Warszawa

Chwila dla mnie

Chwila dla mnie

Na początku macierzyństwa istniały tylko chwile dla dziecka, chwile na karmienie, chwile na czegoś-zjedzenie, chwile na domu posprzątanie. Chwile dla mnie, jeśli się pojawiały, ochoczo przesypiałam. Potem, jak już nieco ogarnęłam siebie w nowej roli, dziecię moje oraz rzeczywistość w ogóle, ustaliłam ze współrodzicem podział obowiązków i zaczęłam trochę sypiać w nocy, chwile dla mnie zaczęły nieśmiało kiełkować w czasoprzestrzeni macierzyństwa. I kiedy zaczęły mieć długość dostrzegalną gołym okiem, okazało się, że brakuje mi pomysłu na to, jak je wykorzystać.


Pewnego dnia mój mąż wrócił wcześniej z pracy. Jakiś taki w dobrym humorze, niemalże z pieśnią na ustach. - Mam dla ciebie prezent, kochanie – oznajmił w progu. – Zajmę się maleństwem przez dwie i pół godziny, a ty będziesz miała czas dla siebie. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, ale pomyślałam, że ochłonę potem, bo mi już te dwie i pół godziny leci. Myśli mi galopowały szybciej niż konie w Wielkiej Pardubickiej: „Co robić, dokąd pójść, z kim się spotkać?…”

 

Było oczywiste, że jest to czas na wyjście z domu, więc szybko namazałam sobie jakiś makijaż i pognałam w siną dal, licząc na to, że jak pęd powietrza mnie otrzeźwi i wyrwie z szoku, to coś wymyślę. Wiele nie wymyśliłam, ale lepszy rydz niż gołąb na parapecie, więc wylądowałam w najbliższym centrum handlowym. Nic innego nie przyszło mi do głowy. Po drodze zadzwoniłam do trzech przyjaciółek – pierwsza właśnie na nartach zjeżdżała ze stoku jakieś 500 kilometrów ode mnie, druga w pracy jakieś Okropnie Ważne Zlecenie dłubała. W końcu trzecia, mimo mokrej głowy, obiecała spotkać się ze mną na kawie.


Kawą poparzyłam sobie język, bo próbowałam ją wypić duszkiem – nie zdążyłam wyhamować z tempa obowiązkowego codziennego biegu młodej matki do rytmu bardziej odpowiedniego dla chwili dla mnie. Po kawie ruszyłyśmy w sklepy. Moja przyjaciółka kupiła sobie piękną kieckę, trzy bluzki i tonę kosmetyków, bo akurat były wyprzedaże.
- No to teraz zróbmy coś dla mnie – zażądałam.
- Oczywiście! A co byś chciała?
- No... nie wiem… Może… - w głowie zrobiła mi się chwilowa pustka, a czas płynął, więc rozsądnie zarządziłam: - Chodźmy na razie kupić pieluchy, a potem zobaczymy.


Z mojej dwuipółgodzinnej chwili dla siebie wróciłam do domu z naręczem pieluch, kremem na pieluszkowe odparzenia, kropelkami na kolkę i zapasem soli fizjologicznej na wszystko. Oraz z mocnym postanowieniem, że następnym razem nie pozwolę się zaskoczyć chwilą-dla-mnie, tylko solidnie się do niej zawczasu przygotuję. Tak na wszelki wypadek - gdyby miała się zdarzyć.


Elżbieta Manthey

 

Komentarze

Oj, znam to, znam... ja na razie jestem na etapie przesypiania "chwil dla mnie", ale mam nadzieję że się to niebawem zmieni... ;]

dodany: 2012-07-26 11:00:06, przez: Kasia

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Artykuły

Warto zobaczyć