Warszawa

Recenzja książki:

Masło przygodowe

Masło przygodowe

Barbara Stenka
Olga Reszelska (Ilustr.)
od 8 lat
PATRONAT

Recenzja...

„Nie mam czarodziejskiej różdżki, nie ratuje mnie w ostatniej chwili latający przyjaciel, nie przenoszę się w przeszłość, ani w przyszłość. Jem chleb z masłem, chodzę do szkoły i bawię się z braćmi. Czasem pada deszcz ze śniegiem, czasem robi się dziura w skarpecie. Ale wiecie co? Życie i tak jest ciekawe!” – tak przedstawia się Kasia Koniec, bohaterka „Masła przygodowego”.


Zgodnie z powyższą deklaracją – trudno jest streścić przygody Kasi. Nie, żeby ich nie miewała, ale rzeczywiście – pozbawione magii, smoków, i bohatera ratującego świat, nie brzmią szczególnie fascynująco. Ot, banalna codzienność 11-latki, która za wszelką cenę pragnie mieć własne zwierzątko (która 11-latka nie pragnie?!) – tak dalece, że zaczyna hodować… No, nie będę Wam psuła zabawy...


Z tej miłości do zwierząt wpadła na słup i złamała sobie nos, w efekcie czego, najpierw zepsuła sobie i całej klasie wycieczkę przyrodniczą (klątwa żunrów!), a następnie wylądowała w szpitalu. Szpital jest pretekstem aby poznać dziewczynkę, której nos złamał jej własny ojciec. Jest oczywiście kilka wątków z tytułowym masłem. Mamy też chłopców terroryzujących całą klasę i sposób w jaki sobie z tym radzą ich koledzy (rozdział pt „O mojej bójce, i co jest skarżeniem, a co nie”). Stenka porusza tematy trudne i niepopularne w sposób, w jaki poruszają je dzieci tzn: wprost i bez fałszywego wstydu.


I uważam, że to właśnie w tym tkwi moc tej książki! Jest z założenia i konsekwentnie niepoprawna politycznie. I głównie dzięki temu zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Na tę niepoprawność nadziejemy się już w pierwszym rozdziale i nie odmówię sobie przyjemności zacytowania, ze świadomością, że dla niektórych czytelników może być to raczej odstręczające niż zachęcające do lektury: „A mnie ta cała Bozia trochę drażni. Wolałabym, żeby mamusia więcej rozmawiała ze mną, w końcu to ja jestem jej córką, a nie Bozia. Czasami, kiedy nikt nie widzi, staję przed świętymi obrazkami w pokoju mamusi i pokazuję Bozi język. Albo wykrzywiam się paskudnie i grożę jej pięścią. Bozia – nic. Nie daje się sprowokować, tylko uśmiecha się łagodnie. Może za to mamusia tak ją lubi.”


Opowieść Kasi jest niepoprawna nie tylko politycznie, ale i estetycznie. Obecnie panuje moda na „nic co ludzkie”: można kupić książeczki o wydalaniu (na użytek najmłodszych czytelników, nazywanym swojsko „robieniem kupki”), nocniku-przyjacielu, waginach, siusiakach i odwiecznym „skąd się biorą dzieci”.


„Masło przygodowe” nie zajmuje się fizjologią w tak ostentacyjny sposób, aczkolwiek wątki fizjologiczne przewijają się w zgoła nieoczekiwanych momentach i zaskakują swoją trafnością: ”O, jak ja lubię czytać, siedząc na sedesie! Ciekawe czy też tak macie? Co ja poradzę, że gdy tylko ściągam majtki, strasznie chce mi się czytać! Dziwne połączenie jest w człowieku. Co ma sedes do czytania? Jednak coś ma, bo moi bracia też tu czytają. Na sedesie. I tatuś też. Może gdyby w szkolnych klasach zamontować sedesy zamiast krzeseł, dzieci chętniej by czytały?”


„A co do hamburgerów – też ich nie jem. Po pierwsze nie podoba mi się jedzenie czegoś co nazywa się „cham”. Żadnych chamów w ustach./…/ A Grzesiu mówi, że chamy są z mielonych papierów toaletowych i z zepsutych mięs. Wsypują dużo soli i pieprzu, więc się nie czuje, i człowiek płaci i je chama”.


Pomimo ogromnej ilości wątków „wychowawczych”, ich obecność jak i przesłanie jest nienachalne. Za to dla mnie jako matki – miód na serce!


„Trochęśmy się porzucali plasterkami ogórka, a potem każdy zmył swój talerzyk i kubek. Bo u nas każdy zmywa po sobie. Większość dzieciaków to rozpuszczone dzidzie i robią wielką łaskę, gdy w ogóle wstawią talerz do zlewu. Ich rodzice wręcz im dziękują, że raczyły zjeść! Cieszą się że ich egoistyczne żołądki przyjęły odpowiednią ilość witamin.”


„U nas w szkole chudym też dokuczają. Dokuczają rudym, i brzydko ubranym, i jak ktoś ma okulary. I gdy wolniej biega. I jak ktoś nie zna seriali, to też dokuczają. /…/ A może musi się dokuczać? Może musi, bo wtedy człowiek nie pamięta o własnych wadach./…/ Jak powiesz komuś ze jest brzydki , to zaraz sam czujesz się ładny”


Mam świadomość, że nie wszystkim rodzicom spodoba się zarówno filozofia jak i formuła przekazu.


We mnie osobiście wzbudziła tylko drobny dysonans wywołany subiektywnym odczuciem, że język powieści jest nieco archaiczny i bardziej przypomina „nasze” (czyli z naszych z lat szkolnych, kiedyśmy ani śnili o byciu czyimkolwiek rodzicem!) lektury. Ale może jest to efekt zamierzony, bo w końcu gdzie jest napisane, że książka dla młodzieży ma mieć formę smsowych skrótów naszpikowanych różnymi „pozdro, nara” i… „etc” - nie mogę napisać bo akurat tego rodzaju skrótów młodzi nie załapaliby…


Ale może całą resztę załapią?... Naprawdę warto spróbować!
 

mama Agnieszka

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć