Oswajanie dzieci ze sztuką nie jest łatwym zadaniem. Tu potrzebne jest spore wyczucie ich kulturalnych potrzeb i gustów. Często bowiem okazuje się, że maluchy to bardzo wybredny widz i trudno go zadowolić. Jak zatem w łatwy i przyjazny sposób zaznajomić je z muzyką klasyczną?
Odpowiedzią jest niezwykle wdzięczna i opowiedziana w zabawny sposób bajka muzyczna „Piotruś i wilki” będąca niestandardowym połączeniem rozrywki i edukacji. Okraszona dobrym humorem i dynamiczną akcją opowieść o chłopcu, który nie posłuchał swojego dziadka i poszedł bawić się ze zwierzętami na łące spotkała się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem dzieci, a to najlepsza rekomendacja owej sztuki. W czym tkwi fenomen tego nietuzinkowego przedstawienia, który tak szybko zaskarbił serca tłumnie przybyłych na spektakl brzdąców? Otóż „magicznych składników” przepisu na sukces tego spektaklu jest kilka. Zatem po kolei.
Fot. Katarzyna Zalewska
Przedstawienie rozpoczyna się nietypowo. Na początek mamy więc wprowadzenie mające na celu zaznajomienie publiczności z instrumentami orkiestrowymi. Ich dźwięk ma zapowiadać przybycie konkretnych postaci. Sam pomysł – strzał w dziesiątkę! Taka gra skojarzeń jest bowiem świetną zabawą i jednocześnie cenną lekcją muzyki dla dzieci. Poznając i zapamiętując konkretne instrumenty takie jak fagot, smyczki, klarnet czy waltornia maluchy w łatwy i przyjazny sposób uczą się rozpoznawać kolejne postaci. Ów innowacyjny zabieg więc nie tylko oddziałuje na ich pamięć i zdolność koncentracji, ale także pobudza wyobraźnię dzieci.
Kolejną niespodzianką jest fakt, iż postaci sztuki nie mają charakterystycznych dla odgrywanych przez nie ról kostiumów. Ubrane są raczej normalną, dość współczesną odzież, jedynie utrzymaną w konkretnej kolorystyce. I tak np. kaczka jest żółta, ptaki kolorowe, a kot czarno-biały. Nacisk położono tu więc nie ma dopracowane w każdym detalu kreacje, ale na grę aktorską i jak się okazuje takie rozwiązanie zdaje swój egzamin na piątkę! To odejście od tradycyjnych kostiumów choć w pierwszej chwili nieco rozczarowuje jest jednak zamierzonym i bardzo przemyślanym działaniem. Efekt? Dzieci mimo symbolicznych kostiumów zwierząt bez problemu rozpoznają konkretne postacie bazując na ich zachowaniu czy identyfikując je z odgłosami konkretnych instrumentów. Cel zatem osiągnięto!
Fot. Katarzyna Zalewska
W spektaklu imponuje także to, iż akcja rozgrywa się blisko widza, praktycznie na skraju sceny, a momentami przenosi także w jej w głąb dzięki podestowi umieszczonemu pośrodku widowni. Taki element w połączeniu z dialogiem z publicznością w wykonaniu narratorów doskonale sprawdza się w nawiązaniu świetnego kontaktu z widzem już od samego początku. Dzieciaki mogą zatem aktywnie uczestniczyć w przedstawieniu zgadując jakie zwierzę pojawi się na scenie.
Jakby tego było mało w sztuce pojawiają się także efekty specjalne. Maluchy mają więc mnóstwo dobrej zabawy podziwiając krążący nad ich głowami sterowiec, polując na bańki mydlane, łapiąc w dłonie sztuczny śnieg czy podziwiając dymne chmurki unoszące się nad sceną. Ja, obserwując reakcje widzów miałam wrażenie, że takie zaskakujące elementy były nie lada gratką nie tylko dla maluchów, ale także i dorosłych! Dodając do tego wartką akcję okraszoną melodyjną muzyką i szczyptą dobrego humoru mogliśmy być uczestnikami naprawdę niesztampowego i bardzo pomysłowego przedstawienia.
Okazuje się, że serca najmłodszej części widowni można zaskarbić sobie bez zbędnej pompy, a jedynie prostymi środkami wyrazu. A reakcje dzieci? Naprawdę bezcenne. Niektóre z nich nawet wychodząc z teatru nadal naśladowały odgłosy i melodie towarzyszące poszczególnym postaciom czy nucąc piosenki. To chyba najlepsze potwierdzenie tego, że taka nietuzinkowa lekcja muzyki połączona z teatrem zyskała nowych fanów.
Agnieszka Damieszko-Charnock
Zdjęcia dzięki uprzejmości Teatru Wielkiego im. St. Moniuszki w Poznaniu.