W roli głównej występuje oczywiście Alicja, która nie ukrywa, iż kraina czarów nie jest miejscem, w którym chciała się znaleźć. Główna bohaterka jest nadąsana i nie chce być postrzegana jako dziecko. No tak, ja również pamiętam czas, kiedy nie miałam ochoty siedzieć z młodszymi przy stole na niedzielnym obiedzie. Marzyłam o dyskusjach na poważne tematy i o sączeniu kawy ze starszym kuzynostwem.
Kraj czarów proponowany przez reżysera Tomasza Valldal-Czarneckiego uświadamia Alicji, że życie nie może być zbyt poważne. Jest królik, gąsienica i są kwiatki.
Ilość aktorów robi wrażenie. Przy niewielkiej liczbie rekwizytów, nadal czuć dynamikę. Artyści chowają się za ścianą kart, przebiegają przez scenę, znikają, po czym pojawiają się znowu w niespodziewanym momencie.
Muzykę przygotował Artur Guza. Melodie piosenek są bardzo chwytliwe, a słowa refrenu nie chcą wypaść z ucha.
Jako dorosły odebrałam jednak przedstawienie jako nazbyt głośne. Jeśli oczekujecie wyciszenia, to Alicja nie jest właściwym wyborem.
Tekst był zabawny. Myślę, że gimnazjaliści i ich rodzice docenili specyfikę tego języka. Było tu sporo gimnazjalnego slangu i gry słów.
Na przedstawienie przyszłam z małymi dziećmi. Podobała im się muzyka, akcja była czytelna. Dzieciaki odebrały przebieg wydarzeń jako spójny i przejrzysty.
Autorzy dotykają tematu palenia. Nikotyna zajmuje sporą część scenariusza- od kuszenia jednym papierosem, po atak chronicznego kaszlu, który dopada Gąsienicę.
Miałam przyjemność siedzieć obok drugiej obsady przedstawienia. Wszyscy dumnie prezentowali musicalowe koszulki z plakatem Alicji i śpiewali pełną piersią znane im utwory.
Dobrze zobaczyć młodzież z pasją, pełną energii i łamiąca stereotypy dotyczące ich pokolenia. Ta grupa jest dowodem, że młode pokolenie nie ma w głowie tylko gier komputerowych i nie żyje wyłącznie w wirtualnym świecie.