Walentynki mogą być tym bardziej nastrojowe, jeśli są spędzane na łonie natury. Choć akurat ostatniej niedzieli przyroda okryta była deszczową i pochmurną szatą, sprzyjała łączeniu... szarych komórek. Dlatego nie tyle romantycznie, co przygodowo, 14 lutego upłynął w leśnych i podmokłych okolicach jeziora Kamień.
Mimo że pogoda nie jednego by odstraszyła, frekwencja była całkiem spora. Dopisali i mali, i duzi Traperzy, którzy mogli spędzić czas na wolnym powietrzu jako leśni detektywi. Zadania wymagały wytężenia różnych zmysłów, aby móc nie tylko wzrokiem, ale też zapachem i dotykiem, rozpoznać okoliczne gatunki roślin, jak bagno, jałowiec, torfowiec, czy dąb. Czujne oczy wytropiły ponadto ślady dzikich zwierząt: sierść dzika i czaszkę drapieżnika (prawdopodobnie lisa)!
Nie zabrakło też wątków walentynkowych: na gałęziach drzew rozwieszane były apetyczne oznaki miłości do ptaków – serca składające się z ziaren zatopionych w smalcu.
Każdy detektyw zasłużył na rozgrzewającą przerwę przy ognisku. Jednak również tu nikt nie próżnował: połączenie talentów technicznych z kulinarnymi mogło się ujawnić podczas przygotowywania strawy dla ptaków. Najpierw przygotowano pojemniki ze sznurka, patyczka i kubka po jogurcie, w których umieszczono ptasie przysmaki. Następnie na ognisku Traperzy upichcili słodką przekąskę dla siebie.
Przewodnikiem uczestników Zimowej Wyprawy była cierpliwa i wesoła Katarzyna Rosińska, ornitolog i prezes Fundacji Akcja Bałtycka. Znosiła wszelkie dziwne zachowania uczestników, od wybuchów nieokiełznanej radości po sporą dekoncentrację, obdzielając wszystkich wiedzą i uśmiechem.
Każda Wyprawa Małych Traperów wiąże się z poznawaniem innego miejsca, jego specyfiki ze względu na położenie i obecność różnych gatunków. Do tej pory, od lipca 2015, miało miejsce w sumie 5 wypraw.
Traperzy wydeptywali też ścieżki w Rezerwacie „Swelina”, nad rzeką Kaczą, w Zbychowie nad jeziorem Wyspowo i w Borowie. W trakcie jednej z takich eskapad na ognisku gotowany był kisiel z owoców leśnych, zebranych podczas spaceru. A moja Jadzia wróciła do domu z wiaderkiem pełnym skarbów natury.
Pewną niedogodnością może być dla kogoś dojazd. Tym bardziej, że nowoczesna technika w postaci oprogramowania GPS może wyprowadzić w pole. Lub, jak w naszym wypadku, na środek jeziora. Jednak jeśli chcemy oderwać się choć na chwilę od miejskiego smogu, taką niedogodność zniweluje szybko myśl o zdrowym oczyszczającym powietrzu, obcowaniu z przyrodą i zdobywaniu lub pogłębianiu wiedzy i doświadczenia.
A gdy jeszcze żegna nas widok dzięcioła, który bez stresu ostukuje pień przydrożnego drzewa, nic tylko czekać na kolejną wyprawę.