Przeczytaliśmy, a właściwie przeczytałam, opowieść Roberto Piuminiego Migotnik. "Przeczytałam", ponieważ podczas wspólnej lektury z moim sześciolatkiem okazało się, że książka go zupełnie nie zainteresowała. Trudne słownictwo, skomplikowana składnia i długie zdania sprawiły, że synek nie potrafił skupić się na słuchaniu, a i mnie głośne czytanie nie sprawiało przyjemności.
Postanowiłam więc przeczytać książkę sama. I… pełne zaskoczenie – nie mogłam się od niej oderwać. Z napięciem śledziłam, jak rodzi się przedziwna przyjaźń pomiędzy niezwykle utalentowanym malarzem, Sakumatem, i Madurerem, śmiertelnie chorym chłopcem. Sakumat, rezygnując z własnego życia, wyczarowuje dla Madurera świat, którego jedenastolatek nigdy nie widział i prawdopodobnie nie zobaczy, wypełnia sensem i radością miesiące i tygodnie nieuchronnie zmierzające do tego, co nieuniknione. Obrazy na ścianach pałacu rodzą się, zmieniają i giną, ustępując miejsca nowym – tak jak w prawdziwym świecie.
W baśniowy charakter opowieści doskonale wkomponowują się przepiękne ilustracje Katarzyny Partyki.
Według mnie Migotnik nie jest propozycją dla młodszych dzieci. Nadaje się bardziej do czytania w skupieniu, dla refleksyjnego, wrażliwego odbiorcy, który będzie potrafił udać się wraz z Sakumatem i Madurerem w niezwykłą podróż.
mama Kasia