Warszawa

Migotnik

Migotnik

Wydawnictwo: Wydawnictwo Bona
od 6 do 10 lat
PATRONAT
ISBN: 978-83-62836-36-9

Opis książki

Sakumata, słynnego w całej Turcji malarza, odwiedza wysłannik lokalnego władcy, wzywając do pałacu swego Pana. Ma on dlań niezwykłe zlecenie: trzeba udekorować malowidłami komnaty synka władcy, Madurera, któremu tajemnicza choroba odbiera możliwość kontaktu ze światem za murami. Dla obu - malarza i chłopca - będzie to początek niezwykłej przyjaźni i podróży w głąb siebie...

 

Piękna, utrzymana w konwencji orientalnych baśni, opowieść o potędze wyobraźni, istocie sztuki i sile przyjaźni.

 

 

tytuł oryginału: Lo stralisco
przekład: Ewa Nicewicz-Staszowska
format: 145x205
oprawa: twarda
stron: 136

Kup teraz

Szukamy najtańszych księgarni internetowych...
1/3
1/3
2/3
2/3
3/3
3/3

Recenzje książki Migotnik

Recenzje rodziców:

Kolejne włoskie arcydzieło!

Migotnik leżał na naszej półeczce z książkami już od dawna. Jakieś 3 miesiące, a jak na nas to baaardzo długo. Leżał i cierpliwie czekał na swoją kolej. Może to za sprawą okładki?... czytaj więcej »

Niezwykła podróż z Sakumatem i Madurerem

Przeczytaliśmy, a właściwie przeczytałam, opowieść Roberto Piuminiego Migotnik. "Przeczytałam", ponieważ podczas wspólnej lektury z moim sześciolatkiem okazało się, że książka... czytaj więcej »

Fragment książki Migotnik

I tak, nie szczędząc cierpliwości, dzień po dniu, Sakumat nauczył Madurera malować kwiaty i łodyżki traw, a ponieważ kwiaty nie różnią się wiele od motyli, nauczył go także malować motyle.

Musiały upłynąć trzy tygodnie, by Madurer uznał swoje umiejętności za zadowalające i by sam zaczął domalowywać maleńkie kwiatki i motyle na łące, która tymczasem stała się dojrzałym polem czerwcowym, tętniącym wielobarwnym życiem.

Z każdym dniem malunki Madurera stawały się coraz śmielsze i zaczęły stapiać się z tymi, które wychodziły spod pędzla Sakumata, burząc nieco porządek form i naruszając jednorodność zieleni, zupełnie jakby skoczył tam lub przyczaił się jakiś duży zając, który zwietrzył niebezpieczeństwo. Ale ciepła i rozświetlona pod pogodnym niebem łąka chłonęła tę różnorodność, tworząc coś na kształt wielkiego lasu traw i kwiatów.

Pewnego dnia Madurer zaczął malować drobne, złote kłosy, które ostrożnie wynurzały się z trawy i pięły ku błękitowi nieba.

– Na naszej łące pojawiło się zboże? – zapytał, uśmiechając się Sakumat, któremu zdarzało się czasem stawać za plecami chłopca i przyglądać się jego poczynaniom. – Czyżby wiatr przyniósł je tu aż z wielkiej doliny Firatu?

– To nie jest zboże – odparł Madurer bardzo poważnie – i to nie są kłosy zboża.

– To nie jest zboże? A wygląda jak zboże, bardzo drobne zboże…

– Tak, jest podobne do zboża. Ale to kłosy migotnika.

– Migotnika? Nie znam takiej rośliny – powiedział Sakumat, z zaciekawieniem zbliżając twarz do jednego z namalowanych kłosów, żeby lepiej mu się przyjrzeć.

– Nikt jej nie zna – odrzekł Madurer – to taka świecąca roślina.

– Świecąca?

– Tak. Zakwita światłem w pogodne noce. Taka roślina­‑świetlik, rozumiesz? My teraz nie możemy zobaczyć jej światła, bo jest dzień. Ale w nocy migotnik rozświetla całą łąkę.

Sakumat nie odpowiedział, tylko wciąż przypatrywał się roślinie.

Tego wieczoru odbył rozmowę z burbanem i poprosił go, by ten posłał swego człowieka do Malatyi, do kupca Kayaty’ego, który stał na placu przed meczetem…

Po tygodniu, w samym środku nocy, Sakumat delikatnie potrząsnął ramieniem śpiącego chłopca. W zacienionej części pokoju, dwa kroki od łóżka, w ciszy, siedział na poduszkach burban.

– Obudź się, Madurerze.

– Co się stało? Co się stało, Sakumacie?

– Spójrz.

Zaspany chłopiec usiadł na łóżku. W ciemnościach wokół niego setki delikatnych kłosów mieniły się złotym blaskiem. Przechylone w różne strony błyszczały na tle pogrążonej w mroku łąki; wydawało się, że kołyszą się na wietrze.

– Migotnik! – wykrzyknął oszołomiony chłopiec, skacząc na łóżku na równe nogi.

– Dziś jest pogodna noc – powiedział Sakumat.

Madurer spojrzał w górę. Setki świecących punkcików błyszczały na ciemnym niebie.

Z zadartą głową, zapadając się stopami w materac, Madurer kręcił się dookoła i patrzył. Otwierał i zaciskał szybko dłonie na wysokości klatki piersiowej, jakby chwytał nimi powietrze; oddychał głęboko.

– O! Czy mój ojciec wie? – zapytał, nie opuszczając głowy.

– Tak, Madurerze. Jestem tutaj – wyszeptał burban.

On także, skryty w mroku pokoju, siedział na poduszce i oddychał głęboko. Jego oddech, głębszy i spokojniejszy niż Madurera, wydawał się podmuchem wiatru kołyszącym łany migotnika.

Warto zobaczyć