Kultowa humorystyczna minipowieść w 15 scenach, nie tylko dla dzieci.
Smoki Beaty Krupskiej nie dają się wcisnąć w żadne szufladki (być może dlatego, że są po prostu za wielkie). Nie są podobne do żadnego innego bajkowego gada – jedne grube, pokryte gdzieniegdzie kłakami, inne szczupłe, rasowe, z kolorowymi jeżykami na głowach, jeszcze inne puchate wielkogady (bo przecież nie wielkoludy...) o pomarańczowych oczach.
Są tak różne, ale coś je łączy – wszystkie smoki z prawdziwego zdarzenia mają na szyjach termosy z zupą ogórkową, wcinają smażone na maśle muchomory i jedno jest pewne – nie potrafią latać, choć ogniem czasami zieją, a na zimę zasypiają snem niedźwiedzim (albo raczej smoczym).
Mieszkają sobie na leśnej polanie, unikając ludzi. I wcale nie są sympatyczne, wręcz przeciwnie – to zarozumiałe i zgryźliwe gadziny. Ale nie można ich nie lubić, a to choćby dzięki pomysłowości i poczuciu humoru. Bo jak tu nie zapałać sympatią do przerośniętej jaszczurki, która potrafi liczyć tylko do osiemnastu, a czasami zagra też na saksofonie i zbuduje mur?
Każdy smok to indywidualista. Są smoki rasowe i „skundlone”. Smocza arystokracja charakteryzuje się smukłością sylwetki oraz przechodzeniem mutacji strun głosowych. To bardzo muzykalne smoki: „Są tak muzykalne, że nigdy nie słuchają muzyki. Muzyka je drażni i w tym rozdrażnieniu zjadają ludzi”. Poza tym żrą krochmal i są strasznie zarozumiałe. Jeden z nich to Zdzisław, a drugi… hm... nie ma imienia, bo nie ma na to czasu. Galeria smoczych indywidualności!
Oprawa: twarda
Liczba stron: 64
Format: 200 mm x 246 mm