Trójmiasto

Muzyczne witaminy, czyli relacja prosto z "Jesiennego straganu"

Muzyczne witaminy, czyli relacja prosto z "Jesiennego straganu"

Filharmonia to miejsce dla dzieci. Do tego próbowali przekonać twórcy serii "Cztery pory roku" Antonio Vivaldiego w multimedialnej wersji dla najmłodszych. Miałam okazję obejrzeć przedpremierowy pokaz pierwszego z czterech odcinków cyklu, związanego z bieżącą porą roku, a trzecią częścią koncertu mistrza.


Program wydarzenia miał kilka składowych. Do części z nich wykorzystano teatralne kukły, w tym samego Vivaldi'ego. Z jednej strony był gwiazdą, udzielającą wywiadu, z drugiej - sam przeprowadzał wywiad z gdańskim lutnikiem. Dzieci nie mogły podziwiać na żywo tej rozmowy, ale dowiedziały się między innymi, że aby dobrze wykonać instrument, trzeba kochać muzykę, ale także... zwierzęta. W samych skrzypcach mamy do czynienia ze ślimakiem, żabką, czy końskim włosiem. Dobrze, że lutnik nie wspomniał o strunach z baranich jelit...


Przez chwilę bohaterem stał się również polski poeta, Jan Brzechwa. A właściwie jego twórczość w postaci wiersza "Na straganie". Obecność pluszowych warzyw powiązano z witaminami, a jak się okazało, ich nazwy w dużej mierze odpowiadają nazwom nut. Co potwierdza jeszcze dobitniej, że muzyka służy zdrowiu. Mimo wszystko najciekawszym momentem tego jesiennego spotkania z Vivaldim, był jego początek.

 


Zanim na scenie ukazało się kameralne grono członków orkiestry Gdańskiej Filharmonii, dwoje aktorów Teatru Miniatura stworzyło ad hoc muzyków z publiczności. W tym mini koncercie brały udział zarówno opiekunki grup, jak i dzieci, była sekcja rytmiczna i melodyczna, w ruch poszły niecodzienne (wielofunkcyjne) instrumenty i dziesiątki małych, ale głośnych gardeł.


Niestety zabrakło większej interakcji z dziećmi, więc trudno się dziwić, że rozbudzone na początku, później - szczególnie podczas finałowego wykonania trzech części "Jesieni" - urozmaicały sobie czas m.in rozmowami.

 


Program był bogaty w różne środki przekazu, ale też informacje na temat głównego bohatera, jego twórczości, czy instrumentów lub ogólnie muzyki. Niekiedy jednak niepoukładany, przeładowany czasem profesjonalnym językiem, a często stroną bierną dla tej jakże ruchliwej publiczności. Tym bardziej, że było kogo angażować, bo mało znalazłam pustych miejsc w obszernej sali koncertowej na Ołowiance.
 

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Wiadomości lokalne

Warto zobaczyć