Wczoraj wybrałam się z niespełna 7-letnim synem do Teatru Miniatura na przedstawienie "Błękitna Planeta".
Spektakl zaskoczył mnie pozytywnie pod wieloma względami. Jeśli jesteście fanami teatru to polecam obejrzenie go z uwagi na jego oryginalność - to
fajnie napisana współczesna opowieść - inna niż większość teatrzyków dla dzieci.
Jeśli nie jesteście fanami teatru to polecam jeszcze bardziej - scenariusz oparty na bestsellerowej powieści sprawi, że ani rodzic ani dziecko (prawdopodobnie) nie będą się nudzić, a przesłanie jakie można wynieść po obejrzeniu spektaklu jest w obecnych czasach takie prawdziwe i bezcenne.
"Błękitna planeta" to opowieść o niezwykłej planecie zamieszkałej tylko przez dzieci, które nigdy nie dorastają. Całymi dniami bawią się, żyją w przyjaźni ze sobą i w zgodzie z naturą. Są szczęśliwe i niczego im nie potrzeba. Wszystko zmienia się, gdy na ich wyspie pojawia się Cezary Nakręcony - międzygalaktyczny sprzedawca odkurzaczy i zaczyna powoli ulepszać ich życie.
Cezary sprawia między innymi, że mogą latać (niszcząc przy tym niestety motyle), nie muszą się myć (dzięki supersubstancji Teflon). Aby mogły bawić się jeszcze więcej Nakręcony zatrzymuje słońce, tak aby już nigdy nie zachodziło - bo spanie to przecież NUUUUDA. Dzieci chcą ciągle więcej i więcej, a Cezary dostarcza im wciąż nowych rozrywek ... za każdym razem biorąc od każdego z nich tylko kropelkę ich młodości...
Pewnego dnia przypadek (i próżność) sprawiają, że dwójka przyjaciół: Hulda i Brimir ląduje po drugiej stronie planety, gdzie jest ciemno, zimno, a wszędzie grasują straszliwe bestie. Dowiadują się od napotkanych dzieci, że kiedyś tu też było cudownie, ale od kiedy słońce przestało się pojawiać, ich część planety umiera. One także wkrótce umrą z zimna i głodu. Brimir i Hulda wstydzą się przyznać, że to oni i ich zachłanność są winni tej sytuacji, więc kłamią, że właśnie szukają słońca, bo u nich jest jeszcze gorzej i ciemniej, i straszniej. Dzieci z mrocznej strony planety pomagają im wrócić do domu i dają jeszcze na drogę trochę jedzenia, choć same mają go tak niewiele. Po powrocie Hulda i Brimir opowiadają przyjaciołom co widzieli, ale ci początkowo nie chcą im wierzyć, ani nie chcą ich słuchać. Tak naprawdę nawet nie zauważyli ich zniknięcia. Interesuje ich tylko więcej zabawy. I wtedy zdarza się coś co zmienia ich punkt widzenia ... ale tego już nie będę opisywać, żeby nie psuć nikomu zabawy :) Powiem tylko, że opowieść kończy się pozytywnie i optymistycznie. Zło (czyli Cezary) zostaje pokonany swoją własną bronią. Nauczone doświadczeniem dzieci znajdują sposób, aby wszyscy żyli razem długo i szczęśliwie :)
Przedstawienie w ciekawy sposób pokazuje, jak łatwo ulegamy pokusom "lepszego życia" i jak szybko i bez namysłu oddamy to co mamy najcenniejszego w zamian za coś, co jeszcze niedawno wcale nie było nam potrzebne. Pokazuje też dziecięcą naiwność i zaufanie do "mądrzejszego" dorosłego, który na pewno wie lepiej. Sam Cezary Nakręcony jest doskonałym odzwierciedleniem obecnych handlowców i marketingowców, którzy wciąż proponują nam nowe, lepsze produkty, które ułatwią i umilą nam życie. Tak łatwo im ulegamy, a już szczególnie podatne na to są dzieci.
Podsumowując - ja wyszłam z teatru zadowolona. Syn momentami był rozbawiony, momentami zaskoczony, kilka razy widziałam nawet że się przestraszył - ale właśnie o emocje tu chodzi :) Gdy po przedstawieniu zapytałam, czy mu się podobało - przytaknął. A ponieważ ani razu nie spytał mnie w trakcie "Kiedy wyjdziemy?" to chyba mogę mu wierzyć :)
Mama Kasia z Gdańska
Fot. Piotr Pędziszewski
Zdjęcia dzięki uprzejmości Teatru Miniatura.