Nie umiem – to bardzo częsta reakcja osób dorosłych na pytanie o to, czy śpiewają. Z tańcem jest podobnie, o graniu na instrumentach nie wspominając. Sama jeszcze całkiem nie dawno tak twierdziłam. A przecież dzieci nie mają problemów z żadną z tych muzycznych form ekspresji.
Jako dorośli niechętnie muzykujemy, brakuje nam w tym swobody, którą spotkać można wśród innych narodowości. Może to wynikać ze złych doświadczeń szkolnych, gdzie zamiast zwyczajnej zachęty do wspólnego śpiewania, czy grania, jak to się dzieje jeszcze w przedszkolu, uczono nas zapisu nutowego, z którego i tak nic nie wynieśliśmy. Na dodatek byliśmy za to oceniani. Trudno w takich warunkach czerpać z muzyki satysfakcję. Tak naprawdę każdy, dorosły czy dziecko, najsprawniej uczy się przez zabawę.
Jeśli dodamy do tego fakty, że muzyka wspomaga rozwój od najmłodszych lat, albo to że taniec zaspokaja potrzebę ruchu, odprężenia i tworzenia, to nie pozostaje nam nic innego jak uczynić z muzyki nieodłącznego towarzysza codziennych działań.
Dlaczego to muzyka tradycyjna jest taka istotna? Przyczyn jest co najmniej kilka. Zaczynając od takiej niepozornej jak przekaz ustny z pokolenia na pokolenie. Kiedyś chłopcy na wsi nie czytali nut, tylko grali ze słuchu. Siadali ze skrzypcami obok ojca, czy starszego brata i po prostu grali. Po pierwsze dzięki temu więzi międzyludzkie się zacieśniały, poza tym człowiek był śmielszy i bardziej otwarty w komunikacji z innymi.
Po drugie wzmacniana jest pamięć długotrwała. Nie trzeba robić specjalnych badań, żeby to potwierdzić. Wystarczy spotkać na wsi staruszkę śpiewającą kilkadziesiąt pieśni czy przyśpiewek, korzystającą przy tym z bogatego śpiewnika przechowywanego w głowie. Jako dziewczynka nie zapisywała tekstów tylko zapamiętywała przez powtarzanie za babcią lub ciotką.
Niezależnie od tego, w latach 50. w Polsce odeszło się od tradycji w wychowaniu jako symbolu zacofania. Stąd – w porównaniu z innymi narodami – mamy ubytki wiedzy w tym zakresie, a często też wstydzimy się swoich korzeni. Trudno się dziwić, skoro muzykę ludową kojarzymy z zespołami pieśni i tańca, disco polo lub sprośnymi przyśpiewkami weselnymi. A to właśnie te elementy są wytworem czasów powojennych.
Muzyka tradycyjna jest prosta, ale nie prostacka.
Brak w niej abstrakcji, ale nie symboliki, czy ozdobników. Pieśni posiadają wiele metafor, które jednak nie są wydumane i oderwane od rzeczywistości. Teksty są związane z życiem codziennym, czasem zabawne. Taniec z kolei nie wymaga dużego wysiłku i często jest związany z obrotami. A przecież dzieci uwielbiają się kręcić.
Przez to każdy może być wykonawcą i odbiorcą muzyki tradycyjnej.
Dawniej na wsi, nie było podziału na scenę i publiczność, profesjonalistów i amatorów. Wszyscy grali, śpiewali i tańczyli w różnych okolicznościach, na co dzień i od święta. Było to dla nich tak samo naturalne jak chodzenie, jedzenie, czy sen.
Ciągłe i czynne muzykowanie w życiu powoduje przyzwyczajenie do tej aktywności, a przez to też swobodniejsze jej traktowanie. Ponadto takie działania wpływają kojąco, a nawet leczniczo, na organizm człowieka, niwelując stresy i napięcia.
Moja niespełna 4-letnia córka tańczy do wymyślonej i śpiewanej przez siebie piosenki, opowiadając w niej o swoich codziennościach. W parku traktuje deski ławki jako klawisze, wygrywając na nich niesłyszalną melodię. Rozpoznaje też w reklamie radiowej podkład muzyczny. Rzecz jasna nie mówi, że to „Dla Elizy” Beethovena, ale radośnie i z przejęciem woła „to od pana”. Jego akurat pamięta z gry stworzonej przez znaną wyszukiwarkę internetową.
Oczywiście nie mam bezpośredniego dowodu, że taka muzyczna pamięć i inwencja twórcza wywołana jest u niej przez ciągłą obecność muzyki w domu. Skoro jednak istnieje potrzeba, to „zaryzykuję”, śpiewając ludowe kołysanki, tańcząc z Jadzią wokół stołu, gdy tata gra na cymbałach wileńskich, czy wyginając się, gdy ona bębni w dno pudła od klocków.