafić do domu, mylą mu się wskazówki w zegarku i nie wie, czy jest dziewiąta, czy za piętnaście dwunasta. Żal mu pani, która zgubiła się w supermarkecie między działem mięsnym a lizakami. Je lody bez względu na pogodę – też bym tak chciał. Swojego nowego przyjaciela Oskara chce zaprosić na wycieczkę w nieznane, czyli wzdłuż kanału, który sąsiaduje z jego ulicą, bo wie, że z Oskarem nie zginie. Potrafi być jednak odważny, gdy chodzi o obronę jego jedynego przyjaciela.
Oskar jest mały, ale ma dużo wiedzy, duże białe zęby, a na piersi nosi znaczek z samolotem, który przetrwał katastrofę i ma ułamane skrzydło. Zawsze nosi na głowie kask, bo… wypadki się zdarzają nawet w domu, a on się ich strasznie boi, tym bardziej że Rico ma szalone pomysły.
No a głębocienie to po prostu duchy, z którymi chce się spotkać Rico, ale o nich nie będę opowiadać. Fajnie, że chłopcy się zaprzyjaźniają i że udaje się im odkryć prawdziwego złoczyńcę – kryminalistę. Rico często uczy się nowych trudnych wyrazów, których ja też nie znam np.: dyskryminacja czy parawan, który myli z karawanem.
Oskar chyba nie musi się uczyć, bo wie wszystko, nawet to, ile dokładnie jest kilometrów od ziemi do księżyca. Mam nadzieję, że będzie kolejna część o przygodach Rico i Oskara.
Bartek (7 lat)